[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poczym kazał mu zdjąć więzy. Nie wiem, czy szaleństwo go opuściło.Czy przestał widzieć te straszne pejzaże, o którychnieustannie mamrotał.Tego nie wiem.Wiem za to, że Rewne dodał mu otuchy.%7łe od tej porywiedział, że nie jest sam.To ważne.Bardzo ważne.Rewne opuścił Kolar, nieliczni poszli za nim.Montresor został.Potem dochodziły gourywane strzępy wieści.O naukach Gaduły.O jego losach splątanych.Ale nie wiedział, gdziejest Zapowiedziany.Ani co się z nim stało.Ktoś starannie zacierał ślady.Zabijał świadków,niwelował wieści. Znasz kogoś, kto go znał? zapytał Rozenkrontz. Wielu ich było.Niewielu zostało przy życiu.Już wychodzili, gdy wstrzymał ich głosbrodacza. Był taki jeden.Mógł się uchować.Cień człeka, nie rzucał się w oczy.Mistrz trwania.Kontres z miasta Solos.To niedaleko stąd.Niespełna dzień po ich wyjezdzie Montresor i jego towarzysze zostali zamordowani przeznieznanych sprawców.Dolsilwa miał się o tym jednak dowiedzieć znacznie pózniej.Rozenkrontz nie dowiedział się nigdy.Dolsilwa pisał zapamiętale.Postrzępione gęsie pióra porozrzucane po izbie symbolizowałyskalę twórczych zmagań.Rozenkrontz spostrzegł, że poeta miał już wcześniej stos zapisanychstron.Więc historia Montresora nie była początkiem opowieści.Zaintrygowało go to.Sposobili się do drogi, gdy poeta jakby od niechcenia zapytał: Wieścisz wciąż? Nie.Chyba wyczerpałem zasoby.Ostatni raz mój dar ukamienował mnie jakieś dziesięć lattemu.Przed mym domem.Nie wiem, com wieścił i komu.Jak zwykle. Jak zwykle. Poeta jakby się skurczył.Rozenkrontz jednak niczego nie dostrzegł. Ten Rewne. Rozenkrontz zawahał się. Myślisz, że on żyje?Dolsilwa nie odpowiedział.Tej nocy, ich ostatniej w Kolar, obaj nie mogli zasnąć.Za dużo myśli krążyło po izbie.Zadużo widzieli, za dużo pamiętali.Rozenkrontz myślał o Paoli, kobiecie swego życia.Z dnia na dzień coraz dotkliwiejodczuwał chłód.Dolsilwa natomiast wspominał wizytę Selijona.O Paoli, byłej żonie staregoprzyjaciela, próbował bezskutecznie zapomnieć.Ukrywał bowiem przed Rozenkrontzem jeszczejeden sekret.Selijon odwiedził poetę całkiem niedawno.Dolsilwa popadł w konfuzję, spodziewał sięprędzej odnalezć nagrobek starego znajomego niż jego samego, który na domiar mimo latupływu znajdował się w stanie umiarkowanego dość przekwitania.Przez chwilę przekomarzalisię na temat starości, siwości oraz obłości kałdunów.Po czym nagle Selijon przeszedł dorzeczy.Zaczął od nakłonienia poety do przysięgi, iż nikomu historii Selijonowego bytowania (taksię wyraził bytowania ; nie życia, nie biografii) nie wyjawi.Dolsilwa niechętnie wyraziłzgodę.Potem już gadał jeno Selijon.Zaczął od dramatycznego wyznania. Byłem aniołem ,rzekł.Poeta docenił efekt, spodziewając się jednak jakiejś metafory.%7łe niby był Selijon człekiemanielsko usposobionym, serce mu biło w rytm dziękczynnych modłów, przykładem był dlamłodzieży, dla starców zasię pociechą.Coś takiego.Potem dramatyczny zwrot w życiorysie serce łamane na kole żywota, jakaś niezbyt szczęśliwa miłość albo zbyt szczęśliwa, błogostanwnet pryska.Selijon staje się zgryzliwcem oraz malkontentem, który to świetnie ilustruje jegoprzeistoczenie diable kręci nosem na poetyckie wzniosłości Dolsilwy.Lecz nie.Nie była to metafora.Selijon naprawdę mniemał, że był aniołem.Niematerialnymbytem, który w materię oblekał się okazjonalnie, co porównać można do obrastania brudemi tłuszczem.Nieprzyjemny proces.Zadaniem Selijona było zwiastowanie.Nawiedzał proroków,by ich utwierdzać w pewności.Roztaczał apokaliptyczne wizje.Dął w miechy wiary.Niektóremisje były jednak straszne.Selijon zawsze mówił prawdę, bo aniołowie nie kłamią.A prawda natym tu świecie oznacza zawsze cierpienie, dziwna prawidłowość, ekonomia bólu.Selijon cierpiałnawet bardziej od swych słuchaczy.Bo na wyższych poziomach rzeczywistości wszystko jestintensywniejsze.Również ból.Zresztą jakież miałby prawo zwiastować wolę Tego, Który Jest,gdyby nie był zdolny do cierpienia i do współodczuwania?Zwariował chłop, pomyślał Dolsilwa.Ale historia niezła.Aż wreszcie coś pękło w aniele Selijonie.W aniołach rzadko coś pęka, boć skonstruowane sąsolidnie, jednolicie.Ale Selijon pękł.Widać musiało tak być.Zdarzyło się, że zwiastował ojcuświeżo narodzonego pierworodnego syna.I rzekł mu, że musi poświęcić życie swego dziecka, byzachować pomyślność ludu, którego był prorokiem.Stropiło to Dolsilwę, bo znał tę opowieść.Natomiast Selijon nie powinien jej znać.By poświadczyć swą nadprzyrodzoną kondycję i świadectwo dać prawdziewypowiedzianych słów okrutnych, Selijon wypalił w blacie stołu znak dłoni.Dawno nie czuł tylebólu.Wiedział, że to konieczne, że zapewne działa w słusznej sprawie, że jest Narzędziemw dłoniach Boskiego Konstruktora.Ze cierpienie musi poprzedzać błogosławieństwoozdrowienia.Ale dłużej nie mógł.Po prostu nie mógł.Jego niewypowiedziana prośba została spełniona przeistoczył się w człeka z krwi i kości.Selijon nie chciał rozwodzić się nad wrażeniami wynikającymi z nagłego obciążenia materią.Ale wcale nie czuł się duszą w ciele uwięzioną.Nowa kondycja fascynowała szczególniesensualne zachwyty często go nawiedzały.Wiatr, ciepły czy zimny, lecz nieustannie szepczący.Deszcz dotykający wszystkiego.Zimny jak śmierć śnieg.I potrawy, napitki.I słowa mielone bezkońca, nawet te, co najczęściej padają, te wyzbyte sensu.Wszystko to było piękne.Choć smutne.A może piękne, bo smutne? Ludzie tego nie pojmują.Próbował się zbuntować.Obrazić.Znienawidzić.Jak jego bracia, co ongiś Bunt podnieśli,wszczynając Wojnę.Ale nie potrafił.Nie potrafił przestać kochać.Dolsilwa przypomniał sobie nagle dawny epizod targowy kiedy to Selijon kupił odpewnego hochsztaplera panaceum na miłość.Poeta myślał wówczas, że to beznadziejna próbazażegnania uczucia do jakiejś muzy.A chodziło chyba o zamiłowanie większego kalibru.Jużwtedy musiał być szalony, Już wtedy mniemał, że jest aniołem.Tymczasem Selijon kończył swą fantastyczną opowieść.Może był egzemplarzem próbnym,przed tym najważniejszym Wcieleniem? Przeorientowanym mocą woli Tego, Który jest Wolą stąd ochota Selijona na umaterialnienie? Może? Dlaczego nie? Był wszak robakiem.Był czymśna kształt niczego.I godził się z tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Głuchowski Piotr, Hołub Jacek Imperator. Ojciec Tadeusz Rydzyk
- Piekara Jacek Plomien i krzyz wersja 2
- Dšbała Jacek Złodziej twarzy
- Piekara Jacek Sluga Bozy
- Piekara Jacek Przenajswietsza Rzeczpospolita
- KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM I
- Lerum May Grethe Puchar Boga Słońca 03 Cena łaski
- Cook, Robin Zabawa w boga
- § Duenas Maria Olvido znaczy zapomnienie
- Christopher Pike [Thirst 04] The Shadow of Death (epub)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jucek.xlx.pl