[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Minęła trzecia, rozwidniło się całkowicie, a ulice dokoła świeciły pustkami.Chwilowonic mu nie groziło.Pojmował jednak, że zewsząd czyha niebezpieczeństwo, że władze nie ustanąw poszukiwaniach, że rozesłano jego rysopis jak mógł się na smutnym oświadczeniu zwywiadowcą w swym hoteliku przekonać i że, gdy kipiący ze złości Tretter teraz zawiadomikogo należy, gdzie odnalazł zbiega, pościg rozpocznie się ze zdwojoną zaciętością.O nadobnej pani Klarze i o tym, jak wytłumaczy niezwykłą, a mocno podejrzaną wizytęrzekomego Darskiego, nie myślał wcale.Jedna zaprzątała go troska.Jak spędzić ten szereggodzin, dzielących od pory, o której, bez nieprzyzwoitości, do mieszkania matki panny Janeczkibędzie mógł się udać.Bo poza tym schronieniem nie widział już innego ratunku i tam tylko wswej okropnej sytuacji mógł liczyć na pomoc.Najwcześniej wypadało zjawić się u niej kołoósmej z rana, a do tej godziny trzeba było błagać się po ulicach.Gdyż, przecie, nie mógłzaryzykować noclegu w żadnym hotelu.Prawie cztery godziny, w ciągłym niepokoju i obawie zatrzymania! Aby skrócić ten czasszedł prosto przed siebie, starannie omijając policyjne posterunki.I nadal sprzyjał mu los.Najego wędrówkę nie zwracano uwagi.Tak, sam nie wiedząc kiedy, dotarł na Most Poniatowskiego i spoczął znużony nakamiennej ławeczce.Choć nadal napawał go lękiem każdy zbliżający się mężczyzna, zarówno wmundurze jak i w cywilnym ubraniu mógł to być przebrany agent tu postanowił zaczekać.Wschodziło słońce, złocąc pierwszymi promieniami modre fale Wisły i brzegiWarszawy.Wschodziło radosne i roześmiane, zapowiadając piękny letni dzień i jakby niosącradość całemu otoczeniu.A w cieple jego promieni, rzekłbyś, w duszę młodego człowiekawstępowała nowa otucha.Choć był osaczony niczym dzikie zwierzę, a ścigany jak zbrodniarz,nie stracił daremnie dzisiejszej nocy. Mam pewien ślad! szepnął, mimowolnie dotykając kieszeni, w której znajdowałysię podarte reszki listu zabrane z mieszkania doktora Trettera.Wiedział, jaką iść drogą i jak zedrzeć zasłonę przeszłości.Gozdawa-Gozdowski! Dziękiniemu dotrze do dna dręczącej tajemnicy i dzięki niemu odzyska swą pozycję wśród ludzi inazwisko! Bo, jeśli jeszcze kilka godzin temu dręczył się myślą, że przeszłość jego jest podobnado przeszłości Darskiego i jako niebezpieczny osobnik został zamknięty w domu obłąkanych,teraz doskonale rozumiał, że dostać tam się mógł tylko przy pomocy knowań wrogów i żepodstępem osadzono go w sanatorium.Lecz komuż zawadzał, co uczynił, że tak prędko chciano go się pozbyć ze świata?Tu znów wyrastała zagadka, a również nowa obawa, czy zdoła sprostać potężnymwrogom, czy wyświetli prawdę i rozedrze sieć otaczających intryg, zanim go pochwycą? Nakogóż miał liczyć w tej nierównej walce, w której wmówiono w odnośne władze, że jestniebezpiecznym dla otaczających wariatem? Wyłącznie na pannę Janeczkę! A jeśli i jej nieuwierzą?Siedział, przymknąwszy oczy, i coraz większe ogarniało go znużenie.Bezsenna noc,obfita w liczne przygody, dawała znać o sobie.Wreszcie zadrzemał, zapomniawszy nawet, żejest ściganym przez wszystkich zbiegiem.Bezdomni drzemiący obecnie na ławkach, szczególnie w porze letniej, na MościePoniatowskiego i w Alejach nie są zjawiskiem rzadkim.Nie niepokoi ich nikt, pojmując, że tamjedynie mogą szukać schronienia i że tam z bezlitosną eksmisją nie dotrze burżuj kamienicznik.Nie przeszkadzano więc w tym śnie naszemu młodemu człowiekowi, a nawet przechodzącyposterunkowy pokiwał z politowaniem głową, że tak porządnie ubrany pan, na równi znędzarzami, na kamiennej ławce szuka noclegu.Godziny biegły za godzinami.Szybko już mknęły po Moście tramwaje, przeszywającpowietrze ostrymi dzwonkami, a słońce przypiekało coraz mocniej, gdy ocknął się z tej drzemki.Porwał się gwałtownie na nogi jakby oburzony własną lekkomyślnością, że na ławce, na widokuwszystkich, zasnął. Ależ byłem zmęczony! mruknął. Spać musiałem długo! Chyba minęłasiódma?.Poprawił ubranie i prędko jął się kierować w stronę ulicy Czerniakowskiej.Gdy na roguKsiążęcej spojrzał na zegar, spostrzegł, że wskazówka znaczyła wpół do ósmej. Spróbuję! szepnął, pragnąc co rychlej znalezć się u matki panny Janeczki.W rzeczy samej dalsze włóczenie się po ulicach Warszawy było niemożliwe.Odwiedzanie restauracji lub kawiarni jeszcze niebezpieczniejsze.Jeśli miał zachować wolność,to tylko u matki panny Janeczki mógł szukać schronienia.Wolał, co prawda zjawić się dopierojutro, w niedzielę, aby zastać pannę Janeczkę osobiście i w ten sposób w hoteliku układał swójplan, ale wypadki, jakie zaszły, zmuszały go do zmiany postanowienia.Wiedział, że dziś, wsobotę, panny Janeczki nie zastanie, bo jest zajęta jeszcze w zakładzie doktora Trettera, leczliczył na to, że gdy starsza pani Korycka posłyszy z jego ust całą historię i dowie się, jaką rolę wniej odegrała jej córka, nie odmówi mu pomocy i zechce posłużyć radą.Umyślnie szedł powoli, by jak najpózniej przybyć na miejsce, i patrzył na numerydomów.Wreszcie z dala dojrzał na zawieszonej przy bramie latarni numer 308. Tu! stwierdził.Była to stara dwupiętrowa kamienica mieszcząca w sobie przeważnie małe jedno- idwuizbowe lokale.Idąc, domyślił się od razu, że matka panny Janeczki nie musi być osobązamożną i dlatego korciło go, by prędko zwrócić swój dług.Skręcił do środka, a nie chcąc korzystać z usług dozorcy, sam na liście lokatorówodnalazł jej nazwisko. Jadwiga Korycka! przeczytał. Emerytka! Drugie piętro! Prawa oficyna.Po chwili nieśmiało zadzwonił do drzwi skromnego mieszkanka.Myślał, że starsza pani śpi jeszcze i że długo będzie musiał czekać, zanim mu otworzą.Tymczasem prawie natychmiast po jego dzwonku wewnątrz rozległy się pośpieszne kroki, drzwirozwarły się szeroko, a w nich zobaczył, ku swemu zdumieniu, pannę Janeczkę. Pani? zdziwił się, nie spodziewając się jej ujrzeć. Nie myślałem.Wnet urwał.Spostrzegł, że twarz panny Janeczki jest blada, oczy ma otoczone sinymiobwódkami i że noszą one ślady niedawnych łez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Choroby zakane zwierzšt domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanisława Winiarczyka i Zbigniewa Gršdzkiego
- Bankowicz Bożena i Marek Dudek Antoni Leksykon historii XX wieku
- Roberts Nora Rodzina Stanislaski Nick. Czekajšc na miłoć
- Ciemne sprawy dawnych warszawi Milewski Stanislaw 1854
- Antonia Fraser Szeć żon Henryka VIII
- Lewis R. Walton Z pamiętnika Lucyfera(1)
- wywieranie%252Bwp%2525C5%252582ywu%252Bna%252Bludzi%252B %252Bpsychologia%252Bspo%2525C5%252582eczna%2525283%252529
- Quinn Julia Milosne podchody
- 31. Roberts Nora Niebieski diament(1)
- Wurts, Janny That Way Lies Camelot
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- andsol.htw.pl