[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie masz przy sobie szczotki?- Niestety.- Coś po drodze wymyślimy - obiecał.Zatrzymał się na zadaszonym podjezdzie przed szkołą.Sarina wysiadła, byodprowadzić spóznioną córkę do klasy.- Nie pójdziesz z nami? - spytała dziewczynka, zwracając się do Colby'ego.Zawahał się.Pytanie go zaskoczyło.- Chodz! Proszę!Posłusznie, jakby był w transie, zgasił silnik, wysiadł, zatrzasnął za sobą drzwi.Przemknęło mu przez myśl, \e tu nie wolno parkować, \e kiedy wróci, pewnie znajdzie zawycieraczką mandat.Trudno.Bernardette chwyciła go za zdrową prawą rękę, matkę za lewą.Podskakując wesoło,szła między nimi, w wyświechtanym płaszczyku, z torbą przewieszoną przez ramię.Ta małarączka wsunięta w jego dłoń przejęła go dziwnym wzruszeniem.Uświadomiwszy sobie, ile w\yciu stracił, poczuł bolesne ukłucie w sercu.Tak bardzo pragnął mieć dzieci!Weszli do sekretariatu.Przy biurku siedziała kobieta bez makija\u, ze skrzywionąminą.Na widok Colby'ego natychmiast się rozpromieniła.66- Dzień dobry, Bernardette - powiedziała do dziewczynki, ale oczy miała wbite wmę\czyznę.- Wiem, \e się spózniłyśmy - rzekła pośpiesznie Sarina - ale zalało nas i dopiero panLane przybył nam na ratunek.Pracujemy razem w Ritter Oil.Pan Lane jest zastępcą szefaochrony.- Miło mi.Rita Dawes - przedstawiła się kobieta zmysłowym głosem.- Czy mo\na prosić o karteczkę dla nauczycielki?- Oczywiście.- Kobieta nabazgrała coś na kartce, którą wręczyła dziewczynce.-Trzymaj, kochanie.- Dziękuję.Bernardette uścisnęła matkę, potem wyciągnęła ręce do Colby'ego, jakby to byłanajnaturalniejsza rzecz pod słońcem.Chwycił ją w ramiona i przytulił mocno.- Bądz grzeczna, mała - powiedział, stawiając ją na ziemi.- Ty te\.Odwróciwszy się, wyszła na korytarz, ale na widok blondyna i jego dwóch kolegów,którzy szczerzyli zęby w złośliwym uśmiechu, przystanęła.Sarina wstrzymała oddech.Chocia\ Colby sądził, \e ojcem dziewczynki jest jakiś Latynos, w szkole wszyscy wiedzieli,\e w \yłach Bernardette płynie krew Apaczów.Bo\e, \eby tylko chłopcy nie palnęli nic, coby pozwoliło Colby'emu domyślić się prawdy!- O, idzie Pocahontas - powiedział blondyn do kolegów.- Wracaj do Arizony, doswojej lepianki i prymitywnej indiańskiej kultury, bo.- Urwał, widząc zbli\ającego sięwielkimi krokami potę\nie zbudowanego mę\czyznę.Colby kucnął, tak by jego twarz znalazła się na wysokości twarzy chłopca.- Bernardette pochodzi ze sławnej rodziny szamanów - rzekł groznym tonem, nie dokońca świadom tego, co mówi.- Jej pradziadowie \yli na tych ziemiach, zanim jeszcze twoitu przybyli.Kiedy twoi europejscy przodkowie mieszkali w jaskiniach, jej indiańscy przod-kowie budowali kanały i nawadniali pola.I ty śmiesz mówić o prymitywnej indiańskiej kul-turze?Chłopiec zrobił się czerwony jak burak.Jego koledzy, zawstydzeni, spuścili wzrok.- Ja.Nie, ja.przepraszam.Colby podniósł się, górując nad blondynem.- Do zobaczenia, kochanie - powiedział ciepło do Bernardette.Dziewczynka popatrzyła na niego z uwielbieniem w oczach.- Dziękuję.67Colby wzruszył ramionami, po czym ponownie zmierzył groznym wzrokiemjasnowłosego urwisa.- Myślałem, \e znęcanie się nad słabszymi jest w szkole zabronione.Mo\epowinienem porozmawiać z dyrektorem?Chłopiec wystraszył się nie na \arty.- Ju\ nie będę, słowo honoru! Ja nie chciałem.Chłopaki, chodzcie, bo się spóznimy.Rzucili się pędem przed siebie.Bernardette posłała Colby'emu szelmowski uśmiech,po czym ruszyła w tym samym kierunku co jej prześladowcy.Sarina i sekretarka obserwowały scenę uśmiechnięte.- Nie myślał pan nigdy o pracy w szkole, panie Lane? - spytała Rita Dawes.- To zbyt niebezpieczne zajęcie - odparł \artem.- Pora na nas - dodał, patrząc naSarinę.- Mam naradę o dziesiątej.- Oczywiście.Do widzenia, panno Dawes.- Do widzenia.i Sekretarka zatrzepotała zalotnie rzęsami.Sarina poczuła ukłucie zazdrości.Starałasię ją ukryć, ale.Wrócili do samochodu.Colby odetchnął z ulgą: mandatu nie było.Opuściwszy terenszkoły, skręcił w stronę autostrady.- Dziękuję, \e stanąłeś w obronie Bernie - rzekła Sarina.- Ten chłopiec ciągle jejdokucza, a ona biedna strasznie się denerwuje.- Myślę, \e teraz zostawi ją w spokoju.- Pewnie tak.Uśmiechnęła się.Jego opiekuńczość w stosunku do Bernardette ją cieszyła, a zarazemniepokoiła.Wolała, by Colby za bardzo nie zbli\ał się do małej, bo ta mo\e niechcący cośwygadać.Przypomniała sobie słowa Colby'ego, \e Bernardette pochodzi z rodzinyszamanów.Przecie\ nic nie wie o jej przodkach, więc skąd ta uwaga?Usiłował zacisnąć lewą rękę na kierownicy, ale proteza się zablokowała.Zaklął ispróbował jeszcze raz.Nic, ani drgnęła.- Co się stało?- Proteza się zacięła - mruknął.- Psiakrew! Superdrogi, supernowoczesny szmelc! Ju\lepsza była ręka zakończona hakiem.Ludzie się wprawdzie gapili, ale hak się przynajmniejnie psuł!- Masz zapasową?68- Tak.Prostszą, ale wygląda naturalnie i jest niezawodna.Musimy po drodzezatrzymać się u mnie.- Zerknął na Sarinę.- Przykro mi, teraz ju\ na pewno się spóznimy.Ale z zablokowaną protezą.- W porządku.Mną się nie przejmuj.Zaparkował przy krawę\niku.Osiedle składające się z kilku czystych, ładnychbudynków było ogrodzone i dobrze oświetlone.Wyglądało o niebo lepiej od tego, na którymsama mieszkała.Zamierzała poczekać w samochodzie, ale Colby otworzył drzwi i podał jejrękę.- To mo\e potrwać kilka minut - ostrzegł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Jones, Diana Wynne Wizard's Castle Omnibus (bks 1 & 2)
- White Trash Zombie Apocalypse Diana Rowland
- Gabaldon Diana Obca 07 Koć z koci
- Lennox Marion Nie jestem Dianš
- Diana DeRicci The Good Life
- William J. Palmer The Films of the Nineties; The Decade of Spin (2009)(1)
- Michael Palmer 1982 Siostrzyczki
- § Palmer Michael Siostrzyczki
- Graham Hancock Robert Bauval John Grigsby Tajemnica Marsa
- Christian Parenti Tropic of Chaos Climate Chang n
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ptcsite.opx.pl