[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopiero wtedy Rosellen zdałasobie sprawę, że ktoś strzela do bandytów.Dwa kolejne wystrzały powaliły Smally'ego i Boddiego.Stojącywciąż przy ognisku straszliwie poparzony Hall usiłował strzelać naoślep, ale następne kule zabiły również i jego.Rosellen patrzyła na to wstrząśnięta.Dopiero po chwili odetchnęłaz ulgą, widząc w świetle ogniska Casona i Guthriego z dymiącymirewolwerami w dłoniach.W tej samej chwili nogi jej zmiękły ibezwładnie osunęła się na ziemię.Choć nie czuła zimna, całe jej ciałodygotało jak w febrze.Odruchowo wtuliła twarz w dłonie i przez dłuższąchwilę trwała tak nieruchomo, nie mogąc dojść do siebie.Pierwszy razzobaczyła na własne oczy ludzi zabijanych przez kule i nie był to miływidok, nawet jeśli ginącymi byli ci, którzy chcieli zabić ją.Nagle usłyszała przerazliwie wysoki krzyk radości  Guthrie! izobaczyła rozpromienioną Mellie, która przebiegła tuż obok niej.Niemiała jednak siły, by choćby się ruszyć.Należałoby się pozbierać i jakoś ogarnąć myślami to wszystko, cosię stało, ale w jej przypadku było to wykluczone.Ona mogła terazmyśleć tylko o jednym.Cason przyjechał tu  dla niej! Przyjechał, żebyratować nie kogo innego, tylko właśnie ją! Na myśl o tym miała ochotęśpiewać ze szczęścia.Czuła teraz nie tylko ogromna ulgę i satysfakcję,ale i coś więcej.To nie dające się określić słodkie uczucie było pełneciepła, czułości i niezwykle kojącej radości.Uśmiechnęła się na samąmyśl o tym.I niemal w tej samej chwili została nagle uniesiona i podtrzymanaprzez parę mocnych męskich ramion.Szczupła dłoń przesunęła sięostrożnie po jej klatce piersiowej, ramionach i brzuchu. Rosellen, jesteś ranna?178emalutkausoladnacs Otworzyła oczy i zobaczyła Casona, wpatrującego się w nią zwyrazem zatroskania i wręcz panicznej trwogi.Trwogi o nią! Trudnobyło w to uwierzyć, ale ten silny mężczyzna drżał teraz niczym liść osiki.Rosellen czuła to, przytulona do niego całym ciałem.Czuła też, jakgwałtownie bije jego serce. Nie jestem ranna  powiedziała. Wszystko w porządku. Jesteś pewna? Bo widziałem, jak upadłaś.Rosellen zadrżała, uświadamiając sobie nagle, jak bliska śmiercibyła jeszcze przed chwilą. Potknęłam się i to chyba mnie ocaliło  powiedziała. Kule trafiływ pień drzewa tuż nad moją głową.Cason objął ją mocniej i przytulił do siebie. Nie myśl o tym.Już jest po wszystkim, jesteś teraz bezpieczna. A co z Mellie?Cason odwrócił głowę i spojrzał za siebie. Wygląda na to, że wszystko z nią w porządku  powiedział.Jest zGuthriem. Bandyci nie żyją? Chyba tak, Guthrie miał to jeszcze sprawdzić.Nie miałem czasunawet o tym myśleć, byłem zbyt przerażony, kiedy zobaczyłem, żepadasz. Bałeś się o mnie? Potwornie!Rosellen poczuła słodki skurcz w sercu.Cason bal się o nią,przejmował się nią i mówił to głośno i otwarcie, a ona tym razemwierzyła mu bez zastrzeżeń.I bardzo nie chciała opuszczać bezpiecznejprzystani jego ramion.Nawet nie próbowała do końca rozumieć tego, coczuła do niego w tej chwili.Z pewnością była mu wdzięczna zauratowanie życia, ale to była ledwie część jej odczuć.Drobna część tego,czego nie umiała jeszcze powiedzieć nawet samej sobie.179emalutkausoladnacs  Chciałaś, żebym przyjechał, prawda?  zapytał, gładząc ją porozrzuconych w nieładzie włosach. Pewnie, że tak  odpowiedziała, tłumiąc śmiech. Tylko czemu,do cholery, trwało to aż tak długo?Cason też się roześmiał, a potem delikatnie przejechał palcami pojej wargach, brwiach i nosie.Każde takie dotknięcie zdawało sięodpędzać od niej resztki lęku. Może po prostu chciałem zobaczyć, czy sama dasz sobie radę ztymi bandytami  powiedział i znów się uśmiechnął. I muszę przyznać,że bardzo niewiele zabrakło, żeby ci się to udało.Ale najważniejsze byłoto, że dzięki tobie byłyście wystarczająco oddalone od bandytów imogliśmy do nich strzelać bez obawy trafienia którejś z was.To byłodecydujące!Rosellen kiwnęła głową i przymknęła oczy.Czuła się tak bezpiecznaw jego ramionach! Po raz pierwszy od bardzo dawna miała poczucie, żecała odpowiedzialność nie spoczywa już na niej, że teraz troszczy się owszystko ktoś, komu można zaufać.Było to dla niej całkiem nowe izaskakująco przyjemne doznanie. Mam niejasne poczucie, że chyba powinnam ci podziękować zauratowanie nas, nie sądzisz? No cóż, pewne oznaki wdzięczności byłyby z pewnością milewidziane  w jego głosie drgała nutka rozbawienia. Zwłaszcza jeślichciałabyś tę wdzięczność wyrazić tak, jak to właśnie w tej chwili robiMellie z Guthriem.Cason zamilkł nagle i zamarł, słysząc tuż za plecami niski męskigłos: Stać i nie ruszać się!180emalutkausoladnacs 15Rosellen drgnęła przestraszona, ale Cason trzymał ją mocno. Bądz cicho i nie ruszaj się  powiedział półgłosem prosto do jejucha.Potem wyprostował się i spytał:  A z kim mam przyjemność?Usłyszał kilka ciężkich kroków i po chwili w polu widzenia pojawiłsię ogromny brodaty mężczyzna z dubeltówką wycelowaną prosto wpierś rozmówcy.Broń, jakiej używał nieznajomy, wskazywała, że raczejnie był to jeden z bandytów.Nie oznaczało to jednak, że nie byłniebezpieczny.Zapadła już noc, ale ciemne niebo rozjaśniał teraz wiszący nadwzgórzem ogromny księżyc w pełni i miriady migocących gwiazd.W tymświetle można było nawet rozróżnić rysy twarzy.W każdym razie Casonmógł z ulgą stwierdzić, że dubeltówka wycelowana jest w niego, a nie wRosellen. To ja będę zadawał pytania  powiedział brodacz. Na razie obojepójdziecie grzecznie i spokojnie w stronę waszych towarzyszy.Przez całyczas trzymam palec na spuście.Jeden gwałtowny ruch i strzelam! Niech pan lepiej nie przesadza z tą dubeltówką  powiedziałspokojnie Cason. Mieliśmy i tak dość kłopotów, jak na jeden dzień. A ja mam już dosyć mężczyzn z bronią, którzy chcą mirozkazywać  powiedziała Rosellen, wysuwając się z objęć Casona.Tylu ich dziś obejrzałam, że starczy mi na całe życie.Cason zauważył, że w jej spojrzeniu nie było już lęku i przez krótkąchwilę zastanawiał się, czy nie świadczyło to również o zaufaniu, jakiegonabrała do niego po tym, co się wydarzyło. Pozwól, że ja to załatwię, Rosellen  powiedział i obrócił się dobrodatego olbrzyma. Czego pan chce? Co mamy zrobić? Chcę, żebyście podnieśli ręce do góry i wolno podeszli do dwójkipozostałych tak, żebym mógł mieć was wszystkich na oku  lufądubeltówki wskazał na Mellie i Guthriego.181emalutkausoladnacs Rosellen sapnęła głośno, ale ku zaskoczeniu Casona nic za-protestowała, podniosła ręce i w milczeniu ruszyła wraz nim wewskazaną stronę.Tymczasem nic nie podejrzewający młodzimałżonkowie wciąż pozostawali spleceni w uścisku.Dopiero w ostatniejchwili Guthrie zorientował się, że coś jest nie w porządku i wysunął sięlekko do przodu, zasłaniając sobą zaskoczoną Mellie. Co się tu dzieje?  spytał. Ten człowiek twierdzi, że tylko on zadaje pytania  powiedziałCason [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki