[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ja to wiem.Ale mnie otym powiedziano, a ty doszedłeś do sedna sprawy sam.- Nie lubię, jak mnie tak podpuszczasz.- Ale ja bardzo lubię.Dawaj dalej.126 - Wydaje mi się, \e ten aspekt  śelaza w pewnym momenciespalił na panewce.Mo\liwe, \e bruzdziła tutaj bandycka działalnośćtakich grup, jak ta sławetna, kierowana przez braci Janosz.Gdzieśutonął szlachetny cel, a zabawa stała się strzelaniem do jednej bram-ki.Towarzysze z Komitetu Centralnego PZPR, a tak\e wszyscykrewni i znajomi królika woleli się szybko i łatwo dorobić ni\ myślećo potomności.- Jest taka mo\liwość.A gdzie tutaj Aazarz? Bo nie skończyłeś onim mówić.- Uwa\am, \e Aazarz jakimś sposobem wszedł w posiadanie utaj-nionych informacji o miejscu ukrycia Bursztynowej Komnaty.Nie,to za wiele powiedziane.Gdyby posiadał nale\ytą wiedzę, albo byłbyju\ dzisiaj miliarderem, albo trupem.Aazarz ma jakąś część cennychwiadomości.A poza tym on i cały jego wydział miał po tragedii wBiałym Jarze masę szczęścia.Jak zwykle zresztą.Czasem zaczynammyśleć, \e Bóg sprzyja szubrawcom.- A dokładniej?- Tajemnicza sprawa lawiny utonęła przecie\ w fali wydarzeńmarcowych.Gomułka i jego zaufani nie mieli czasu zastanawiać sięnad tragedią.A po marcu w kraju wrzało, musieli zwrócić uwagę naco innego ni\ odzyskiwanie zabytków i gonitwę za mrzonkami.A te-raz najwidoczniej Miguła uznał, \e mo\e sobie pozwolić wreszcie nawykorzystanie tego, co wie albo nawet posiada.- Tak.Mo\e ten przemytnik naprowadzi nas na jakiś trop.- Najpierw musimy jednak wpaść na jego trop.Major uśmiechnął się promiennie.- Mamy pewne informacje.Praska policja szuka, a kapitan Mro-czek dał nam cenne wskazówki.- Kapitan Mroczek? - zmarszczył brwi Michał.- Nie znam.- Znasz, znasz.To nasz dobry znajomy, komisarz Piwnicki.- Rozumiem.Wywiad ruszył tyłek? śe te\ niektórzy dobierająsobie takie fałszywe nazwiska.Mroczek kojarzy się z Piwnickim takjak mrok z piwnicą.Mało oryginalne.- Ale łatwo zapamiętać.Dość o tym.Masz tutaj kartkę z danymikonfidenta, miejsce i czas spotkania.Zniszcz ją jeszcze przed wyj-ściem z biura.Jutro musicie być w Pradze.127 - Musimy? - zmarszczył brwi Wroński.- Musicie - powtórzył Bzowski.12Pociąg kołysał się miarowo.Jazda w ekskluzywnym wagonie In-tercity nawet na wyłomotanych polskich torach nie wydawała sięzbyt ucią\liwa.Irmina siedziała z nogą zało\oną na nogę, zagłębiłasię w lekturze jakiejś ksią\ki, której niemiecki tytuł nic Saszce niemówił.On sam czytał gazetę, jednak nie mógł się skupić.Od czasudo czasu rzucał ukradkowe spojrzenia na odsłonięte kolana i szczu-płe, choć zarazem mocne łydki towarzyszki podró\y.- No, teraz jakoś wyglądasz - powiedziała na peronie.- Widzisz?Jak się człowiek ogarnie, sam czuje się o wiele lepiej, a innymte\ miło.Nie odpowiedział wtedy.Miał ochotę burknąć coś złośliwego natemat czterdziestolatki udającej dwudziestkę, ale darował sobie.Niezamierzał wszczynać wojny przed wspólną podró\ą.Potem trafił goszlag, kiedy zajęli miejsca w przedziale.- Gdybyś mógł nie palić - spojrzała wymownie na fajkę, którąwydobył - byłabym wdzięczna.- To przedział dla palących - zaprotestował.- Mo\liwe.Ale to nie znaczy, \e masz mnie wędzić.Mo\esz sięwynieść gdzie indziej.Pociąg prawie pusty, konduktor nie będzie sięczepiał, \e masz miejscówkę nie z tego przedziału.Tym razem miał ochotę zaproponować, \eby sama się wyniosła,skoro tak jej przeszkadza dym, ale znowu zmilczał.Aazarz wyrazniepowiedział, \e ma jej strzec jak oka w głowie, patrzeć na ręce.Saszkabył na sto procent przekonany, \e Irmina dostała identyczne wska-zówki.Stary ubecki lis nie ufał nikomu.W tym wypadku zresztązapewne miał całkowitą rację.W końcu Walas, nie zwa\ając na nic,wypchnął za Zachód sporo złomu z dawnych lat.W dodatku oddawałdzieła sztuki za bezcen.To znaczy za bezcen dla nabywców, ale niedla niego i pomocników.Często zastanawiał się, czy za odbiorcami128 nie stoi przypadkiem jakaś agenda państwowa.Brali wszystko jakleci, bez grymaszenia.Płacili te\ bez protestów \ądane sumy.Zwieczniki, naczynia liturgiczne, ikony, obrazy czy stare foliały,wszystko to znikało po drugiej stronie granicy niczym w paszczylewiatana.Tylko jednej rzeczy Saszka nigdy nie odwa\ył się ruszyć.Zawartość czterech wielkich walizek była święta.Parę razy kusiło gonawet, \eby odbić szyfrowe zamki, zagarnąć ładunek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki