[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pogrążony w głębokiej zadumie, rozdarty między wszystkieuczucia miłości i niepewności, poszedłem wpierw do kościoła,następnie do kawiarni, a wreszcie pod wieczór do pałacu Tiepolo.Naszczęście don Bajamonta nie było w domu.Angiola zrobiła mi scenę,która mnie w ogóle nie obeszła.Pozostawiłem moją byłą kochankę, asam poszedłem do pokoju.Miłość do Steilidaury, pokusa przygody, a wreszcie moja własnanędzna sytuacja w Wenecji, wszystko to razem skłoniło mnie w końcudo odłożenia na bok skrupułów.Jakoś, tak sobie powiedziałem, musząsię sprawy ułożyć.Może jakaś dobra gwiazda zaprowadzi nas tam,gdzie szczęście nasze zakwitnie wbrew wszelkim przeciwnościom.Zlekkim sercem spakowałem potajemnie manatki  niewiele tegobyło, głównie mój ukochany Petrarka i paru rzymskich klasyków po czym, och, niczego nie przeczuwający głupiec, kazałem się bezpośpiechu zawiezć do Guidecca.Chciałem z uderzeniem godzinyjedenastej zjawić się przy niej i zamknąć ją w ramionach.Radosny i w podniosłym nastroju płynąłem przez zamaskowaną irozbawioną Wenecję w ostatni dzień karnawału, odwzajemniając wesołe pozdrowienia arlekinów z brzegów i zprzystrojonych w lampiony mostów, kipiący szczęściem, a zarazemnieco tęskny, bo przecież miałem to wszystko porzucić na zawsze oddawałem pięknym kolombinom całusy posyłane ręką w półmrokkomnat za ukwieconymi balkonami, śpiewałem wraz z szalejącymi wtańcu grupami masek pod dzwięki mandolin na placach, obok którychprzepływałem, tam, gdzie jasno oświetlone okna ozdobionychkwieciem i wyszorowanych do połysku fasad kołysały się w wodachkanałów niby błędne ognie w takt barkaroli.Czułem się tak, jakbymto ja, nikły i nieznany, brał ją w ramiona, tę wielką, umierającą, ajednak w całym maskaradowym przepychu swego godnego miłościludu tak wspaniałą, tak nieporównaną i mimo wszystko nieśmiertelnąWenecję.Ach, drogi przyjacielu, nie potrafię panu opisać mago nastroju,złożonego z tylu sprzecznych uczuć; mniemałem, że Stellidaura jestmoja, radośnie chciałem pójść za nią i opuścić Wenecję  miasto, codo którego zdałem sobie w tej godzinie sprawę, że po wieczne czasypozostanie perłą w muszli świata i że ją zawsze, zawsze będę kochał.Cóż by to komu pomogło, żeby ziemię całą zdobył, jeśliby mu niewolno było już nigdy stopy postawić na weneckiej ziemi? Mimoszczęścia w sercu, mimo radości na wargach, w oczach miałem łzy.Im bardziej zbliżaliśmy się do Guidecca, tym dalej w tyle pozostawałkarnawałowy zgiełk.Nastała cisza.Punktualnie o godzinie jedenastejdotarłem do niepozornego domu, lecz zamiast Stellidaury przyjęłamnie zapłakana gospodyni: pół godziny temu wdarła się do domutajna policja Republiki, skonfiskowała ze śmieszną ceremonialnościąbagaże Stellidaury, a mojego nieszczęsnego anioła, który w milczeniubronił się rozpaczliwie, powlokła do obwieszonej łańcuchami gondoli,która szybko zniknęła w mrokach nocy.O, Stellidauro!W domu i w drodze do gondoli, jak opowiedziała mi rozpytywanaprzeze mnie staruszka, nie bito jej, ale potem,kiedy gondola już odbiła, ponad wodą dały się słyszeć jej krzyki zdaleka.A za oknami, które natychmiast przysłonięto żaluzjami, skorotylko pojawiła się gondola z łańcuchami, ludzie potajemnie robili znakkrzyża za nieszczęsną duszę pięknej damy, bo więcej, szepnęła mistaruszka, bo więcej nie było można nic dla niej zrobić. Jakże sam dobrze wiedziałem o tym! Mimo całej rozpaczy równieżi ja nic więcej nie mogłem zrobić dla mojej Stellidaury, prócz znakukrzyża za jej nieszczęsną, ukochaną duszę.A przy tym czułem się dziś jeszcze nie potrafię o tym myśleć, jak się czułem, kiedytorowałem sobie swoją bezcelową, swoją bezsensowną drogę przezwesoło hałasujący tłum.Nałożyłem czerwoną maskę z długim nosem,ale łzy, które nią chciałem zasłonić, spływały spod niej i zwilżały miwargi, podczas gdy Scaramuctio przede mną, za mną i nade mnąśpiewał piosenki o miłości i śmierci w Wenecji, słodkie jak słowiczepienia, rzezwe jak bryza od laguny i gorzkie, gorzkie jak zapachweneckich morskich wodorostów.Potrącany na wszystkie strony przez rozswawolone maski, podaksamitnym niebem wiosennej nocy weneckiej, pod perlącymi siękadencjami serenad, szukałem furt do podziemnych więzieńpaństwowych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki