[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chodzmy na spacer - powiedział cicho Sebastian, ale Mel potrząsnęła głową.- Muszę zrobić kilka zdjęć.- Odłożyła lornetkę i sięgnęła po aparat z teleobiektywem.Ruchy znów miała pewne i zdecydowane.- Jeżeli my nie potrafimy zmusić Devereaux do działania, może to go poruszy.Wypstrykała pół rolki.Gdy przybrani rodzice i ich dziecko znikali z pola widzenia,czekała, aż znów się pojawią za oknem, i robiła następne zdjęcia.Czuła rozpierający ból wklatce piersiowej.Był tak silny, że zaczęła masować pierś.- Chodzmy.- Odłożyła aparat na podłogę.- Niedługo mogą zabrać go na spacer.- Jeżeli będziesz próbowała go porwać.- Nie jestem głupia - przerwała mu ostro.- Przedtem nie wiedziałam, co mówię.Znamprocedurę.Wysiedli z samochodu i wolnym krokiem ruszyli przed siebie.- %7łeby nie wzbudzać podejrzeń, powinniśmy się trzymać za ręce.- Sebastianwyciągnął dłoń do Mel.Przyjrzała jej się z powątpiewaniem, a potem wzruszyła ramionami.- Myślę, że to nie zaszkodzi.- Straszna z ciebie romantyczka, Sutherland.- Sebastian podniósł do ust ich złączoneręce i ucałował jej palce.Epitet, jakim go poczęstowała, wywołał uśmiech na jego ustach.-Zawsze podobały mi się takie osiedla na przedmieściach, chociaż nigdy nie miałem ochoty wnich zamieszkać.Wypielęgnowane trawniki, sąsiad za płotem, rozmowy o hodowaniu róż.-Popatrzył za chłopcem, który pędził uliczką na rowerze.- Bawiące się dzieci, zapach grilla iradosne śmiechy.Mel zawsze tęskniła za takim miejscem, lecz nie chciała się do tego przyznać aniprzed sobą ani tym bardziej Sebastianowi.Wzruszyła ramionami.- Wścibscy sąsiedzi, podglądający zza firanek, wszechobecna nuda i złe psy.Jak na zawołanie, potężny pies z głośnym ujadaniem podbiegł ku nim przez trawnik.Sebastian odwrócił głowę i popatrzył na niego.Pies stanął jak wryty, zaskowyczał, a potemumknął z podkulonym ogonem.Mel musiała przyznać, że zrobiło to na niej wrażenie.- Niezła sztuczka.- To dar.- Sebastian puścił jej rękę i otoczył ją ramieniem.- Odpręż się - powiedział.-Nie musisz się o niego martwić.- Ja się wcale nie martwię.- Jesteś napięta jak struna.Na przykład tutaj.- Dotknął nasady jej karku.Gdy poczułałagodny ucisk palców, spróbowała strząsnąć jego rękę.- Posłuchaj, Donovan.- Cśśś, to kolejny dar.- Chociaż się wyrywała, zrobił coś takiego, że nagle poczuła,jak rozluzniają się napięte mięśnie jej ramion.- Och! - westchnęła.- Już lepiej? - Znowu ją objął.- Gdybym miał więcej czasu i gdybyś była naga,wypędziłbym z ciebie wszystkie dziwactwa.- Uśmiechnął się na widok jej zdziwionej miny.-Wydaje mi się to fair, jeśli od czasu do czasu zdradzę ci niektóre moje myśli, a przyznaję, żeostatnio dość dużo myślałem o tym, aby cię rozebrać.Zmieszana i śmiertelnie przerażona, że mogłaby się zarumienić, odwróciła wzrok.- Durny facecie, pomyśl lepiej o czymś innym.- To dość trudne, zwłaszcza że tak ci do twarzy w mojej koszuli.- Nie lubię flirtować, zwłaszcza podczas akcji - zauważyła półgłosem.- Moja droga Mary Ellen, między flirtem a otwartym stwierdzeniem, że się kogośpragnie, jest ogromna różnica.Gdybym ci powiedział, że masz piękne oczy, które przy-pominają mi wzgórza mojej ojczyzny, to byłby tylko flirt.Albo gdybym ci powiedział, żetwoje włosy są jak złoto na obrazach Botticellego, albo że masz skórę miękką jak chmury,które płyną wieczorami nad moją górą, to także można by uznać za flirt.Mel poczuła się naprawdę dziwnie.- Gdybyś powiedział coś takiego, pomyślałabym, że do końca postradałeś rozum.- Właśnie dlatego jestem za szczerością.Chce cię mieć w łóżku.W moim łóżku.-Przystanął pod rozłożystym dębem i wziął ją w ramiona, zanim zdążyła się cofnąć.- Chcę cię rozebrać.Chcę cię dotykać.Chcę widzieć, jak rozkwitasz, kiedy jestem wtobie.- Nachylił się i musnął wargami jej usta.- A potem będę chciał zrobić to wszystkojeszcze raz, i jeszcze raz.- Gdy poczuł, że Mel drży, pocałował ją głęboko i zachłannie.-Czy jestem wystarczająco szczery?Nagle uświadomiła sobie, że jej ręce spoczywają na piersi Sebastiana.W jaki sposóbsię tam znalazły? Usta miała nabrzmiałe, rozpalone i głodne.- Myślę.- Problem w tym, że w tej chwili w ogóle nie myślała.Serce waliło jej takgłośno, że aż dziwne, iż ludzie nie wyszli z domów, by sprawdzić, co to za hałas.- Ty chybanaprawdę oszalałeś!- Dlatego że cię pragnę, czy dlatego, że o tym mówię?- Bo.bo sobie wyobrażasz, że interesuje mnie szybki numerek.Przecież ledwo cięznam.Chwycił ją za podbródek.- Znasz mnie.- Znowu ją pocałował.- Poza tym nie mówiłem, że to ma się odbyćszybko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- ebooks pl prawda o kielcach 1946 r jerzy robert nowak historia Ĺźydzi polityka polska rzeczpospolita paĹstwo ojczyzna patriotyzm honor nkwd prowokacja
- Kiyosaki Robert Bogaty Ojciec Biedny Ojciec[cz. 1]
- Robert T. Kiyosaki i Sharon L. Lechter Bogaty ojciec, Biedny ojciec Kwadrant przepływu pieniędzy[Cz. 2]
- Roberto Why Great Leaders Don't Take Yes for an Answer Managing for Conflict and Consensus
- 002. Robert Jordan Koło Czasu t1 cz2 Oko wiata
- 012. Robert Jordan Koło Czasu t6 cz2 Czarna Wieża
- 13. Robert Jordan Koło Czasu t7 cz1 Czara Wiatrów
- 011. Robert Jordan Koło Czasu t6 cz1 Triumf Chaosu
- 07. Robert Jordan Koło Czasu t4 cz1 Wschodzšcy Cień
- 001. Robert Jordan Koło Czasu t1 cz1 Oko wiata
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- digitalbite.htw.pl