[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Smithback nie musiałsię spieszyć.Miał tyle czasu, ile było mu potrzeba.Całą wieczność.Z pewnym niepokojem zawrócił do szczytu schodów i spojrzał w dół.Bramawjazdowa, jak mu się zdawało, powinna znajdować się po lewej, niedaleko holu głównego.Zszedł po schodach i przystanął, czujnie nasłuchując u ich podnó\a i ponownie zerkając naniekończące się rzędy dziwnych gablot.W dalszym ciągu wokoło panowała głucha cisza.Zcałą pewnością prócz niego w domu nie było \ywej duszy.Przypomniał sobie teorię Pendergasta.A co, je\eli Lengowi naprawdę się udało.?Smithback zaśmiał się w głos, choć zabrzmiało to trochę sztucznie.Co on sobie, u licha,wyobra\ał? Nikt nie mo\e \yć sto pięćdziesiąt lat.Ciemność, cisza i ta zagadkowa kolekcjazaczęły zanadto oddziaływać na jego wyobraznię.Przystanął, by się rozejrzeć.Z holu odchodził w lewo jeden korytarz.Smithbackuznał, \e to był ten właściwy.Korytarz tonął w całkowitych ciemnościach, ale właśnie toprzejście wydało mu się najbardziej obiecujące.Powinien był pomyśleć o zabraniu z sobąlatarki.Niewa\ne - najpierw sprawdzi ten właśnie korytarz.Stąpając ostro\nie, omijając gabloty i przedmioty przykryte płachtami, przeszedł przezhol i wszedł do bocznego korytarza.Jego zrenice nie mogły się ju\ bardziej rozszerzyć iprzejście pozostało skąpane w egipskich ciemnościach, mrok był niemal namacalny, zdawałsię napierać na niego ze wszystkich stron.Sięgnął do kieszeni i wyjął pudełko zapałekzabrane z Blarney Stone.Zapalił jedną, zgrzyt siarczanej główki o draskę zabrzmiałnieprzyjemnie głośno w ciasnym przejściu.Migoczący płomyk ujawnił, \e przejście wiodło do innego, rozległego pomieszczenia,w którym równie\ stały rzędy drewnianych regałów.Postąpił kilka kroków naprzód, a\zapałka całkiem się wypaliła.Dotarł po ciemku tak daleko, jak tylko się odwa\ył, macając naoślep, a odnalazłszy wejście do drugiej sali, ostro\nie przestąpił próg.Znalazłszy się wśrodku, zapalił drugą zapałkę.Tu zgromadzono zbiory innego rodzaju - miał przed sobą rzędyokazów w słojach z formaliną.Przez chwilę jego wzrok padł na rząd słojów, w którychznajdowały się ogromne gałki oczne - ślepia wielorybów? Starając się nie marnować światła, ruszył szybkim krokiem naprzód i w pewnej chwili potknął się o wielką, szklaną butlęustawioną na marmurowym podwy\szeniu, wypełnioną czymś, co wyglądało jak pokaznychrozmiarów pęcherz pławny.Gdy ponownie wstał i zapalił kolejną zapałkę, dostrzegł napis natabliczce:  śołądek mamuta z zawartością jego ostatniego posiłku, znalezionego na lodowychpolach Syberii..Pospiesznie ruszył dalej, przemykając, jak mógł najszybciej, pomiędzy rzędamiregałów, a\ dotarł do pojedynczych drewnianych drzwi, poobijanych i poznaczonych rysami.Poczuł pieczenie, gdy zapałka oparzyła opuszki jego palców.Zaklął pod nosem, upuściłzapałkę i zapalił następną.W jej blasku otworzył drzwi.Wiodły do olbrzymiej kuchniwyło\onej czarno-białymi kafelkami.W jednej ze ścian znajdował się głęboki, kamiennykominek.Resztę pomieszczenia zdominował ogromny, \elazny piec i kilka długich stołów.Zhaków w suficie zwieszały się tuziny zaśniedziałych, miedzianych garnków.Wszystkowyglądało na zapomniane, toczone rozkładem, zasnute grubą warstwą kurzu, pajęczyn iupstrzone mysimi odchodami.To była ślepa uliczka.Dom był ogromny.Zapałki nie wystarczą na długo.Co zrobi, kiedy się skończą? Wez się w garść, Smithback - powiedział do siebie.Z całą pewnością od stu lat w tymdomu nikt nie gotował.Nikt tu nie mieszkał.Czym on się w ogóle przejmował?Wykorzystując pamięć i aby nie marnować więcej zapałek, wrócił do du\ego pokoju,wyszukując po omacku dłońmi rząd przeszklonych gablot i przesuwając się wzdłu\ nich.Wpewnym momencie otarł się o coś ramieniem.W chwilę potem coś gruchnęło u jego stóp ipoczuł w nozdrzach gryzącą woń formaliny.Czekał z nerwami napiętymi jak postronki, a\ucichnie echo głośnego huku.Ju\ miał zapalić zapałkę, ale zmitygował się.Czy formalina jestpłynem łatwopalnym? Lepiej teraz tego nie sprawdzać.Nie czas na eksperymenty.Postąpiłkrok i jego stopa w skarpetce napotkała coś du\ego, wilgotnego i elastycznego.Eksponat wsłoju.Ominął go szerokim łukiem.W korytarzu nieco dalej powinny być jeszcze inne drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki