[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Według niego taka wersja nie miała sensu.- To niemożliwie, Danielo.W wyniku takiej akcji ludzie czuliby tylkowiększą nienawiść w stosunku do Arabów, a pozycja Likudu by sięwzmocniła.To musi być coś innego, może coś wywołanego atakiem naBagdad.- Mądry chłopiec.Zawsze twierdziłem, że świetnie się zapowiadasz,Dawidku.Nie będę was jednak trzymał w napięciu: to się zdarzy jużwkrótce.- Martin wstał i wyregulował radio, by zlikwidować trzaski.- Za kilka minut jeden z izraelskich myśliwców odłączy od grupy i skręci napołudnie.Po półgodzinie, ponad północną częścią Pustyni Arabskiej, napo-tka saudyjskiego AWACS-a lecącego na północ.Zadaniem izraelskiegomyśliwca jest zestrzelenie AWACS-a, zanim ten zdąży wykryć Izraelczy-ków i ostrzec Bagdad.- Richy! - wykrzyknął przerażony Dawid.- Mój brat jest w tym samo-locie! - Spojrzał oskarżycielsko na Danielę.- Wiedziałaś.?- Nie! To nie należało do planu.To jakiś podstęp, Dawidzie.Lotnic-two.rząd nigdy by na coś takiego nie pozwolił.Nie widzisz, że to byłobyszaleństwo?Llewellyn odwrócił się z wściekłością do agenta CIA.- Ty skurwysynu! Wiedziałeś, że Richy będzie na pokładzie AWACS-a.Sam ci o tym mówiłem.- No, tak.- Martin wzruszył ramionami.- Zupełnie zapomniałem.Tozresztą bez różnicy.Nic nie mógłbym poradzić.- Poradzisz coś, i to zaraz.- Dawid stanął groznie nad Singerem.- Niewiem, jak ty i ta twoja diabelska Firma to namotała, ale teraz wszystkoodwołasz.Użyjemy twej zgrabnej radiostacji, żeby ostrzec AWACS-a.Taksię szczęśliwie składa, że byłem na jego pokładzie.Znam częstotliwość ihasło.- Nie bądz głupi, Llewellyn.Myślisz, że pozwoliłbym ci wszystko ze-psuć, kiedy znajdujemy się o krok od sukcesu.Wy dwoje żyjecie tylkodlatego, że wprowadziłem was tutaj, zanim rzeznik was wykończył.Widzi-cie, on nie jest jednym z nas.To Palestyńczyk, prawdziwy fanatyk.Wy-starczy, że nacisnę przycisk na tym oto kablu, który trzymam w ręce, awpadnie tu ze swoją armatą.- Naciśnij ten przycisk i jesteś martwy.- Mały pistolet, który trzymałaDaniela, w porównaniu z pistoletem rzeznika wyglądał jak dziecięca za-bawka, ale Martin wiedział, że z małej odległości może być równie grozny.Patrzył w nieruchomą lufę małego kalibru wymierzoną prosto w jego czołoi w równie nieruchome oczy właścicielki.- Nie zawaham się go użyć, Mar-tin.Podobnie jak ty byś się nie zawahał, gdybym weszła ci w drogę.Puśćten przewód, o tak.A teraz podejdz tu i usiądz na biurku, na którym sie-dział Dawid.Powoli.Ten spust reaguje na najmniejsze drgnienie. Jej czujne oczy śledziły każdy ruch Martina; lufa odprowadzała goprzez pokój.- Dobrze, Dawidzie, możesz nadawać.Nie musiała mu mówić; już ustawiał częstotliwość AWACS-a na cy-frowej klawiaturze nadajnika.- Poczekaj, Danielo, zastanów się, co robisz! - Martin Singer w niczymjuż nie przypominał chłodnego agenta CIA.Opalone czoło pokryło siępotem, a w niebieskich oczach czaiła się rozpacz.- Lot AWACS-a śledząwszystkie kraje arabskie.Irakijczycy odbiorą wasze ostrzeżenie.Wszystkiewasze myśliwce w drodze do Bagdadu - skażecie je na śmierć!- Zamknij się, Martin! - Dawid skończył ustawiać częstotliwość i przy-gotowywał się do przejścia z odbioru na nadawanie.- On.ma rację, Dawidzie.Nie mogę ci na to pozwolić.Proszę cię, zo-staw ten przełącznik.Odsuń się od radiostacji.Z niedowierzaniem odwrócił się i ujrzał mały pistolet zwrócony w jegostronę; lufa mierzyła w jego pierś.- Danielo, nie możesz.- Dalej! - Zaciśnięte usta i determinacja w głosie Danieli powiedziałymu, że dalsza dyskusja nie ma sensu.Mimo to nie spełnił polecenia, nadaltrzymając dłoń na przełączniku.- Czekajcie! - krzyknął Martin.- Słuchajcie!Głośny szum wydobywający się z odbiornika ponownie przerwała roz-mowa prowadzona po arabsku.Daniela skupiła się na słowach, ze wzro-kiem skierowanym na Dawida, jednak zwracając też uwagę na drugiegomężczyznę.Zmarszczka na jej czole się pogłębiła.- Jeden z samolotów odłącza się od grupy, tak jak przewidział Martin.Ale.pilot mówi, że zawraca, że ma kłopoty z silnikiem.Co to może zna-czyć?Llewellyn wpatrywał się w Singera, obserwując jego reakcję.Jegotwarz miała obojętny wyraz, ale w oczach malował się nie skrywanytriumf.- Sądzę, że wiem, co to znaczy.- Dawid mówił powoli; wytłumaczeniedopiero formowało sie w jego umyśle.- Kłopoty z silnikiem to tylko pre-tekst.Ten pilot stara się wykiwać pozostałych.Kiedy tylko zniknie im z oczu, skręci prosto ku Arabii Saudyjskiej.Musisz pozwolić mi ostrzecAWACS-a!Przełączył radiostację na nadawanie i podniósł mikrofon.- AWACS C-103, tu Tel Awiw.Tu Dawid Llewellyn z ambasady ame-rykańskiej.Zgłoś się.- Przełączył na odbiór.Odpowiedz nie napłynęła.- Na miłość boską, powstrzymaj go! - krzyknął agent CIA.- On nie ostrzega Saudyjczyków, ale Bagdad!- Dawidzie, poczekaj chwilę, pozwól mi się zastanowić.- Daniela się zawahała.- Atak na Bagdad ma dla Izraela kluczowe zna-czenie.Musi się powieść.Mój brat oddał życie.!- Dopóki mogę coś poradzić, mój brat nie odda swojego! - Dawid uru-chomił mikrofon i kontynuował nadawanie.- AWACS C-103, mam dla ciebie pilną wiadomość.Potwierdz, że mniesłyszysz.Odbiór.Tym razem trzaski przerwał ledwo słyszalny głos, mówiący po angiel-sku z silnym akcentem.- Tu AWACS C-103.Ambasadorze Llewellyn, słyszymy pana, proszęmówić.Daniela uniosła ostrzegawczo pistolet.- Dawidzie, proszę! Nie zmuszaj mnie, żebym cię powstrzymywała!Azy napłynęły jej do oczu, kiedy zrozumiała, że mężczyzna, którego kocha,nie usłucha jej ostrzeżenia.- AWACS C-103, grozi wam śmiertelne niebezpieczeństwo! Za mo-ment.Wystrzał małego pistoletu w ciasnym pokoju zabrzmiał ogłuszająco,odbijając się echem od ścian. 9.Zdumiony Beduin ściągnąłmocno lejce przestraszonego wielbłąda, kiedy lśniący samolot wojskowyprzemknął z hukiem zaledwie kilkadziesiąt metrów ponad nim.Bez naj-mniejszego uprzedzenia pojawił się nad szczytem wydmy piaskowej, nur-kując na Beduina niczym anioł zagłady.Wtedy dopiero rozległ się potwor-ny hałas, rozdzierający jego wrażliwe uszy, paraliżując zmysły.Przerażoneoczy Beduina odprowadzały oddalający się łukiem samolot; dysze wyrzuci-ły podwójny język ognia, huk rozbrzmiał po raz ostatni.Maszyna zniknęła równie nagle, jak się pojawiła; pustynia wciąż jeszczedrżała.Samotny jezdziec zszedł na ziemię, uspokoił przestraszone zwierzę,po czym padł na kolana, dziękując Allanowi za ocalenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki