[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hrabia jeszcze chwilę w miejscu bawił.Zmiejąc się i klnąc razem tej nagłej przeszkodzie;Okiem powrócił w ogród: ale już w ogrodzieNie było jej; mignęła tylko śród okienkaJej różowa wstążeczka i biała sukienka.Widać na grzędach, jaką przeleciała drogą,Bo liść zielony, w biegu potrącony nogą,Podnosił się, drżał chwilę, aż się uspokoił,Jak woda, którą ptaszek skrzydłami rozkroił.A na miejscu, gdzie stała, tylko porzuconyKoszyk mały z rokity, denkiem wywrócony,Pogubiwszy owoce, na liściach zawisałI wśród fali zielonej jeszcze się kołysał.Po chwili wszędzie było samotnie i głucho.Hrabia oczy w dom utkwił i natężył ucho,Zawsze dumał, a strzelcy zawsze nieruchomieZa nim stali. Aż w cichym i samotnym domieWszczął się naprzód szmer, potem gwar i krzyk wesoły,Jak w ulu pustym, kiedy weń wlatują pszczoły:Był to znak, że wracali goście z polowaniaI krzątała się służba około śniadania.Jakoż po wszystkich izbach panował ruch wielki,Roznoszono potrawy, sztuczce i butelki;Mężczyzni, tak jak weszli, w swych zielonych strojach,Z talerzami, z szklankami chodząc po pokojach,Jedli, pili lub wsparci na okien uszakach,Rozprawiali o flintach, chartach i szarakach;Podkomorstwo i Sędzia przy stole, a w kątkuPanny szeptały z sobą; nie było porządku,Jaki się przy obiadach i wieczerzach chowa.Była to w staropolskim domie moda nowa;Przy śniadaniach pan Sędzia, choć nierad, pozwalałNa taki nieporządek, lecz go nie pochwalał.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG42Różne też były dla dam i mężczyzn potrawy:Tu roznoszono tace z całą służbą kawy,Tace ogromne, w kwiaty ślicznie malowane,Na nich kurzące wonnie imbryki blaszaneI z porcelany saskiej złote filiżanki;Przy każdej garnuszeczek mały do śmietanki.Takiej kawy jak w Polszcze nie ma w żadnym kraju:W Polszcze, w domu porządnym, z dawnego zwyczaju,Jest do robienia kawy osobna niewiasta,Nazywa się kawiarka; ta sprowadza z miastaLub z wicin bierze ziarna w najlepszym gatunkuI zna tajne sposoby gotowania trunku,Który ma czarność węgla, przejrzystość bursztynu,Zapach moki i gęstość miodowego płynu.Wiadomo, czem dla kawy jest dobra śmietana;Na wsi nietrudno o nię: bo kawiarka z rana,Przystawiwszy imbryki, odwiedza mleczarnieI sama lekko świeży nabiału kwiat garnieDo każdej filiżanki w osobny garnuszek,Aby każdą z nich ubrać w osobny kożuszek.Panie starsze już wcześniej wstawszy piły kawę,Teraz drugą dla siebie zrobiły potrawę:Z gorącego, śmietaną bielonego piwa,W którym twaróg gruzłami posiekany pływa.Zaś dla mężczyzn więdliny leżą do wyboru:Półgęski tłuste, kumpia, skrzydliki ozoru,Wszystkie wyborne, wszystkie sposobem domowymUwędzone w kominie dymem jałowcowym;W końcu wniesiono zrazy na ostatnie danie:Takie bywało w domu Sędziego śniadanie.We dwóch izbach dwa różne skupiły się grona:Starszyzna, przy stoliku małym zgromadzona,Mówiła o sposobach nowych gospodarskich,O nowych, coraz sroższych ukazach cesarskich;Podkomorzy krążące o wojnie pogłoskiOceniał i wyciągał polityczne wnioski.Panna Wojska włożywszy okulary sine,Zabawiała kabałą z kart Podkomorzynę.W drugiej izbie toczyła młodzież rzecz o łowach,NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG43W spokojniejszych i ciszszych niż zwykle rozmowach:Bo Asesor i Rejent, oba mówcy wielcy,Pierwsi znawcy myślistwa i najlepsi strzelcy,Siedzieli przeciw sobie mrukliwi i gniewni;Oba dobrze poszczuli, oba byli pewniZwycięstwa swoich chartów, gdy pośród równinyZnalazł się zagon chłopskiej nie zżętej jarzyny;Tam wpadł zając: już Kusy, już go Sokół imał,Gdy Sędzia dojeżdżaczy na miedzy zatrzymał;Musieli być posłuszni, chociaż w wielkim gniewie;Psy powróciły same: i nikt pewnie nie wie,Czy zwierz uszedł, czy wzięty; nikt zgadnąć nie zdoła,Czy wpadł w paszczę Kusego, czyli też Sokoła,Czyli obódwu razem: różnie sądzą stronyI spór na dalsze czasy trwał nie rozstrzygniony.Wojski stary od izby do izby przechodził,Po obu stronach oczy roztargnione wodził,Nie mieszał się w myśliwych ni w starców rozmowęI widać, że czem innym zajętą miał głowę;Nosił skórzaną plackę: czasem w miejscu stanie,Duma długo i  muchę zabije na ścianie.Tadeusz z Telimeną, pomiędzy izbamiStojąc we drzwiach na progu, rozmawiali sami;Niewielki oddzielał ich od słuchaczów przedział,Więc szeptali; Tadeusz teraz się dowiedział:%7łe ciocia Telimena jest bogata pani,%7łe nie są kanonicznie z sobą powiązaniZbyt bliskim pokrewieństwem; i nawet niepewno,Czy ciocia Telimena jest synowca krewną,Choć ją stryj zowie siostrą, bo wspólni rodziceTak ich kiedyś nazwali mimo lat różnicę;%7łe potem ona, żyjąc w stolicy czas długi,Wyrządziła niezmierne Sędziemu usługi;Stąd ją Sędzia szanował bardzo i przed światemLubił, może z próżności, nazywać się bratem,Czego mu Telimena przez przyjazń nie wzbrania.Ulżyły Tadeusza sercu te wyznania.Wiele też innych rzeczy sobie oświadczyli;A wszystko to się stało w jednej krótkiej chwili.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG44Ale w izbie na prawo, kusząc Asesora,Rzekł Rejent mimojazdem:  Ja mówiłem wczora,%7łe polowanie nasze udać się nie może:Jeszcze zbyt wcześnie, jeszcze na pniu stoi zbożeI mnóstwo sznurów chłopskiej nie zżętej jarzyny;Stąd i Hrabia nie przybył mimo zaprosiny.Hrabia na polowaniu bardzo dobrze zna się,Nieraz gadał o łowów i miejscu, i czasie;Hrabia chował się w obcych krajach od dzieciństwaI powiada, że to jest znakiem barbarzyństwaPolować tak jak u nas, bez żadnego względuNa artykuły ustaw, przepisy urzędu,Nie szanując niczyich kopców ani miedzy,Jezdzić po cudzym gruncie bez dziedzica wiedzy;Wiosną równie jak latem zbiegać pola, knieje,Zabijać nieraz lisa, właśnie gdy linieje,Albo cierpieć, iż kotną samicę zajęcząCharty w runi uszczują, a raczej zamęczą,Z wielką szkodą zwierzyny.Stąd się Hrabia żali,%7łe cywilizacyja większa u Moskali,Bo tam o polowaniu są ukazy caraI dozor policyi, i na winnych kara [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki