[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Hank pokazał.- Wiemy, że plemiona Izraelałączyły z Egiptem skomplikowane więzy rodowodów.Jak ci już mówiłem, najwcześniejszywizerunek symbolu półksiężyca z gwiazdą sięga czasów starożytnych Moabitów, którzy bylispokrewnieni z ówczesnymi Izraelitami i Egipcjanami.Kiedy więc zaginione plemię przybyłodo Ameryki, przywiozło dziedzictwo dwóch światów.A tu mamy dowód, najczystszepołączenie starożytnej kultury egipskiej i hebrajskiej.Trzeba to ocalić.Painter sięgnął po urnę.( - Tu się zgadzamy.( - Ostrożnie - ostrzegł Hank.- Ostrożnie - ostrzegł Hank.Dolna część naczynia tkwiła kilka centymetrów w lodzie, ale nie to niepokoiłoprofesora.Wszyscy widzieli, co się stało, gdy ktoś nieostrożnie obchodził się ze znaleziskamipo Tawtsee untsaw Pootseev.- Myślę, że nic nie powinno się wydarzyć - uspokoił go Painter.- Jest zamarznięte odwieków.Painter przypomniał sobie opinię Ronalda China, który twierdził, że wybuchowasubstancja potrzebuje ciepła, by zachować stabilność, a skrajnie wysoka temperatura jąniszczy.Destabilizacji ulega tylko w niskich temperaturach.Mimo to wstrzymał oddech,sięgając po pokrywę z głową wilka.Podniósł ją, łamiąc cienką lodową skorupkę, po czymzaświecił latarką do środka. Wreszcie wypuścił wstrzymywane powietrze.( - Tak jak myślałem.Puste.( Podałpokrywę Hankowi i zabrał się do wyciągania urny z lodu.Udało mu się po kilku mocnychszarpnięciach.( - Ciężkie - powiedział, kładąc pokrywę na miejscu.- Założę się, że to taki samnanomateriał jak złoto w tabliczkach.Starożytni używali pewnie tego metalu, żeby izolowaćniestabilną substancję.( - Dlaczego tak sądzisz?( - Im gęstszy metal, tym lepiej zatrzymujeciepło.Ogrzewa się dłużej, ale kiedy już to się stanie, zatrzymuje ciepło na dłużej.Takaizolacja działa jak polisa ubezpieczeniowa na wypadek nagłych wahań temperatury.Dawałaim też pewnie dodatkowy czas na przeniesienie substancji odjednego zródła ciepła do innego.Hank pokręcił głową nad pomysłowością starożytnych.( - Czyli złoto pomagało imutrzymać stabilność substancji.( - Wydaje mi się, że ta urna mogła być jednym znieużywanych naczyń.Ale biorąc pod uwagę to, co się stało pod Sunset Crater, Anasazimusieli wykraść też pełne.- Painter obrócił wazę.- Spójrz na to.Na drugą stronę urny.( Hankpodszedł bliżej, stając tuż obok niego.( Na tylnej ścianie starannie wyryto pejzaż: krętystrumień, stromą górę otoczoną drzewami, a pośrodku coś, co wyglądało jak maływybuchający wulkan.( - Co o tym myślisz? - spytał Painter.( - Nie wiem.( Zanim zdążyli sięzastanowić, spadła na nich lina, omal nie wytrącając urny z rąk Paintera.( - Ostrożnie,Kowalski! - zawołał w górę.( - Przepraszam.( Painter podszedł pod otwór i oburącz uniósłnaczynie.( - Wez to!( Kowalski ochoczo wyciągnął zdobycz i obejrzał z bliska.Gwizdnął zuznaniem.( - Przynajmniej znalezliśmy prawdziwy skarb! Teraz siniaki na tyłku jakby mniejbolą.( Nie bez wysiłku Painter i Hank wygramolili się z kivy, a potem wszyscy wyszli zzamarzniętego puebla.Gdy znalezli się w jaskini, Painter spakował złotą urnę, biorąc nawłasne barki to brzemię w drodze powrotnej.Naczynie włożył obok tabliczek skradzionychprzez Kai.Jego plecak musiał ważyć co najmniej trzydzieści kilogramów, więc nieuśmiechała mu się długa wspinaczka w słońcu, ale nie miał innego wyjścia.- Trzeba ruszać, zanim Nancy wezwie kawalerię.Odwracając się w stronę tunelu, dostrzegł ciemny kształt, który wyskoczył z wylotukorytarza i śmignął obok niego, niemal zwalając go z nóg.Hank cofnął się przerażony - inagle poznał przyjaciela.- Kawtch? - zdumiał się profesor.Pies przypadł do jego nóg, biegając w kółko i skomląc.Z jego obroży wciąż zwisałasmycz, która oplątywała nogi Hanka.Profesor ukląkł na jedno kolano, żeby uspokoić psa.- Pewnie uciekł Nancy - powiedział. - Chyba gorzej.- Painter skierował snop światła latarki w dół na lód.Koniec smyczyzostawiał na lśniącej powierzchni ciemnoszkarłatną smużkę.Krew.2631 maja, 20.07 Louisville, stan KentuckySpiesz się i czekaj.Monk wciąż zapominał, że tak brzmi motto żołnierzy.Nie cierpiał stać na redzie, awłaśnie musieli zakotwiczyć u wejścia do portu, tyle że lotniczego.Wszyscy troje siedzieli wkabinie learjeta 55 przed prywatnym terminalem lotniska w Louisville.To był starszy model,ale dowiózł ich do Kentucky całych i zdrowych, a Monkowi podobały się te leciwe maszynyz lekko uniesionymi ogonami.Patrzył przez okno, przyglądając się czarnej płycie lotniska zabiałymi skrzydłami.Czekali na oddział żołnierzy z garnizonu wojskowego w Fort Knox, który miał ichodeskortować do skarbca złota.Siedzieli w samolocie już dziesięć minut.Kolano Monkaniecierpliwie podrygiwało.Niechętnie zostawił Kat w centrali Sigmy.Zaczęła mieć skurcze,czym się bardzo denerwował, bo była już w ósmym miesiącu.Twierdziła, że to tylko zpowodu nadwyrężenia pleców od długiego siedzenia, ale był tak spięty, że każdąniestrawność traktował jak grozbę poronienia albo zapowiedz bólów porodowych.Kat kazała mu lecieć do Kentucky i niemal siłą wypchnęła go za drzwi, lecz przedtemczule go przytuliła.Położył dłoń na jej brzuchu jako dumny ojciec, kochający mąż i nawetjako lekarz wojskowy, upewniając się, czy naprawdę dobrze się czuje.Wiedział, jak się bałapodczas składania raportu z przebiegu zdarzeń w Islandii, mimo że zniosła to naprawdędzielnie, zachowując kamienną twarz.Monk jednak wiedział swoje.A teraz jeszcze ta wieczorna wyprawa do Kentucky.Chciał to jak najprędzej załatwići wracać do niej.Uwielbiał zadania, nie cierpiał bezczynności, ale gdy lada chwila mogło sięurodzić dziecko, chciał tylko być przy Kat i masować jej stopy.Tak, był właśnie takim mężczyzną.( Monk przycisnął czoło do szyby.( - Gdzie onisą?( - Niedługo będą - powiedział Gray.( Monk z powrotem opadł na fotel, mierząc Grayawściekłym spojrzeniem, jak gdyby szukał winnego.W kabinie samolotu wyłożonej klonemptasie oczko zamontowano cztery skórzane fotele: dwa zwrócone do przodu i dwa w stronęogona.Monk siedział dokładnie naprzeciwko Graya, a Seichan obok jego partnera, opierającbolącą nogę o przeciwległy fotel. - Czy my w ogóle wiemy, czego tu mamy szukać? - spytał Monk, nie spodziewając sięodpowiedzi, ale próbując zająć czymś uwagę.( Gray wciąż spoglądał przez okno.( - Ja byćmoże wiem.( Kolano Monka znieruchomiało.Nawet Seichan spojrzała na Graya.Zanimwystartowali z Waszyngtonu, plan był prosty: zajrzeć do FortKnox i powęszyć.Może niezbyt błyskotliwa strategia, ale nikt nie znał tajemniczegozródła emisji neutrin.Nietypowe odczyty zauważone przez japońskiego zyka mogły byćistotne, mogły też nie znaczyć nic.Ich wyjazd przypominał wyprawę na ryby, na którąwszyscy troje zapomnieli zabrać wędki.- No więc co o tym myślisz? - spytał Monk.Gray wziął teczkę wciśniętą obok siedziska fotela.Czytał wszystkie raportywywiadowcze związane z ich misją.Jeśli ktokolwiek mógł znalezć logikę łączącą mrowieprzeróżnych szczegółów, to na pewno Gray [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki