[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Nie, nie, nie! – Zamachał rękoma mnich.– Z takimi trzeba wolniutko i porządnie się obejść.Ze skóry obłupić, flaki na wierzch wyciągnąć, jaja uciąć, oczy wydłubać.A potem puścić go, niech idzie własną drogą, niech ludziom się pochwali.A więc czeka mnie jednak męczeństwo, pomyślał Arnold Löwefell i przez jego ciało przebiegł wewnętrzny dygot.Zbyt wiele napatrzył się na tortury i zbyt wiele sam zadawałkatuszy, że zrozumiał, iż już niedługo będzie wypatrywał śmierci niczym zbawienia.Kątem oka spojrzał w stronę czarnowłosego, ale ten zdawał się nie zwracać na nic uwagi.Siedział przy rozgrzanym popiele i grzebał w nim patykiem w poszukiwaniu rzepy.Zresztą cóż mógłby poradzić ten młodzik przeciwko czterem uzbrojonym obwiesiom? Nawet jeśli rzeczywiście trenowano go w walce na kije, to przecież ustępował siłą tym hultajom spod ciemnej gwiazdy, zaprawionym zapewne w niejednych bijatykach.Poza tym pytanie brzmiało, czy nawet gdyby mógł, to chciałby uratować życie przygodnie poznanego szlachcica.Zawdzięczał mu co prawda własne, ale Löwefell już dawno nauczył się, by naiwnie nie liczyć na wdzięczność bliźnich.– On nie jest ichni – rzekł czarnowłosy, a jego mowa zabrzmiała dziwnie chropowato i teraz mówił już z wyraźnym akcentem mozelskich prostaków.– Wiózł pyśma od Hakenkreuza.Sam żem je widział.– A jak żeś ty rozpoznał, że to listy od Hakenkreuza? Może umiesz czytać, co? – Mnich zwrócił w jego stronę zaciętą twarz.– Jaśnie pan dowódca, co był w barwach, tak rzekli.I puścili go, mnie przydając niby, cobym usłużył jak trza – wyjaśnił chłopak bez strachu, z łatwowierną pewnością siebie, charakterystyczną dla będących w słusznym prawie prostaków.– Coś mi i ty podejrzany jesteś, bratku – burknął mnich, ale Löwefell poznał, iż przywódca zbirów zaczyna się wahać.Podszedł i wyjął szmatę z ust inkwizytora.– A ty co powiesz? – zapytał.– To sfałszowane dokumenty – odparł Löwefell.– Ludzie Hakenkreuza dali mi je, żebym mógł przejść na cesarską stronę i zbadać, gdzie stoją wojska, a potem wrócić z wieściami.– Ale żeś nie wrócił – zripostował przywódca.– Ano nie zdążyłem – przyznał inkwizytor.– Jednak, tak czy inaczej, rozkazy mam jasne i trzeba mi wracać do Hakenkreuza.– Toś sobie dziwną drogę wybrał na wracanie.– Mnich cały czas uważnie przypatrywałsię inkwizytorowi.– Znajdziecie mi lepszą, to pójdę z wami – odparł Löwefell.– A zważcie, że cesarskie pisma mogą i wam uratować życie, jak przyjdzie co do czego.– Listy to i ja mogę pokazać.– Tam napisano „szlachetnie urodzony”, a po tobie, z całym szacunkiem, widać, żeś ksiądz lub mnich.– Ano widać – zarżał wilkołaczy osiłek.– Sam własnego opata drewnianą piłą na półprzerżnął.Mnich uśmiechnął się, jakby do miłych wspomnień.– Jeszcze Boga kazałem mu się wyrzec i ślubować posłuszeństwo szatanowi, żeby psiajucha z mojej piły trafił prosto w diabelskie kotły, na mękę wieczną i zatracenie.– A ja żem ksienię z Wintrange własnym kutasem na ołtarzu wyruchał – pochwalił się osiłek.– Też żem ją ruchał – wtrącił kolejny ze zbirów, o twarzy oszpeconej śladami po ospie.–I lepiej jej dogodził od ciebie.– Psy ci jebać, a nie ksienię! – warknął osiłek.– Jak ja żem się do roboty zabrał, to.– Milczeć! – wrzasnął mnich.– Każdemu z was psy i kozy jebać, sodomici przeklęci.Musiał mieć spore poważanie wśród gromady, bo rzeczywiście wszyscy umilkli i nikt nawet nie śmiał zaprotestować.On tymczasem pogmerał chwilę patykiem w zębach, dwa razy siarczyście splunął na ziemię i widać było, iż się zastanawia.– Jeśli rozetniesz drugą cholewę, zobaczysz pisma, o których mówił chłopak – poradziłmu inkwizytor.Mnich tym razem oglądał dokumenty dużo uważniej.Nawet poskrobał kartę tu i tam brudnym pazurem.Jego kamraci przypatrywali się tym zabiegom z wyraźnym szacunkiem.– Niby podpis jest.I pieczęć jest.Dzień i tak musimy tu przeczekać – powiedział w końcu.– A wieczorem zdecyduję, co z wami zrobić, szlachetnie urodzony – dwa ostatnie słowa wypowiedział z wyraźnym szyderstwem.Löwefell odetchnąłby z ulgą, gdyby tylko nie wydało się to podejrzane.Udało mu się ocalić skórę przynajmniej do zachodu słońca, a do tego czasu wiele przecież może się zdarzyć.Póki serce bije w piersi, póty jest nadzieja, pomyślał.Mnich rozkazał podwładnym zadeptać popiół, by nie zdradzała ich obecności choćby wąska smużka dymu.Potem wszyscy usiedli pod drzewami, a inkwizytora przywiązali do pnia.Ospowaty zdjął też Löwefellowi ze stóp buty i sam założył je w miejsce własnych, porwanych i dziurawych.– Cisną – poskarżył się i spojrzał z wrogością na Löwefella, jakby ten wyrządził mu jakąś celową krzywdę.– Przestaną – obiecał inkwizytor.Löwefellowi zabrano wszystko w czasie rewizji.Sakiewkę z monetami, miecz, sztylet, nawet skórzany pas.Jeden ze zbirów, łysy jak kolano staruch, zdjął mu też kolczą koszulkę i zajrzał do woreczka z sherskenem.– Co za diabelstwo? – mruknął.Wziął w palce szczyptę proszku, powąchał.– Cuchnie paskudztwo – burknął.Tak jak ty byś pachniał, skrzywił się w myślach inkwizytor.Hultaj nie interesował się już dłużej woreczkiem i odrzucił go na bok, w trawę.Niestety, bardzo daleko od miejsca, w którym siedział Löwefell.Ale za to bardzo blisko czarnowłosego chłopaka, który niedbałym ruchem sięgnął po mieszek.Otworzył go, podniósł z ziemikawałeczek kory i na tej korze wydobył szczyptę ziela.Powąchał, trzymając jednak twarz na tyle daleko, by pył przypadkiem nie trafił mu do nozdrzy.Ty wiesz, co to jest, pomyślał z nagłym zdumieniem inkwizytor, przypatrując się chłopakowi.Skąd ty, na Boga żywego, wiesz, co to jest?!Shersken był bowiem mieszanką przeróżnych specyfików, przypominającą w dotyku drobno zmielony pieprz.Ale działanie miał o wiele groźniejsze.W maleńkiej dawce mógłsłużyć za lekarstwo, w większej powodował niemal natychmiastową śmierć poprzedzoną zwiotczeniem mięśni i utratą tchu.Rzucony w twarz obdarzał ofiarę natychmiastową, chociaż chwilową ślepotą i prowokował tak przemożne swędzenie, że człowiek nie myślał o niczym innym, jak tylko by trzeć, trzeć i trzeć podrażnione oczy.Jeśli to zrobił i jeśli wtarł shersken w źrenice, mógł mieć pewność, że nigdy nie zobaczy już nic poza ciemnością
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- harry potter i ksišżę półkrwi (half blood prince) rozdziały 1 30 dobre tłumaczenie pl peŁna wersja! caŁa ksiĽŻka! pl(1)
- Głuchowski Piotr, Hołub Jacek Imperator. Ojciec Tadeusz Rydzyk
- Marek Skała, Andrzej Mleczko psychologia zmiany. rzecz dla wscieknietych. wydanie ii rozszerzone pełna wersja
- Dšbała Jacek Złodziej twarzy
- Sobota Jacek Głos Boga
- Sobota Jacek Padlina
- GIEŁDY JĘDRZEJ NA EGZAMIN Z ANATOMII wersja ostateczna, scalona test
- Feehan Christine Karpaty 06 Mroczny płomień (oficjalne)
- Dlugosz Jan Roczniki
- Oliver Lauren Delirium
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- onlinekredyt.xlx.pl