[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mówiła głosem aż grubym, a mnie ślina napływała do ust.W końcu już nie mogłem tego znieść.- Ty coś jesz, córko - warknąłem.- Nie, mon pere.- Prawie się oburzyła.- Jem? Jakżebym ja.- Przecież słyszę.- Już nie zniżałem głosu.Na pół wstałem w ciemności konfesjonału, chwyciłem sięparapetu.-Nie jestem idiotą.- Znów usłyszałem mlaśnięcie śliny o język i rozgniewałem się bardzo.- Słyszę, madame Arnauld! Czy może się pani zdaje, że pani nie tylko nie widać, ale i nie słychać?- Mon pere, zapewniam księdza.- Proszę zamilknąć, madame Arnauld, dość krzywoprzysięstwa! - ryknąłem i nagle już nie byłozapachu czekolady ani mlaśnięć, tylko zdławiony łzami okrzyk oburzenia i paniczne szuranie, kiedynieszczęsna kobieta uciekła od konfesjonału, ślizgając się podczas biegu na wysokich obcasach poposadzce.Sam w konfesjonale usiłowałem odtworzyć sobie ten zapach, ten odgłos, tę pewność, jaką czułem -słuszność mojego gniewu.Ale gdy znów zamknęła się wokół mnie ciemność pachnąca nie czekoladą,lecz kadzidłem i dymem świec, zwątpiłem.I nagle uświadomiłem sobie niedorzeczność tegoincydentu.Wprost zwinąłem się w pa-roksyzmie śmiechu niespodziewanym i niepokojącym.Ledwieprzestałem się śmiać, roztrzęsiony, mokry od potu, z żołądkiem podjeżdżającym do gardła.Znówraptownie przyszło mi na myśl, że docenić w pełni komizm tej sytuacji mogłaby jedynie ona.Towystarczyło, by wywołać następne konwulsje.W rezultacie musiałem czas wysłuchiwania spowiedziskrócić pod pretekstem lekkiej niedyspozycji.Krokiem niepewnym wracając do zakrystii,zauważyłem, że kilka osób dziwnie na mnie patrzy.Powinienem być ostrożniejszy.Od plotek roi sięw Lan-squenet.Odtąd jest spokojnie.Mój wybuch w konfesjonale kładę na karb lekkiej gorączki, która potem wciągu nocy spadła.Ten incydent się nie powtórzy.Zastosowałem środek ostrożności, ograniczyłemmianowicie wieczorny posiłek jeszcze bardziej, aby nie mieć kłopotów trawiennych,prawdopodobnie będących przyczyną.Wszelako czuję wokół siebie niepewność - prawiewyczekiwanie.Wiatr sprawia, że dzieciom wywraca się w głowach, biegają po rynku zwyciągniętymi rękami, nawołując się jak ptaki.Dorośli również wydają się nieoględni, nerwowi,skłonni wpadać z jednej ostateczności w drugą.Kobiety mówią za głośno, cichną nieśmiało na mójwidok, inne są płaczliwe, niektóre agresywne.Rozmawiałem z Josephine Muscat dziś rano, gdysiedziała przy Cafe de la Repub-lique.Ta apatyczna, małomówna kobieta dziś była obelżywa, oczyjej pałały, głos drżał w niepohamowanej furii.- Niech ksiądz mnie zostawi! - syknęła.- Czy nie dość już ksiądz namotał?Zachowałem godność i w obawie, że wdam się tylko w wymianę wrzasków, nie zniżyłem się, aby jejodpowiedzieć.Istotnie ta kobieta się zmieniła, zhardziała poniekąd, na jej zwykle zmęczonejtwarzy maluje się teraz jakieś nienawistne skupienie.Jeszcze jedna przeszła do obozunieprzyjacielskiego.Dlaczego, mon pere, ci ludzie nie mogą zrozumieć? Dlaczego nie mogą zrozumieć, jak ta Rochernam szkodzi? Już prawie złamała ducha naszej społeczności.Nasze poczucie celu.Igra z tym, conajgorsze i najsłabsze w skrytym ludzkim sercu.Zaskarbia sobie sympatię, lojalność, czego - Bożedopomóż! - ja w słabości swojej nieomal jej zazdroszczę.Naucza parodii dobrej woli, tolerancji,litości dla biednych bezdomnych wyrzutków na rzece, podczas gdy przez cały czas to zepsuciezakorzenia się coraz głębiej.Zło się szerzy nie poprzez zło, tylko poprzez słabość.Kto jak kto,lecz ty, mon pere, wiesz o tym.Gdzie jesteśmy bez siły i czystości naszych przekonań? Jakąmamy pewność jutra? Jak szybko ta choroba dosięgnie nawet Kościoła? Już przekonaliśmy się, żeten korzeń błyskawicznie się rozrasta.Wkrótce oni będą prowadzić kampanię na rzeczwychowania bez religii, uwzględniać alternatywne "systemy wiary", zlikwidują konfesjonał jakozbędną instancję i będą celebrować "jazń".Zanim się spostrzegą, mon pere, z tym swoim pozorniepostępowym myśleniem, pozornie nieszkodliwym liberalizmem znajdą się bezpowrotnie nabrukowanej dobrymi chęciami drodze do piekła!Ironia losu, prawda? Jeszcze tydzień temu podawałem w wątpliwość własną wiarę.Zanadto byłempochłonięty sobą, aby widzieć te oznaki, zanadto osłabiony na umyśle, aby pełnić swoją powinność.A przecież Biblia mówi nam zupełnie wyraznie, co mamy robić.Chwasty i zboże nie mogą rosnąćspokojnie razem.Każdy ogrodnik to powie.21Zroda, 5 marcaLuc znowu dziś przyszedł, żeby porozmawiać z Armande.Chociaż nadal się jąka, jest pewniejszysiebie, swobodniejszy, nawet od czasu do czasu delikatnie żartuje i zaraz uśmiecha się trochęzdumiony, jak gdyby dotychczas nie wiedział, że potrafi być dowcipny.Armande czarny słomkowykapelusz zastąpiła dziś szalikiem i była w doskonałej formie.Policzki miała jak jabłuszka - usta teżniezwykle czerwone, jednak - podejrzewam - nie tyle dzięki samopoczuciu, ile po sięgnięciu dokosmetyków.Szybko babcia i wnuk odkryli, że mają ze sobą więcej wspólnego, niż kiedykolwiekprzedtem mogli przypuszczać; nieskrępowani obecnością Caro są ze sobą za pan brat.Aż trudnopamiętać, że jeszcze dwa tygodnie temu tylko pozdrawiali się z daleka.Teraz panuje jakaśżyczliwość między nimi.Zniżenie głosu mogłoby już świadczyć o zażyłości.Polityka, muzyka,szachy, religia, rugby, poezja - przerzucają się z tematu na temat jak smakosze przy bufecie,którzy po prostu muszą skosztować każdej potrawy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Renee K. Harrison Enslaved Women and the Art of Resistance in Antebellum America (2009)
- Harris Writing Back to Modern Art ~ After Greenberg, Fried and Clark
- Harris Thomas Hannibal Lecter 02 Milczenie owiec
- Harrison Harry Mlot i krzyż 04 Droga króla
- Harris Charlaine Harper Connelly 04 Grobowa tajemnica
- Harris Robert Imperium Rzymskie 2 Spisek
- Harrison Harry Planeta Ĺmierci 5
- Harris Oliver Podwójne życie
- Robert Jordan Koło czasu 03 Wielkie Polowanie
- Kodeks drogowy 2011r. ze zmianami 2012r
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- biegajmy.htw.pl