[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z kolejnej drewnianej rynny do wypłukiwania urobkuwydobywali już tyle złota, że w pewnym momencie nieuchronnie musielisobie uświadomić, iż tak naprawdę już zrealizowali swój zamiar i stali sięnawet bogatsi, niż planowali w najśmielszych marzeniach.Wśród poszukiwaczy, którym się podobnie powiodło, wielu byłotakich, którzy szybko zdobytą fortunę równie szybko tracili.Alex iAdrian mieli jednak naturę zachowawczą, jak wszyscy Mackinnonowie,toteż coraz bardziej poważnie przemyśliwali nad wycofaniem się  nawetjeszcze przed całkowitym wyczerpaniem zasobów ich dziatki.Ojcieczawsze im powtarzał, że najważniejsze jest umieć wycofać się wodpowiednim momencie, kiedy się wciąż jeszcze jest na plusie.Takimoment właśnie się zbliżał. Wiesz, myślałem sobie. powiedział któregoś dnia Adrian,odstawiając na bok łopatę, którą wsypywał złotonośny piach i żwir dodrewnianej rynny z wodą ze strumienia. Myślałem bardzo długo. Dobry Boże, miej litość nad nami! Alex westchnął. Tylko tegonam brakowało!Uchwycił mocniej łopatę i zaczął wrzucać urobek do rynny jeszczeszybciej niż dotąd. Mówię poważnie  nie ustępował Adrian. Naprawdę mam parępomysłów, nad którymi warto się zastanowić. Jak dotąd te twoje zwariowane pomysły wpakowały nas w sam07 środek meksykańskiej wojny, potem kolejny dziki pomysł kazał nam sięwlec przez pół kontynentu i przymierać głodem, piec się w skwarzepustyni i w końcu marznąć w płóciennym namiocie w najzimniejszejgórskiej dolinie, jaką można znalezć w ciepłej podobno Kalifornii!Dlatego proszę Boga, by zechciał mi już oszczędzić dalszych pomysłówmego brata, zwłaszcza takich, które wysyłają nas coraz dalej.Bojatęsknię za domem.Tęsknię od pierwszej chwili, gdy się tu znalazłem, i wpełni już dojrzałem do myśli o powrocie.Jesteśmy tu prawie dwa lata!Dwa lata z kilofem i łopatą w ręku to naprawdę dość, zwłaszcza kiedyudało się odłożyć całkiem okrągłą sumę w banku w Sacramento. Nie zapominaj jednak, że to właśnie mój dziki pomysł dał nam tęfortunę. Nie zapominam.Chcę tylko podkreślić, że ja nie mam w sobieduszy wiecznego wędrownika. A ja chyba mam  powiedział Adrian. Wiem o tym aż za dobrze. Alex dzwignął wypełnioną po brzegiłopatę i z rozmachem wrzucił jej zawartość do rynny. Każdy z nas jest,jaki jest, i nic na to nie możemy poradzić. To prawda.Ale wiesz co, bracie? No? Co byś powiedział, gdybym przedstawił ci teraz pomysł, który.Adrian znacząco zawiesił głos. Który co?.który pozwoliłby nam podwoić, a może nawet i potroić, tę sumę,którą mamy w banku.Czy w takim przypadku nadal chciałbyśnatychmiast wracać do domu? Ale co to znów za pomysł? Chcesz obrabować bank?! Przestań, Alex, pytam cię jak najbardziej serio.Co byś08 odpowiedział na taką propozycję? No dobrze, niech będzie serio. Alex westchnął i odstawił łopatę.Zdjął kapelusz, otarł czoło wierzchem dłoni i ponownie spojrzał na brata. Jeśli to wyglądałoby realnie, to musiałbym być szalony, gdybym wogóle nie chciał tego rozważyć.Ale zanim do tego dojdziemy, chcę cizawczasu powiedzieć, że tak czy inaczej nie zamierzam spędzić tu całegożycia.Naszym domem jest Teksas, bo tam się urodziliśmy i farmerstwomamy po prostu we krwi, zupełnie tak samo jak nasz ojciec. Ale on miał w swojej krwi także coś z wędrownika  zaoponowałAdrian. To po nim mam te ciągoty do wyjazdów, to przecież on opuściłSzkocję i osiedlił się w Teksasie. Wiem o tym i pewnie także i z tego powodu, nawet pokpiwającsobie z twoich ciągot wiecznego wędrowca, zazwyczaj godziłem się natwoje propozycje.Ale człowiek dorasta i jego nastawienie się zmienia.Teraz wyraznie czuję, że chciałbym osiąść już na stałe, zapuścićkorzenie.Kiedyś nie mieliśmy wyboru, teraz jest zupełnie inaczej.Mamypieniądze, i to duże [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki