[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cóż można napisać poza obietnicą, że jutro siądę do roboty? Toteż obiecuję to sobie.I obiecuję dotrzymać obietnicy.2.To, co się stało na świecie, okrucieństwa, zbrodnie, zdrady, Oświęcim, Katyń, Jałta -wszystko to przerażało mnie mniej niż wielu bliskich mi, i muszę się przyznać, nie zachwiało moim pojęciem świata.Wiem, że nie wypływa to z cynizmu, bo na pewno nie jestemcynikiem - po prostu przyszedłem na świat / poczuciem, że takie rzeczy są możliwe, że życie jest grą sprzecznych sił, w której może dojść i do tak potwornych obrazów.Ale nie znaczy towcale, że całe nasze życie, cała historia to jest jeden Katyń i Oświęcim.Instynkt mój każe mi się zawsze spodziewać również scen innych, widowiska najwyż-s/ego poświęcenia,bezgranicznego miłosierdzia, wzniosłej miłości.Nie wierzę w postęp - wierzę w tę walkę, która zostawia nam zawsze życiodajną nadzieję, że po Hitlerze i Stalinie zjawi się jakiś św.Franciszek albo Wincenty a Paulo.3.To, co możemy dać przez miłość - nie może ostać się, jeżeli podepczemy prawo miłości, które każe nam szukać w niej własnego szczęścia.Nie możemy oddać nikomu ukochanej osoby dla jej dobra - i zarazem nie podeptać naszej miłości, nie /łamać samych siebie.Taka ofiara jest albo szantażem, albo samobójstwem.8 majal.O tyle dotrzymałem danej sobie obietnicy, że próbowałem pisać przez parę godzin rano i przez godzinę po południu.Ale122Maj 1951tylko zamazałem dwie kartki zupełnie bez sensu, ani jednego zdania nie napisałem.2.Zabrałem się do artykułów Matuszewskiego, aby wybrać z nich te, które nadają się do książki.Na razie wielkie rozczarowanie.Parę myśli powtarza się ciągle - co jest niezbędną w dziennikarstwie łopatologią, ale wskutek tego nie wiadomo, co wybrać.I styl dostosowany do wykształconych albo ciemnych prostaczków - jest bardzo z waszecia, bodaj że najgorszy w momentach patetycznych.Dopiero dwa tomy przerzuciłem, ale nie będzie to łatwa sprawa.3.Głuchoniemi w autobusie, dwie panie w średnim wieku dobrze ubrane i dwaj panowie, może trochę od dam młodsi.Mówili na migi z niebywałym i żenującym, bo wprowadzanym przez różne cmokania i ruchy ust ożywieniem.Jeden z panów wyraźnie mówił jakieśsprośności, kokietował swoje damy, bo ciągle dostawał od nich po łapie.Bardzo dziwne widowisko zupełnej zgody na nieszczęście albo braku poczucia nieszczęścia.4.Myślałem długo o tym, com pisał wczoraj o Katyniu i Oświęcimiu, i badałem się, czy ja się czasem nie załguję, czy czasem nie mam po prostu oschłego serca.Ale na pewno nie.Pamiętam z czasów mojej ciężkiej młodzieńczej psychastenii, jak raz po raz wydobywały się ze mnie stare, zapomniane rozpacze, jak torturowały mnie, albo jak przypominałem sobie w dziesięć lat po jego śmierci Julka Kamlera i jak tę śmierć nagle przeżyłem na nowo.Zapominamy o nieszczęściach, o cierpieniach, o okropnościach życia, aby móc żyć iprzeżywać wciąż nowe rozpacze, wciąż inne rozstania.5.W niedzielę u Stasi Nowickiej opowiadałem jakiś bardzo swobodny kawał i w tej chwili zbliżyła się osoba, nie powiem pruderyjna, ale nie wiadomo dlaczego w takich sytuacjachonieśmielająca.Powiedziałem: "Przy pani nie mogę tego opowiedzieć." A Marysia Modzelewska na to: "Naturalnie, że nieMaj 1951123można tego jej powiedzieć.Już raczej pokazać." Było to bajecznie trafione.Raczej można było przy niej "pokazać".9 maja1.Rano słabe usiłowania bez rezultatu.2.Pierwsze lata Matuszewskiego oczywiście znacznie lepsze jako styl, napięcie, siła argumentacji.Okropne jest, że przyzwyczailiśmy się do tego, co nam jak Matuszewskiemu wydawało się wtedy nieprawdopodobne.Gdybyśmy mieli się nie przyzwyczaić, niemoglibyśmy w ogóle egzystować jako emigracja, musielibyśmy na znak protestu kazać się zamknąć.Ta nieuchronna niepamięć o zbrodniach - to podstawa nadziei dla wszystkich zdrajców, dla wszystkich takich czy innych przestępców wojennych.3.Jakiś koncert niby światowy w "Waldorf-Astoria".Serkin grał dziko nudnie Mozarta i Szuberta i porywająco Chopina.Jeszcze raz przekonałem się, że fortepian zaczyna się od Chopina.I jeżeli nie kończy się na nim - to przecież nigdy ponad niego nie wznosi.Jak tragedia - nie wznosiła się ponad Greków, a teatr ponad Rasyna i Szekspira.4.Osiem lat w Paryżu, które mógłby ktoś nazwać "latami rozpusty".Jakże byłoby to głupie i dalekie od prawdy.Były to lata miłości, ale takiej, która nie pęta, nie nakłada duszy niewoli.Był to zachwyt dla ciała, upojenie ciała i ciałem, pełne przecież czułości, przyjaźni, poezji.Ta miłość nie skupiała się na nikim w podświadomej obawie dramatu, niewoli.Ale myślę, że w tym rozproszeniu - nie traciła nic ze swej moralności, nawet, powiedziałbym, czystości.Muszę to kiedyś, oczywiście dobrze ukrywszy, o co chodzi, opisać w powieści."Dla pokrzepienia serc."10 maja1.Dzień w Sag Harbor.- Zmęczenie, później złość na wszystko, zwłaszcza na tzw."nową sztukę".Trzeba było wysił-124Maj 1951ku woli, aby napisać tę stronicę.Nie marzyłem, aby zrobić więcej.2.Po drodze do Sag Harbor różne cuda wiosennych kolorów.Nagle w perspektywie - bardzo daleka zieleń tak jasna i świeża i tak wyraźna - jakbyś ją miał tuż pod sobą - wyłaniającą się z zieleni ciemnych i ciemnoszarych.Raz po raz białość kwitnących jabłoni, bzy liliowe jakbyświeżo pomalowane, krzaki rododendronów.U Wierzyńskich glicynie koło ganku jeszcze blade, jeszcze prawie nie kolorowe.Wszystko to - jakby nierzeczywiste, jakby wspomnienie rzeczy widzianych dawno i już nie należących do mego życia.3.Eliot, Cummings i jacyś jeszcze inni na płytach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki