[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nadrugiej stronie tej karty wizytowej było napisane:PANIE ZAODZIEJU!PRZYKRO MI BARDZO, %7łE FATYGOWAA SI PAN NA PR%7łNO.PIENIDZE S, ALE CHO-WAM JE W BEZPIECZNIEJSZEJ SKRYTCE. Nigdy tu pieniędzy nie było  powtórzył Michał Borzęcki  jeżeli to pisał napra-wdę świętej pamięci burżuj.Marski, najbardziej kompetentny w tej sprawie, oświadczył, że tak, że poznaje pismozmarłego profesora. W takim razie nieboszczyk bazgrał jak sztubak.Wizytówka wędrowała z rąk do rąk, wywołując różne komentarze, aż powróciła doLudwika i dyskretnie utonęła w jego kieszeni.Większość oburzała się na zmarłego spadkoda-wcę. Miła rodzinko, de mortuis aut nihil, aut bene  przypominał Michał Borzęckiznudzony tym narzekaniem. Czy wiecie, czego ten bilet dowodzi? %7łe stryj był skończonym dziwakiem! Trudno przeczyć, ale czego więcej?.No?.Ha, więc ja wam sam powiem.Dowo-dzi, że najniesłuszniej w świecie podejrzewaliście biednego Stanisława.Powinniście go za toprzeprosić.Nikt się do tego nie kwapił.Każdy wolał sobie łamać głowę nad rozwiązaniem zagadki,gdzie są ukryte pieniądze, wolał ich szukać.Te poszukiwania trwały z małymi przerwami ażdo póznego wieczora.Elżbieta Przybysz oświadczyła przy kolacji Ludwikowi, że Irena jest ogromnie osłabio-na, że wprost nie mogłaby się zwlec z łóżka, że wobec tego pragnie pozostać w jej pokojuprzez noc, a może i dłużej. Czy nie masz nic przeciwko temu? Nie, droga ciociu; przeciwnie, jestem ci serdecznie wdzięczny, że opiekujesz sięmoją żoną.Ach, nie macie pojęcia, jak mnie jej dzisiejsze omdlenie niepokoi, jak mniemartwi.Wyglądał rzeczywiście na zmartwionego.Westchnął, posmutniał, przestał rozmawiać zLidią, ale w chwilę pózniej mrugnął na nią wesoło i otrzymał nawzajem porozumiewawczespojrzenie.Było to zrobione tak dyskretnie, że tych  optycznych depesz nie powinien byłnikt zauważyć A jednak. Po kolacji Michał poczęstował papierosem Marskiego, bowiem chciał z nim pomówić oowej  francuskiej siostrze Jana Borzęckiego, Anieli, o której zarówno Ludwik, jak i Dosie-wiczowie czy Dolańscy, a nawet poczciwa Elżbieta wyrażali się z przekąsem, powtarzając ażdo znudzenia: że cała rodzina wyparła się jej i nigdy z nią nie utrzymywała stosunków. Niewiele będę mógł panu powiedzieć  zaczął asystent profesora. Wiem tylkotyle, że Aniela mieszka w Paryżu, dokąd wyemigrowała przed drugą wojną światową, i żeprofesor Borzęcki utrzymywał ją od niepamiętnych lat. Bardzo to pięknie świadczy o moim wujaszku (Michał zdążył już uwierzyć w to, iżjest krewnym Jana Borzęckiego), że w atmosferze upartego bojkotowania tej Anieli przez całąrodzinę on nie tylko nie zerwał z nią stosunków, ale jeszcze pomagał jej materialnie. Lecz w końcu również z nią zerwał. Co pan mówi! Dlaczego? Jakże to było? Tak było, że regularnie co kwartał posyłało się jej paczkę i nieboszczyk Jan Borzęckisam zawsze pamiętał o terminie.Niech się pan nie śmieje, że paczki szły stąd tam, a niestamtąd tu, jak to się utarło w naszym kraju.Ale profesor Borzęcki był zamożny, więc mógłsobie na to pozwolić, zwłaszcza że Anieli powodziło się zle.Ostatnio wysłano paczkę w sty-czniu, więc na kwiecień wypadała następna paczka.Nadszedł kwiecień, a wuj pański nic, anisłowa do Szczepanikowej, która przygotowywała zawsze paczki. Zapomniał , pomyślałemsobie,  nareszcie raz zapomniał.Napomknąłem więc w rozmowie o kwietniowej paczce, aten jak nie huknie na mnie! Zwymyślał pana? Pytanie!.On się ze słowami nie liczył nigdy, więc początkowo nie byłem zaskoczo-ny jego wybuchem.Lecz po chwili zmiarkowałem, że musiało zajść coś poważniejszego, żeta siostrunia weszła mu za skórę bardzo głęboko.Przez dobre pół godziny klął i. Na nią? Czy na nią? Hm, tego dziś nie pamiętam, bo już z górą miesiąc upłynął od tej chwi-li.Ale utknęło mi w pamięci jedno zdanie. Mianowicie? Mianowicie:  dość długo mnie oszukiwano. O s z u k i w a n o?! Czy na pewno tak właśnie powiedział? Na pewno.Nawet kilka razy powtórzył te słowa, jak również swoją grozbę, żepogniewa się na mnie srodze, jeżeli ośmielę się kiedykolwiek wspomnieć mu o paczkach doParyża, o tej, jak się wyraził,  haniebnie wyłudzonej pomocy.  Haniebnie wyłudzonej pomocy !.Ciekawe.bardzo ciekawe!.A jakże paniAniela zareagowała na to nagłe wstrzymanie wysyłki jej  apanaży ? Czy pisała? Depeszowa-ła? Nie.Od tej chwili przestała pisać. Skąd pan wie o tym? Może pisała. Nie, młody człowieku.Poczta zawsze przechodziła przez moje ręce, gdyż ja zała-twiałem całą korespondencję. Prócz prywatnej. Oczywiście.Listy prywatne wędrowały do profesora, niemniej każdy taki kawałekmusiał przejść przez moje ręce.I, o ile dawniej co kilka tygodni był list z Paryża, o tyle,powtarzam, od marca nie przyszło stamtąd nic więcej.Na pewno! Jednym słowem  rzekł Michał żartobliwie  w marcu bieżącego roku nastąpiłozerwanie stosunków dyplomatycznych. Tak, ale dlaczego? Dlatego że Jan Borzęcki stwierdził, iż  oszukiwano go. To znaczy? Ba, żeby wiedzieć, co to znaczy, trzeba by wpierw przejrzeć ostatnie listy Anieli Borzęckiej z Paryża. Jak to Borzęckiej? Aniela po mężu nazywa się Pawłowska. Ach, więc ona nie jest starą panną.Dlaczego jednak mąż nie łoży na jej utrzyma-nie.Czy on ją porzucił? Na zawsze.Umarł jeszcze przed wojną. Uchum.Czy Aniela Pawłowska ma dzieci? Jedno, o ile mi wiadomo.Tak rozmawiając nie zwrócili uwagi, że wszyscy domownicy opuścili już jadalnię.Wobec tego postanowili dalszą pogawędkę prowadzić w pokoju Marskiego. Oto mój apartament  rzekł Marski odmykając kluczem drzwi skromnie, lecznowocześnie umeblowanego pokoju. Czy nie napije się pan ze mną porteru? A może wolipan coś konkretniejszego? Panie Marski, zaczynam nabierać respektu dla pańskiej intuicji.Ale, ale.która togodzina? Za kwadrans dziesiąta. No, to mamy czasu huk; przed północą chciałbym jednak położyć się do łóżka.                                                 Magdalena Dolańska obudziła się w siódmych potach.Od samego wieczora trapiły jąmęczące sny, a najgorszy z nich był ostatni.Zniło się jej, że jakiś zamaskowany drab zepchnąłLidię z wysokiej skały.Widziała tę scenę z denerwującą wyrazistością, widziała wykrzywio-ną z przerażenia twarz córki spadającej w przepaść, słyszała jej przerazliwy krzyk. Idiotyczny sen  zżymała się. Zbyt dużo zjadłam na kolację, to z tego  przypu-szczała.Poprawiła sobie poduszki, ale nie mogła zasnąć; niewytłumaczony lęk ścisnął jej serce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki