[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzymałem się blisko Metona, a on nieodstępował Katyliny.Biegliśmy często to w bok, to naprzód, ale nigdy do tyłu.Pamiętam, jakstrzała świsnęła mi koło ucha i z przyprawiającym o mdłości odgłosem wbiła się w pierśmężczyzny idącego tuż za mną.Pamiętam żołnierzy, ludzi, których nigdy przedtem niewidziałem, biegnących ku mnie z wyciągniętymi mieczami i morderczym błyskiem w oczach.Wszystko to wydawało się tak nierealne, że pragnąłem tylko, aby ten koszmar się skończył.Wydawało mi się jednak, że miecz w mojej dłoni sam wie, co robić; podążałem więc ślepo zanim.Pamiętam deszcz pienistej krwi, bryzgający mi w twarz niczym chłoszczące skalistybrzeg fale morskiego przyboju.Mam przed oczami wykrzywioną okropnym grymasem twarzKatyliny, tnącego na prawo i lewo mieczem, ze strzałą sterczącą z lewego ramienia, z któregokrew płynęła strugą na błyszczący napierśnik.Pamiętam, jak Meto rzucił się do jego boku zponurą determinacją w oczach, przebijając się mieczem przez wrogi kordon tak wprawnie, jakgdyby robił to całe życie.Pospieszyłem za nim, ale potknąłem się o coś ciężkiego imięsistego.Zatoczyłem się i w tłumie za sobą zobaczyłem Tongiliusa, niosącego orlisztandar.Podążając za Katyliną, wcięliśmy się głęboko w szeregi nieprzyjaciela.Odzyskałemrównowagę i zacząłem się gorączkowo rozglądać za Metonem, który znikł mi z oczu w tymchaosie.I nagle kątem oka ujrzałem nadlatującą włócznię.Pamiętam, jak patrzyłem na nią jak wtransie, kiedy zbliżała się, celując wprost w moje czoło.Zdawała się poruszać w powietrzubardzo wolno, a cały świat, włącznie ze mną, zatrzymał się raptownie w miejscu, oczekującjej przybycia do celu.Czułem się niemal jak człowiek obserwujący z pomostu nadpływająceczółno.Włócznia zbliżała się i rosła w oczach, a gdy znalazła się bardzo, bardzo blisko, światnagle podjął swój szaleńczy ruch.Przez głowę przemknęła mi absurdalna myśl, że doprawdypowinienem zrobić coś więcej, aby zejść jej z drogi.i wtedy grot trafił w cel z dziwnymdzwiękiem gnącego się metalu, a ja nagle znalazłem się w powietrzu, lecąc gdzieś tyłem.Zasobą, a może nad sobą wszelkie kierunki straciły cały sens przez mgnienie oka ujrzałem,jak srebrny orzeł chwieje się, drży i wali się na ziemię zupełnie jak ja; w tej chwili krwawaczerwień świata zmieniła się w najgłębszą czerń.ROZDZIAA XXXIXSiedziałem na skale, otoczony zewsząd czarnymi kamiennymi ścianami.W pierwszejchwili pomyślałem, że znajduję się w jakiejś jaskini, ale ściany były zbyt kanciaste, by mogłaje stworzyć natura, powietrze zaś było ciepłe, a nie zimne i wilgotne.Może jestem w starejkopalni srebra na górze Argentum, pomyślałem, ale nie, muszę się mylić.Jestem w słynnymkreteńskim Labiryncie, ponieważ zza załomu korytarza spoglądał na mnie sam Minotaur.Jego rogi rzucały ogromny cień na ścianę.Potwór był bardzo blisko; tak blisko, że widziałem jego wielkie, wilgotne nozdrza ibłyszczące czarne ślepia.Powinienem szaleć z przerażenia, ale o dziwo nie czułem lęku.Pomyślałem tylko, że owe nozdrza, mokre i porowate, z których wystawało kilka szorstkichwłosów, wyglądają na delikatne i wrażliwe, oczy zaś są łagodne i piękne jak u krowy.Było tożywe stworzenie, a wśród tej masy twardego, martwego kamienia wszelkie życie wydawałosię czymś rzadkim i cennym, co należy pielęgnować, a nie bać się tego.Kiedy jednak bestiawyszła zza rogu i podeszła bliżej, stukając dwiema racicami o skalne podłoże, nieco sięzaniepokoiłem, widząc byka o ludzkim torsie, którego długie rogi miały bardzo ostre końce ipokryte były rdzawymi plamami.Minotaur parsknął, wydmuchując kłęby pary z mokrych nozdrzy.Zatrzymał się o kilkakroków przede mną i przyglądał mi się, przekrzywiwszy łeb.Kiedy przemówił, jego głos byłjakby zakamuflowany chrapliwy i nienaturalny. Kim jesteś? Nazywam się Gordianus. Tu nie jest twoje miejsce. Przyszedłem, by coś znalezć. Głupio zrobiłeś.To jest labirynt, a celem istnienia labiryntu jest wprowadzanie w błąd. A jednak znalazłem ciebie. Czy może to ja znalazłem ciebie?Zadrżałem nie ze strachu, ale z niepewności, tak wielkiej, że przyprawiła mnie o bólgłowy.Zamknąłem oczy.Kiedy znów je otworzyłem, poczułem, że coś się zmieniło; pochwili zdałem sobie sprawę, że otaczające mnie przed chwilą skalne ściany rozpłynęły się,choć wciąż panował mrok.Byłem na szczycie wzgórza w rozgwieżdżoną noc i spoglądałemna wiejski pejzaż: strumień z młynem wodnym, w dali kamienny mur, droga, zabudowaniagospodarstwa.Pojąłem, że patrzę na własną posiadłość, choć z jakiegoś dziwnego kierunku.Wzgórze, na którym siedziałem, nie było moim znajomym wzgórzem.Widok był dziwnieprzechylony i zniekształcony.Nie byliśmy już sami.Odwróciłem się i ujrzałem trzy bezgłowe trupy, posadzone napniach ściętych drzew w jednym rzędzie, z dłońmi złożonymi na kolanach, jak widzowie naprzedstawieniu albo sędziowie na procesie. Kim oni są? spytałem przyciszonym głosem, choć tamci trzej byli w oczywistysposób ślepi, głusi i tępi. Co tu robią? Ty to wiesz, prawda?Minotaur skinął łbem. Powiedz mi zatem.Przeczące potrząśnięcie. Mów! krzyknąłem.Bestia parsknęła i nie odpowiedziała.Uniosła swe ludzkie ramię i wskazała na coś naziemi obok mnie.Ujrzałem miecz.Podniosłem go i zważyłem w dłoni; jego zimny błysk wświetle gwiazd sprawił mi przyjemność. Mów albo przyłączysz się do nich zagroziłem, wskazując ostrzem na trzy trupy.Minotaur nie odezwał się.Wstałem i podniosłem miecz. Mów! powtórzyłem.Kiedy bestia nie posłuchała, zamachnąłem się z całych sił iciąłem ją w wielką, byczą szyję.Kiedy głowa spadła i potoczyła się po ziemi, spostrzegłem,że Minotaur jest wewnątrz pusty jego ciało było tylko kostiumem, a łeb maską.Prawdziwagłowa zaczęła się wynurzać z otworu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Erikson Steven Malazańska Księga Poległych Tom 10 Okaleczony Bóg Tom 1 Szklana Pustynia
- [5 2]Eriskon Steven Przypływy Nocy Siódme zamknięcie
- Cheysuli 6 A Daughter of Lion Roberson, Jennifer
- Auel Jean Marie Dzieci Ziemi 02 Dolina koni
- Mark A. Bucknam Responsibility of Command, How UN and NATO Commanders Influenced Airpower over Bosnia (2005)
- Ocalic Daringham Hall Kathryn Taylor
- Palmer Diana Kłamstwa i tajemnice
- Dziedzictwo Skye 06 ZłoÂśnice Small Bertrice
- Circle of Flight John Marsden
- MAURYCY MOCHNACKI Powstanie Narodu Polskiego w 1830 i 1831 tom I (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ptcsite.opx.pl