[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kapitan zmienił temat. Nie mogę przestać myśleć o tej dziewczynie na dnie i zżera-jących ją od środka śluzicach.Renko, jaka waszym zdaniem byłaszansa na to, że sieć ją akurat zgarnie? Jedna na milion?Wezwanie Arkadija na to spotkanie było nie lada wyróżnieniem trochę tak, jakby palec u nogi zaproszono do udziału w konferencjimózgów.Zwracając się do niego z pytaniem, Marczuk jeszcze bar-dziej to podkreślił. Jedna na milion, czyli mniej więcej taka, jaką towarzysz Bu-kowski i ja mamy na to, że uda nam się coś ustalić.We Władywo-stoku mają prawdziwych śledczych i prawdziwe laboratoria, a tam-tejsi specjaliści wiedzą, czego szukać. Ważne jest dochodzenie tu i teraz  powiedział Marczuk.Opiszcie w raporcie fakty, jakie ustalicie. Nie. Arkadij pokręcił głową. Zgadzam się z towarzyszemWołowojem.Zostawmy to specjalistom z Władywostoku.118  Masz opory i ja to rozumiem. W głosie Marczuka byłowspółczucie. Ale dzięki temu będziesz mógł się zrehabilitować. Nie muszę się rehabilitować.Zgodziłem się poświęcić jedendzień na zadawanie pytań i ten dzień już minął. Arkadij ruszył dodrzwi. Dobranoc towarzyszom.Marczuk zerwał się na nogi, kompletnie zaskoczony, a jegozdumienie szybko przerodziło się w urazę kogoś ważnego, kogozlekceważono przez odrzucenie jego dobrych intencji.Wołowojmiał taką minę, jakby nie mógł uwierzyć w tak szczęśliwy obrótsprawy. Renko, twierdzicie, że ktoś tę dziewczynę zamordował, i niechcecie się dowiedzieć kto?  zdziwił się Hess. Nie sądzę, żebym mógł.Nie jestem zainteresowany. Daję wam rozkaz  warknął Marczuk. A ja odmawiam. Zapominacie, że rozmawiacie ze swoim kapitanem. A wy zapominacie, że rozmawiacie z kimś, kto spędził rok nawaszej śluzgawce. Arkadij otworzył drzwi. Co jeszcze możeciemi zrobić? Dysponujecie czymś gorszym? Rozdział 9Tuż nad powierzchnią morza wiatr stłoczył mgłę w jeden gęstywał.Arkadij ruszył przez pokład z zamiarem udania się do łóżka,gdy niespodziewanie natknął się na stojącego przy relingu Kolę,współlokatora z kajuty.Jasna księżycowa noc zawsze wywabiałaKolę na pokład, jakby księżyc zapalano specjalnie dla niego.Spodwełnianej czapeczki wystawały zmierzwione loki, jego długi szpi-czasty nos był skierowany ku morzu. Arkasza, przed chwilą widziałem wieloryba.Tylko ogon, aleposzedł pionowo w dół, więc to był humbak.Arkadij podziwiał w Koli to, że będąc przepędzonym z lądu bo-tanikiem, na morzu nadal gromadził dane naukowe.Była w nimzawziętość zakonnika, który przy całej swej łagodności jest gotówcierpieć tortury za wiarę.W jego dłoniach połyskiwał ukochanyskarb wielkości rożka angielskiego: staromodny mosiężny sekstans. Skończyłeś już u kapitana? Tak.Wrodzona dyskrecja nie pozwoliła Koli drążyć tematu i zadawaćpytań w rodzaju:  Dlaczego nie przyznałeś się kolegom, że byłeś120 śledczym? Dlaczego już nim nie jesteś? Czego się dowiedziałeś o tejmartwej dziewczynie?.Zamiast tego rzucił pogodnie: To dobrze.Więc możesz mi pomóc. Wręczył Arkadijowizegarek.Zegarek był plastikowy, cyfrowy i japoński. Tym górnymprzyciskiem podświetla się odczyt. Po co ty to robisz? Dla gimnastyki umysłu.Gotów? Gotów.Kola przyłożył oko do lunetki, namierzył Księżyc i przesunąłramię po łuku kątomierza.Jak to kiedyś wyjaśnił Arkadijowi, sek-stansy urzekały go swoją staromodnością i prostotą przy jednocze-snym skomplikowaniu pomiaru.W największym skrócie, para lu-sterek zamontowanych na łuku pozwalała sprowadzić obraz Księ-życa na linię horyzontu i odczytać na kątomierzu wartość odchyleniapozycji Księżyca w stopniach od kąta prostego w stosunku do liniihoryzontu. Czytaj. Dziesiąta piętnaście i trzydzieści jeden sekund. Dwudziesta druga piętnaście i trzydzieści jeden sekund  po-prawił go Kola według czasu morskiego.Jako pionier Arkadij bawił się kiedyś pomiarami nawigacjiastronomicznej.Pamiętał, jak siedział obłożony almanachami że-glarskimi, tabelami danych, notatnikami, wykresami i przykładni-cami.Kola miał to wszystko w głowie. Ile roczników astronomicznych znasz na pamięć?  zapytałArkadij. Słońca, Księżyca i Wielkiej Niedzwiedzicy.Arkadij spojrzał na niebo.Gwiazdy świeciły niezwykle jasno 1były bardzo dalekie, a ich barwy i głębia stwarzały wrażenie, jakbynocne niebo płonęło.121  Widzę Małą Niedzwiedzicę. Wyciągnął rękę pionowo w gó-rę. Tu zawsze widać Małą Niedzwiedzicę  potwierdził Kola. Natej szerokości zawsze ma się ją nad głową.Kiedy Kola przystępował do robienia obliczeń, jego oczy nieru-chomiały i pokrywała je jakby mgiełka rozmarzenia.Arkadij wie-dział, że w myślach odejmuje refrakcję Księżyca, dodaje wartośćparalaksy i przechodzi do księżycowej deklinacji. Za długo tkwisz pod tą Małą Niedzwiedzicą  mruknął. Cał-kiem ci spłaszczyła głowę.Kola uśmiechnął się na dowód, że potrafi jednocześnie myśleć irozmawiać. To nie jest trudniejsze od gry w szachy w ciemno. Koncepcja sekstansu opiera się na założeniu, że to Słońce ob-raca się wokół Ziemi.Nie przeszkadza ci to?Kola na moment się zawahał. Ale w przeciwieństwie do niektórych innych ta koncepcjadziała  odrzekł.Deklinacja została wyliczona i Kola zaczął przeglądać tkwiące wpamięci tabele.Było to zadanie dla kogoś o nieco maniakalnejosobowości  kogoś, komu sprawiało przyjemność wypatrywaniewielorybów po ciemku.Choć może nie tak zupełnie po ciemku.Kładący się na falach blask księżyca sprawiał, że morze jakbyrównomiernie oddychało.Podczas pierwszych miesięcy rejsu Arkadij spędzał dużo czasuna pokładzie, wypatrując delfinów, morsów i wielorybów tylko poto, by obserwować ich harce.Otwarte morze dawało złudzenieswobody.Dopiero po pewnym czasie dotarło do niego, że te poru-szające się pozornie bezładnie stworzenia w rzeczywistości zdążajądo konkretnego celu.I że on takiego celu nie ma.122 Spojrzał znów na Małą Niedzwiedzicę i jej długi ogon zakoń-czony Gwiazdą Polarną, zwaną też Gwiazdą Biegunową lub Polaris.Według ludowego rosyjskiego podania Polaris to wściekły piesuwiązany łańcuchem do Małej Niedzwiedzicy.Legenda mówi, żegdy uda mu się zerwać łańcuch, nastąpi koniec świata. Czy ciebie to nie złości, Kola? Ty, botanik, jesteś uwięzionysetki kilometrów od najbliższego lądu. Ale tylko sto sążni od morskiego dna.A poza tym lądu nadalprzybywa.Wyspy Aleuckie wciąż się rozrastają. Powiedziałbym, że to dość odległa perspektywa  rzekł Arka-dij.Wyczuwał w koledze napięcie.Kola zawsze się denerwował,kiedy widział u Arkadija przygnębienie. Zastanawiałeś się kiedyś, ile Wołowoje tego świata nas kosz-tują?  Kola raptownie zmienił temat w przekonaniu, że dobra za-gadka zawsze dobrze koi nerwy. Ile nam płacą? Myślałem, że mierzysz do Księżyca. Mogę robić jedno i drugie.Ile nam płacą?Odpowiedz nie była prosta.Płacę na  Gwiezdzie Polarnej wy-liczano przy użyciu współczynnika od 2,55 dla kapitana do 0,8 dlamarynarza drugiej klasy.Do tego dochodził dodatek polarny wwysokości 1,55 za połowy w Arktyce, dziesięcioprocentowa premiaza roczny staż, kolejne dziesięć procent za wykonanie planu i do-datkowa, sięgająca czterdziestu procent premia za jego przekroczenie.Plan produkcji był najważniejszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki