[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozejrzał się uważnie po okolicy i gdy miał już pewność, że nikt gonie obserwuje ani nie śledzi, przemknął przez rumowisko kamienido środka budowli.Trzymając dłoń przy ścianie, doszedł do bocznejnawy.Wybrał kilka szczap z przygotowanej zawczasu sterty i ułożyłz nich niewielki kopczyk.Po trzech pacierzach siedział, grzejąc się przy ogniu.Nadziany namiecz gołąb, wcześniej wypatroszony i oskubany z piór, skwierczałcicho, a kropelki roztopionego tłuszczu z sykiem kapały w ogień.Szachista wpadł w błogi nastrój przed ucztą, choć kawałek mięsiwa,jaki sobie szykował, wyglądał nader żałośnie.Jednak to i tak byłlepszy posiłek niż to, co spożywali jego kompani.Tamci gryzli korę izagryzali pierwszym śniegiem.Nagle zesztywniał.W oddali dostrzegł światełko.Jeden płochyognik migający gdzieś pośrodku kościoła. Najemnicy&  szepnął i w panice jął gasić płomienie.Cichoodłożył miecz z gołębiem na bok, butem rozrzucając drewka.Naniewiele się to zdało, więc zerwał z grzbietu płaszcz i narzucił go na ognisko, dusząc płomienie.Co tam! Płaszcz się jakiś znajdzie, ten itak dziurawy i postrzępiony, za to obiadu nie odbierze mu nikt! I niktnie pozna jego kryjówki.Naiwne było to myślenie.Gdyby do kościoła rzeczywiście weszliNormanowie, żałosna szamotanina Tryfona tylko wzbudziłaby ichrechot.Jednak to nie byli najemnicy.Dopiero po chwili dojrzał, żepełgający ognik błyska na knocie wielkiej świecy.Ledwie tozrozumiał, klika kroków dalej zapłonęła następna.A zaraz po niejkolejna, i jeszcze następna, aż nagle pośrodku spalonej świątynizalśnił żółtopomarańczowy krąg płomyków.Szachista wstał, otwierając usta z przestrachu.Nim jednak zdążyłwydać okrzyk przerażenia, jakiś tubalny głos przemówił: Tryfonie&Przerażony postąpił krok w tył, padając na tlący się płaszcz.Zawyłz bólu i podskoczył, waląc łbem o sterczącą belkę.Przekląłszpetnie. Nie bluznij, Tryfonie&  posłyszał znów.Chociaż Szachistapróbował przebić wzrokiem ciemność, widział jedynie chybotliweogniki. Kim& Czym& Jesteś& ?  wybełkotał, przezwyciężając strach. Jam jest święty Ignacy Antiocheński, patron tej spalonej świątyni&Tryfon opadł na kolana. Jezu Chryste, Panie mój, wybacz mi moje grzechy& Nie wzywaj imienia Pana nadaremno.I nie bluznij, bom ani ja, aninasz Pan nie przyszedł cię sądzić.Nie jest to twój czas, by zBogiem się złączyć.Myśli Szachisty trzepotały jak chwytane gołębie: Zwięty IgnacyAntiocheński? Ale dlaczego? Gdzie? Dlaczego go nie widzę? Dlaczego do mnie? Czy nadchodzi moja śmierć? Powiedział, żenie, ale co w takim razie? Czy jednak umrę? Ale dlaczego nic niewidzę? Nie widzę świętego& ? Pewnie masz wiele pytań, Tryfonie Szachisto.Nie musisz sięlękać, powtarzam.Nie widzisz mnie? To chodz tu bliżej, a poznaszme oblicze.Wstał z klęczek i drobnymi krokami ruszył w stronę świec.Rozglądał się na boki, jednak nikogo nie dostrzegł.Dopiero gdydotarł za krąg ogników, spostrzegł, że otaczają one kamiennąrzezbę ustawioną we wnęce po przeciwnej stronie ołtarza.Figuraprzedstawiała brodatego starca z długimi włosami, w biskupichszatach, z księgą w dłoni.Znów padł na kolana.A rzezba przemówiła: Nie lękaj się, powiadam.Przybyłem tu, do świątyni naszego Pana,która nosi moje imię, by ci dać słowa otuchy i poprowadzić cię kudrodze zbawienia. Zwięty Ignacy, czy i mnie czeka męczeńska śmierć? Czy i ja mampójść na śmierć jak Pan Nasz Jezus Chrystus?  Szachista nie dokońca wiedział, co mówi, jednak czuł, że tak powinien.Rzezba szybko wyprowadziła go z błędu. Zamilcz, Tryfonie i słuchaj!  nakazała.Tryfon zamilkł i słuchał. Od czterech miesięcy pod murami miasta stoi armia pogan,plugawych wyznawców herezji Mahometa.Otoczyli Antiochię,odcięli drogi, zdobyli też port nieopodal, pilnują szlaków wiodącychprzez góry.Basileus daleko, nikt nie przyjdzie wam z pomocą,zanim nie nadejdzie wiosna.  Biada nam  jęknął Tryfon. Zginiecie z głodu  potwierdził święty Ignacy. Ale&  dodał pochwili  jest dla was jeszcze jedna szansa.Nie wszystko jeszczestracone! Musicie tylko odnalezć relikwię! Relikwię? Gdzie? Jaką? Zwiętą Włócznię, którą kaci przebili bok Pana Naszego, JezusaChrystusa, gdy cierpiał kazń na krzyżu.Włócznia jest tu, wAntiochii! Znajdziesz ją pod podłogą katedry Zwiętego Piotra.Musisz kopać! W którym miejscu? Katedra jest ogromna! Pośrodku! Szukaj! Szukaj wszędzie! Kop! A jak już znajdzieszZwiętą Włócznię, to Bóg wyśle wam do pomocy armię aniołów, zktórej pomocą pokonacie saraceńską zarazę, plugastwoMahometowej herezji.Seldżucki atabeg umknie niczym zając, jegohorda pójdzie w rozsypkę, a wy zapomnicie, co to głód i zimno.Nachwałę Pana, idz, odszukaj Zwiętą Włócznię!Tryfonowi cisnęły się na usta liczne pytania, lecz nagle spostrzegł,że świece wokół posągu świętego zaczynają powoli gasnąć.Pochwili zapadła ciemność.Zapach zduszonych knotów delikatnie drażnił jego nos.Szachistapodszedł do rzezby i wyciągnął dłoń. Zwięta Włócznia&  wyszeptał.* * *  Wierzysz mu, panie?  spytał Roussel de Bailleul, szybkimiruchami odkrawając z pieczonego łba końskiego wąskie paskimięsa.Chude ścięgna były całkowicie pozbawione tłuszczowejotoczki.Zwierzę przed ubiciem również głodowało.Strategos ucałował srebrny krzyż zawieszony na szyi.Już towystarczyło za odpowiedz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki