[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim wsiedliśmy z Johnem do łodzi należącej do klubu jachtowego "Hyannisport", wiatrjeszcze bardziej się wzmógł.Klub obchodził właśnie siedemdziesiątą piątą rocznicę swojego powstania, więc w wyścigubrało udział bardzo dużo jednostek od jachtów klasy 5-05 poprzez "Lasery" i "Beetle Cats".Spostrzeg łam, że jeden mały jacht został wzięty na hol, za chwilę drugi, a potem jeszczenastępny.Jeden z jachtów klasy "Cape Cod Knockabout" całkowicie zalała woda.Zrobiło mi się niedobrze i napięły mi się ramiona.Ktoś z naszej załogi powiedział, że niektóre wyścigi zostały odwołane, ponieważ dużomniejszych jachtów miało wywrotki.Powróciło do mnie uczucie smutku i fatalizmu.Udało163. mi się je odepchnąć, ponieważ wytłumaczyłam sobie, że takie jachty jak nasz, klasy "Senior",potrzebują bardzo silnego wiatru do rozpoczęcia pływania.Zbliżaliśmy się do wyjścia z przystani, wiał porywisty wiatr z północnego zachodu,dochodzący do trzydziestu węzłów.Gdy wy szliśmy za falochron, uderzył w nas z całą siłą.Wokół wywracały się jeden po drugim mniejsze jachty.John i dwaj pozostali członkowie naszej załogi, Peter i Stewy, zajęci byliprzygotowaniem jachtu do startu.A ja zatopiłam się w wewnętrznym dialogu: Nie zostaniemy tutaj, prawda?Dobrze, że jesteś z Johnem mówiłam sobie.Czyżbym traciła zmysły?Nie, spisujesz się znako micie.O, nie!Ja chcę wracać.Nic ci nie jest.Muszę zejść z jachtu.Nic ci nie będzie.Umrę!W porządku!Uwaga!zawołał John.Wciąga my żagle.Rzuciliśmy się do żagli, wykonując komendę Johna.Peter i ja przedostaliśmy się do relingu po stronie na wietrznej; niemal w tym samymmomencie fala przelała się przez dziób.Woda oblała mi twarz, paląc w oczy i na pełniając usta.Nie panikuj, nie panikuj powtarzałam sobie, ale czułam, że tracę panowanie nad sobą.Kręciło mi się w głowie i miałam ucisk w klatce piersiowej.Luzujemy wszystko i podpływamy do linii star towej komenderował John.Jego głos brzmiał niewiarygodnie spokojnie, opanowa nie.Popatrz na Johna powiedziałam sobie i rób co należy.Zaczęliśmy manewrować między jachtami całej floty przybliżającej się w kierunku liniistartu.Rozległ się wystrzał sygnalizujący, że do rozpoczęcia zostało dziesięć minut.Ale za chwilę usłyszeliśmy drugi, który oznaczał, że start został czasowo zawieszony.Serce skoczyło mi z radości.Wiatr jest za mocny.Będą musieli odwołać wyścig.Chwilę krążyliśmy, czekając na moment, kiedy sędziowie podejmą decyzję.W pewnym momencie za uważyliśmy, że w grotżaglu pojawiło się niewielkie roz darcie, alew tych warunkach nie mogliśmy go naprawić.Musimy koniecznie wpłynąć do przystani, prawda?Po to, żeby umknąć dalszego rozdarcia myślałam.164Opuścili flagę zawołał John.A więc będziemy płynęli.Wszyscy, z wyjątkiem mnie, zaczęli wiwatować.Rozległ się wystrzał oznaczający po czątek wyścigu i ciężkie drewniane kadłuby z trzepoczącymi płótnami żagli ruszyły w swój morski taniec. Prze płynęliśmy linię startową prawym halsem, czekając, żeby pozostałe jachty w grupierozproszyły się.Wiatr wiał w bardzo silnych, nieregularnych porywach.Byłam od strony nawietrznej i co chwila dosięgały mnie fale.Gdy dotarliśmy do boi, wykonaliśmy zwrot i przy stąpiliśmy do przygotowania żaglido następnego etapu.Kiedy jeden z prowadzących jachtów opłynął boję, wielka fala przewaliła się przez jegopokład, wyrywając z osady spinakery.%7łagiel napełnił się wiatrem i zaczął przewracać jacht na bok.Jakimś cudem załoga zdołała w ostatniej chwili zapobiec wywrotce.Nie wiem, czy potrafilibyśmy płynąć z takim spado chronem powiedziałam do Johna,mając nadzieję, że nie będzie próbował tego sprawdzić.Zobaczymy odparł.Dwa prowadzące jachty wciągnęły swoje spinakery.Cholera!zaklęłam w duchu.Oplynęliśmy końcową boję w dużej grupie, potem nieco zwolniliśmy, podnieśliśmynasz spinaker i ruszy liśmy do przodu.Jesteśmy na czwartym miejscu zawołał Peter.Potężny podmuch wiatru przechylił nas na bok, ale Stewy zdołał w porę poluzować grot ijacht się wypro stował.Trzęsłam się cała.Adrenalina spowodowała, że mój organizm już nie dostrzegał strachu.Nie funk cjonował racjonalnie.Jedynym moim pragnieniem było, żeby nie zwariować.Wiatr targał naszym jachtem, który tańcząc posuwał się po falach.Być może zaczęłam krzyczeć, kiedy poczułam uderze nie bardzo silnego powiewuwiatru.Pamiętam tylko, że obróciłam się w kierunku Johna, próbując w jego twarzy znalezćwsparcie, ale ku mojemu przerażeniu wcale go nie znalazłam.Nasz sztaksel się zerwał, a po chwili gruby drewniany maszt trzasnął jak zapałka i runął zlinami,165. blokami i płótnem żagli przez burtę jachtu.Na twarzy Johna dojrzałam wyraz niedowierzania.W pewnym momencie stało się coś jeszcze bardziej niewiarygodnego.Wcale nie płakałam ani nie pełzłam po pokładzie.Nie rozsypałam się psychicznie.Wydarzyło się coś złego, bardzo złego powiedziałam sobie, ale ja nadal żyję.Nic mi nie jest.Dobra!krzyknęłam, zaskoczona siłą swojego głosu.Odepnijmy to wszystko, zanim nas uszkodzi jeszcze bardziej.Ma ktoś śrubokręt?Musimy odłączyć grot.Wyciągajmy żagle z wody!Zobaczyłam, że John uśmiecha się do mnie, i wiedzia łam już, że on też wie.Zostaliśmy zaholowani do przystani i popłynęliśmy szalupą na brzeg.Wszyscy wybiegli na nabrzeże, żeby zobaczyć, czy nic się nam nie stało.Chyba się spodziewali, że będą mnie znosili z szalupy.Musimy załatwić nowy maszt powiedziałam do Johna w drodze do domu.Jutro wypłyniemy.Tak właśnie zrobiliśmy.Pracowaliśmy do pózna w no cy, tak że w końcu "Venture" miał nowy maszt i olino wanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki