[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Linie wkrótce przyjmą Postać obrazów wprost ze Zwiata Duchów.Każde z tych świateł to Inteligencja,Której potęgi pojąć nie możemy,Jak nie umiemy powiedzieć, dlaczegoKlejnot migoce pąsem lub szafirem,Albo dlaczego barwami jasnymiMieni się szyja arabskiego ptaka,Gdy tu, w miększym klimacie, bywa szara,A znów w polarnej Pustce błyszczy bielą.W Boskim Ogrodzie blask kamieni mówi;RL Tutaj czytamy tylko z ich milczeniaLub dostrzegamy formy nieśmiertelneW blokach kryształu, ziemskim światłem lśniących.Podnieś więc szklaną kulę, Geraldyno,I przypatrz się, jak wszystko w jej obrębie,Lewa i prawa strona, dół i góra,Miejscami się zamienia - a tam, w głębi,Niby świat zatopiony lśni komnata,Gdzie płomień strzela w dół - to w miniaturzeTen pokój, cały do góry nogami.Patrząc uważnie, ujrzysz, jak się mieniWidomy świat poza zasłoną ducha,Zobaczysz także to, czego tu nie ma,A co przychodzi z tamtej strony kresu;W różowej mgiełce moja twarz się zjawiJak ukwiał morski, co w skalnej pieczarzeAureolę pąsową wypuszcza,Ukryty obłok odylicznej siły -Po mojej zaś, nadejdą inne Formy,W innym świetle skąpane, ręczę za to.Tymczasem jednak musisz być cierpliwą -Siły te są kapryśne; żywa iskra,Która rozpala Medium i oświetlaDrogę odważnym Przyjaciołom w Duchu,Jest niby błędny ognik, co na bagnachNocami pełga i znowu zagasa.Wezwałam ciebie tutaj na naukę,I - zgadzam się - początek był udany.W zeszłą niedzielę wpadłaś w trans głęboki,Trzymałam ciebie, omdlałą, przy piersi,Gdy duchy chciały mówić na wyprzódkiPrzez śliczne twe usteczka.Czasem tylkoIch czyste, mądre słowa pocieszeniaUstępowały tamtemu plugastwu,Którego ani myślą, ani słowemW swej niewinności byś nie wyraziła,Będąc przytomną.Tym rzekłam:  Apage!"I odparłam ich atak.W moich uszachRL Duchy śpiewały dzwięcznie niby dzwonki,%7łe jesteś dla nich naczyniem z kryształu,Jasnym kielichem, z którego ja nawet,Mimo znużenia, pić mogę do sytaNapój, co siłę da i orzezwienie.Teraz więc pragnę, abyś prowadziłaZe mną seanse, słodka ma partnerkoI Pomocnico; a kto wie, w przyszłości,Może Potężną Widzącą zostaniesz.Znasz przecież wszystkich, którzy dzisiaj przyjdą:Markiza płacze za tłustym mopsikiem,Który na Polach ukwieconych hasaPo Drugiej Stronie, dając znać o sobieSzczekaniem głośnym, jak miał we zwyczaju.Uważaj na Sędziego, pana Holma,W którym wątpiący chochlik sceptycyzmuNie umarł jeszcze i łeb swój podnosiNa każdy dziwny widok albo odgłos.Obiecująca - duchowo, rzecz jasna -Jest margrabina Claregrove, zrozpaczonaPo stracie dziecka, synka jedynego,Szczebiocącego, ślicznego dwulatka,Który rok temu umarł od gorączkiPodczas letniej Podróży.Jego głosikCzasem do nas dociera, urywany -I mówi, że bez końca plecie wianki,Na łąkach, obsypanych cudnym kwieciem.Ona wszelako, wciąż niepocieszona,Płacze i płacze - i wszędzie zabieraLok jego włosów, znad czoła obciętyMarmurowego, gdy już w trumnie leżał.Dałaby wszystko, by wziąć go za rączkęLub ucałować okrągły policzek, Aby przekonać się, że jest, istnieje,%7łe nie pochłonął go Chaos i Ciemność.Mówię ci to, ponieważ.no, ponieważ.No, krótko mówiąc, muszę ci wyjaśnić,%7łe my, do których przemawiają Duchy,Uzupełniamy czasem ich sygnały, Kapryśne wizje, odgłosy, dotknięcia,RL O nasze - jak mam rzec? - manifestacje, Sfabrykowane, by poprzeć ich Prawdę.Czasem, w istocie, rozlega się dzwonek,Zwiatełka dziwne tańczą po pokoju,Czujemy nagle dotyk rąk niebiańskich;Czasem przynoszą dary - kielich wina,Wonną girlandę lub szczypce HomaraZ Głębiny morza.Czasem jednak MoceSłabną znienacka i stają się nieme.Cóż, w owe dni, kiedy się nic nie dzieje,I obolałe ciało jest wyłącznie Tępym kawałkiem mięsa, bez wyrazu,Ci, co Szukają, nadal tu przychodząZe swoją Troską, niewiedzą i żalem.Z pomocą Duchów wymyśliłam tedy,Jak być pomocą, jak improwizować,I zręcznie naśladować TajemnicęKu pociesze strapionych - a sceptykówZbić z tropu liczbą konkretnych Dowodów.Pajęcze sieci, zręcznie pociągane,Uruchamiają białe rękawiczkiJak bezcielesne dłonie; z żyrandolaZdumiewające anielskie girlandySpływają na dół po jedwabnej nitce.A co potrafi jedno Medium, złotko,To dwa bez końca mogą doskonalić;Z twoją figurką, zręczną jak u elfa,Prześlizniesz się bez trudu za zasłoną,Prawda, kochanie? Twoje rączki małeMogą w zabawie chwytać za kolanaSceptycznych panów, lub unieść spódnicę,Wionąć przy twarzy nieziemską perfumą -Co ty tam mruczysz? %7łe nie lubisz kłamać?Wspomnij, kim jesteś, z łaski swojej, dobrze?Oraz kim byłaś - ładną pokojówką.Robiącą wielkie oczy do panicza,Co twojej pani nie w smak było, prawda?Któż ci dopomógł wówczas, ja się pytam,Dał dach nad głową, wygody, ubranie,Kto odkrył w tobie talent niespodziany,I umiał zrobić z tej ślicznej twarzyczkiRL Użytek finansowy - i duchowy? %7łe jesteś wdzięczna?No, ja się spodziewam.Niech zatemWdzięczność zrodzi Zaufanie!Nasze oszustwa są wszak formą Sztuki,Która ma postać niską i wysoką.Wiedzą o tym kobiety, co na lalkiWoskowe trwonią talent i ambicje -Jakich mężczyzni o rozległych duszachNie szczędzą marmurowym Cherubinom -Albo pokornie haftują poduszkiW jaskrawe kwiaty, które na obrazachOlejem malowane, podziw budząW miejskich galeriach lub domach książęcych.Inscenizacje duchów masz za kłamstwo,Ja sądzę, że są sztuczne - gdyż są Sztuką,Baśnią, Historią, która kryje Prawdę,Jak inne baśnie, nawet w Piśmie Zwiętym.Widzisz, każda ze Sztuk ma swoje Medium,Koloraturę, temperę lub kamień;Przez medium farby Idealna Forma MatkiOdwiecznej nam się ukazuje(Chociaż na ogół jakaś głupia dziewka Bywa, tak podejrzewam, jej modelem),Język jest środkiem, przez który PoeciUtrwalają Ideał; BeatryczeWciąż do nas mówi, choć Dante już dawnoW proch się obrócił.To zaś biedne ciałoJest medium, poprzez które ze stękaniem,Wśród mdłości, potu i zwierzęcej męki,Najczystsze Duchy jawią się cierpiącym,I przez to samo ciało przekazująMoc, która fosfor zapałki zażega,Wiąże supełek albo krzesło ciężkieZ podłogi w górę bez trudu podrywa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki