[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dora prowadzi go za próg; teraz widzi, że wnętrze grotyrozjaśnione jest blaskiem świec.Czuje zapach kadzidła i staje, słuchając modlitw.W każdejprzerwie między rytuałami dostaje napój z kukurydzianej mąki i miodu.Siedzi opartyplecami o skałę i słucha, czubkiem palca kreśląc koła na ziemi.Ktoś podaje mu następną82 tykwę balche.Unosząc ją do warg spogląda i nieruchomieje.To nie Dora przyniosła munapój, ale potężny młodzieniec, odziany na dawny sposób Dineh.Za jego plecami stoi drugimężczyzna  większy i jeszcze potężniejszy.Jest podobnie ubrany i zdumiewająco podobnydo pierwszego. Wyglądacie znajomo mówi im Billy.Pierwszy z mężczyzn uśmiecha się. Jesteśmy zabójcami olbrzymów Siedem-Papug, Zipacny i Cabracana odpowiada. To my ,mówi drugi,  wyprawiliśmy się stepami do Xibalba, przekraczając Rzekę Zgnilizny i RzekęKrwi.Podążyliśmy Czarną Zcieżką do Domu Panów Zmierci.Drugi kiwa głową. Graliśmyz nimi w niezwykłe gry, wygrywając i przegrywając dodaje.Po czym mówią chórem: Zabiliśmy Panów Hun-Came i Vucub-Came i wznieśliśmy się ku światłu.Billy pociągałyk balche. Przypominasz mi , zwraca się do młodszego,  Tobadzichini, a ty , do drugiego, Nayenezgani, Wojownicze Bliznięta mojego ludu; tak sobie ich zawsze wyobrażałem.Uśmiechają się obaj. To prawda , przyznają,  gdyż wiele wędrujemy.Tutaj jesteśmy znanijako Hunahpu i Xbalanque.Powstań teraz i spójrz tam, w mroczne regiony.Podnosi sięi patrzy w głąb jaskini.Widzi szlak prowadzący w dół.Dora stoi na ścieżce i przyglądamu się. Idz za nią , mówi Hunahpu. Idz za nią , mówi Xbalanque.Dora odchodzi.Kiedyodwraca się by podążyć za nią, słyszy krzyk ptaka.Billy zszedł z platformy skokowej i rozejrzał się.Było ciemno,a gwiazdy płonęły z jaskrawością tropików.Zimne, wilgotne powietrze niosło zapachy,które zawsze kojarzył z roślinnością dżungli.Chłód wskazywał, że noc zbliża się już dokońca.Na ścianie stacji odszukał znak identyfikacyjny.Tak.Wyczucie go nie zawiodło.Przybył do wielkiego parku archeologicznego Chichen Itza.Stał na niskim wzgórku.Wąskie dróżki prowadziły stąd w różne strony.Byłydyskretnie oświetlone; tu i tam widział spacerujących ludzi.Mógł rozróżnić masywnekształty starożytnych budowli, ciemniejsze i bardziej nieprzeniknione niż mrok nocy.Od czasu do czasu jaskrawe światło na kilka minut zalewało jakiś fragment ruin,dla wygody nocnych gości.Chyba gdzieś czytał, że reflektory działają w regularnymcyklu, którego rozkład dostępny był w licznych punktach trasy zwiedzania, wrazz komputerowym komentarzem i odpowiedziami na podstawowe pytania, dotyczącetego miejsca.Ruszył.Ruiny były wielkie, ciemne, ciche i indiańskie.Idąc wśród nich odczuwałspokój.Kot nie zdoła go tu odnalezć.Tego był pewien.Zrozumiał także jego pożegnalnesłowa.Zdradził się, w pewnym sensie, ponieważ ostateczny cel był obecny w jegomyślach, gdy losowo wybierał współrzędne, by trafić właśnie tutaj.Kiedy wreszciewyruszy do tego ostatniego punktu, uczyni to, by zmierzyć się z wrogiem.Roześmiał się cicho.Nic nie mogło mu przeszkodzić w pozostaniu tutaj, dopóki nieupłynie wyznaczony przez Kota limit czasu.83 Pola siłowe chroniły niektóre z bardziej zniszczonych budowli.Inne pozwalały nawejście, wspinaczkę, badanie.Przypomniał sobie o tym, gdy przypadkiem otarł sięo ekran: miękki, twardy, twardszy, nie do przebicia.Pomyślał o klatce Kota w Instytucie.Tam pole było dodatkowo zelektryfikowane; raziło wstrząsami o mocy rosnącejproporcjonalnie do siły nacisku od wewnątrz.Kot jednak rzadko go dotykał, a toz powodu swego niezwykłego wyczulenia na prądy elektryczne.Zresztą, w ten właśniesposób Billy zdołał go schwytać: przypadkiem, gdy Kot, próbując wytropić i zastawićpułapkę na Billy ego, zderzył się z ekranem ochronnym otaczającym jeden z obozów.Wspomnienie uwolniło nowy ciąg skojarzeń.Po prawej stronie rozbłysło światło.Zatrzymał się i spojrzał.Nigdy przedtem tu niebył, ale widział fotografie i czytał o tym miejscu.Patrzył na Zwiątynię Wojowników,z lasem kolumn z przodu  ich cienie jak czarne cięcia na frontowej ścianie.Zwiatło zgasło, zanim tam dotarł, lecz utrwalił w pamięci nie tylko obraz, alei położenie.Szedł w tamtą stronę, aż znalazł się bardzo blisko.Gdy sprawdził, że polesiłowe nie blokuje wejścia, ruszył między kolumnami.Potem zaczął się wspinać nastrome stopnie.Gdy dotarł do poziomej platformy na szczycie, zwrócił się przodem w kierunku,który uznał za wschód i usiadł, oparty o ścianę mniejszej budowli, stojącej pośrodku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki