[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ksiądz cofnął się, napinając linę.Wykorzystując siłę roz-pędu, Femandez de Aguilar wskoczył lekko na drewnianypomost i stanął niepewnie, przez chwilę kołysząc się nanogach, jakby to morze w dalszym ciągu nim kołysało.Następnie złożył najgłębszy i najbardziej uniżony pokłon,jaki Cedric Owen widział w życiu. Do waszych usług, panie.Jestem Femandez de Aguilar,kapitan tej lichej łajby.Mam ze sobą senor Cedrica Owena,lekarza okrętowego i najbardziej przenikliwego astrologa.Przybywa z osobistym listem polecającym od KatarzynyMedycejskiej, królowej Francji.Polecam go tobie i twymprzyjaciołom.Zgaduję, że jesteś waszmość ojcem GonzalezemCalderónem, kapłanem naszej Matki Kościoła w Zamie,w Nowej Hiszpanii.Rozmawialiśmy o tobie dzisiejszegoranka, wspominając, z jaką radością spotkasz się z moimczcigodnym pasażerem.Za chwilę położymy trap, aby naszdobry doktor mógł wysiąść na brzeg. Nie.W ciszy, która zapanowała po tych słowach, nie słychaćbyło nawet krzyku mew.Kapłan był potężnie zbudowany, miał szerokie ramionai tors, a jego ciało składało się z samych ścięgien i mięśni.Nakarku miał grube fałdy skóry.Na szerokiej, czarnej piersi140 wisiał krucyfiks z litego srebra największy i najcięższy, jakiCedric Owen kiedykolwiek oglądał na oczy.Jedno słowo Gonzaleza Calderóna sprawiło, że cała zatokazamarła.Obserwowany przez wszystkich ludzi na łodzi,statku i lądzie, zwinął linę i rzucił ją zgrabnie do stóp CedricaOwena.Donośnym głosem, tak aby go wszyscy słyszeli, oznajmił: Nie słyszeliście, że to miasto nawiedziła ospa wietrzna?Zaraza minęła, lecz Bóg zabrał do siebie połowę mężczyzn,kobiet i dzieci.Jesteśmy nieufni wobec przybyszów, którzymogą ją tu przywlec ponownie lub sprowadzić na nas jeszczegorszą plagę.Czy twój wielce szanowany medyk może miprzysiąc na Boga, że nie przywozicie ze sobą żadnych chorób?Ksiądz zwracał się do de Aguilara, lecz jego wzrok spo-czywał na Owenie, gorący i gniewny, jakby wietrzna ospazniewoliła mu umysł.Nagły krzyk, który rozległ się w umyśle Owena, miał innąbarwę niż do tej pory.Pragnąc umknąć przed spojrzeniemksiędza, Cedric przesunął wzrok na dwóch tubylców, stojącychtuż za nim.i zamarł, bo myśl, która go nawiedziła, wydałasię niemożliwa do zniesienia.Dwaj mężczyzni, stojący za kapłanem, mieli na sobiezwyczajne spodnie i koszule z niebielonej bawełny.Obaj bylistarannie ogoleni, mieli szerokie twarze, duże oczy i prostegęste czarne włosy opadające na ramiona.Ten z lewej obracałw palcach mały drewniany krzyżyk wiszący na piersi, bezwiększego zainteresowania spoglądając na  Aurorę" i jejzałogę.Ten z prawej stał naprzeciw Cedrica i świdrował go wzro-kiem przenikającym do błękitnego kamiennego serca.141 Nigdy wcześniej Owen nie został tak szybko i skuteczniezdemaskowany.Ostry wiatr smagał jego ciało, jakby zdartoz niego ubranie wraz z połową skóry.Sparaliżowany przez lęk, zauważył, że w odróżnieniuod jego towarzysza tubylec ma postawę i wygląd wo-jownika.Wzdłuż lewego policzka biegła celowo zrobionaszeroka zygzakowata blizna.Nie odrywając wzroku odOwena, położył dwa palce w poprzek dłoni i odwróciłgłowę.Kiedy przeszywające spojrzenie ustało, krzyk rozlegającysię w uszach Owena zamarł.Ponownie mógł słyszeć dzwiękinapływające z zewnętrznego świata, wśród których na pierw-szy plan wybijało się pytanie księdza: Seńor Owen? Jesteś medykiem i astrologiem, panie.Czy możesz przysiąc na Boga, że wasz statek nie przywiózłżadnych chorób?Cień księdza był wielki niczym góra.Owen patrzył na jegorosłą sylwetkę i myślał o grożącym mu niebezpieczeństwie,zapominając, że przed chwilą został obnażony i ponownieodziany za sprawą jednego spojrzenia dzikusa z blizną natwarzy.Czekali na jego odpowiedz. Nie  odparł Cedric Owen. Nie mogę niczegoobiecać, z pewnością nie przysięgnę na Boga [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki