[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W jednym z sektorów dojrzeliśmy - ku naszemu ogromnemu zdumieniu - grupkęprawdziwych ludzi, raznie nad czymś dyskutujących.Stojąc wokół wózka wyładowanegonieokreślonego przeznaczenia aparaturą, wskazywali jakieś części i prowadzili o nichenergiczną dyskusję.Swoim ożywieniem różnili się zdecydowanie od spokojniejszych znatury obcych, lecz nikt w tej ludzkiej130impulsywności nie dopatrywał się czegokolwiek niestosownego.Traktowano ich jakostały element codzienności i omijano jak każdego innego członka społeczności.Dołączyliśmy do nich i z bliska obserwowaliśmy całą scenę.Ludzie, ubrani wedługobowiązujących trendów mody w dwuczęściowe wygodne kostiumy, ogoleni na glacę,posiadali jednak nieco delikatniejszą od naszej budowę fizyczną.Czy był to efekt brakufizycznego wysiłku, diety czy też zmniejszonej grawitacji - trudno było ocenić, leczsposób gestykulacji i poruszania się wskazywał na długi proces adaptacji.Być możeurodzili się już tutaj, albo asymilowali przez długie lata.Albo wcale nie pochodzili zZiemi, tylko jeszcze z innej planety.Również język, choć pozornie tylko trochę odmiennyod znanych mi ze słyszenia, a nie jestem przecież lingwistą, wykazywał zdumiewającą,nieczłowieczą płynność i monotonię.Nie sposób było rozróżnić pojedynczych słów -wszystkie miały jednakową intonację, taką przyjemną dla ucha melodyjną stałość.Jednaksam sposób komunikacji był typowy dla naszej rasy.I kiedy szereg wątpliwości zaczęło przybierać formę pytań, niewidzialna siławpompowała nas wprost do typowego biura z lat dwudziestych, to znaczy dostereotypowego wyobrażenia o tym, jak takie biuro powinno wyglądać.Akuratzachodziło słońce i w pomieszczeniu robiło się szaro.Skąpane w półmroku sprzęty miasttracić swoje kontury, wręcz przeciwnie - zdawały się być coraz bardziej wyrazne.Jakbyżyły własnym życiem.Zaklęta w grze cieni dusza pokoju wyrywała się spod kontrolidziennego światła, nadając każdemu przedmiotowi swoisty charakter.Nie taki byłbymdaleki od prawdy, gdybym przyznał, że dobór sprzętów nie wydawał się przypadkowy,że stanowiły razem niepodzielną całość, że wespół tworzyły bramę wiodącą do tajemnicistniejących daleko poza ścianami tego pomieszczenia.Biurko, proste brązowe, bez specjalnych ozdób; szafka na dokumenty, metalowa, zblokadą górnej szuflady, w kolorze stalowym; szafa, dwuskrzydłowa, może podręcznearchiwum; szereg dyplomów w drewnianych ramkach; staromodne, tanie lampy; wieszakna ubrania, o jednym wsporniku i wielu ramionach; kubeł na parasole; kosz na papiery;trzy krzesła dla petentów; słowem: pokój bez jakiegoś szczególnego charakteru.Ale tymczymś, co intrygowało, co rodziło domysły - była przenikająca wszystko atmosferagłębokiej zadumy, pracowitości i surowości w ocenie wszystkich, którzy kiedykolwiekprzekroczyli progi tego przybytku, nie wyłączając z tego osądu urzędującej tu osoby.Powaga miejsca zabijała.Uśmiech gasł, a na jego miejscu pojawiał się spokój badacza.Patrząc na moich towarzyszy, zrozumiałem, że doszli do podobnych wniosków.TylkoKarol, nasz przewodnik, nasz mąż opatrznościowy, zdawał się nie być tak zaaferowanycałą sytuacją i spokojnie się nam przyglądał.Właśnie miałem zamiar żartobliwie rozłożyćręce, zachęcając Karola do komentarza, gdy przeszklone drzwi rozwarły się z lekkimzgrzytem zawiasów i do gabinetu wkroczył niewielki człowieczek, natychmiast zajmującstrategiczną pozycję za biurkiem.Wskazał ręką wolne krzesła, rozparł się na blacie ibębniąc palcami po spoczywających na nim kartkach, owionął nas taksującymspojrzeniem.Wyraznie grał na zwłokę, a przecież byliśmy pewni, że nasza obecność jestod niego131uzależniona, że maczał palce w naszej teleportacji.A on jak gdyby nigdy nic patrzył ipatrzył, zwlekał i zwlekał, czekał i czekał.aż zrozumiałem.To o to chodziło! %7łe teżprędzej na to nie wpadłem! Nasz porywacz był obcym, był krzyżówką szarego iczłowieka, taką ciekawą genetyczną mieszanką ubraną w spodnie z szelkami i pomiętąkoszulę w kwiatki.Lecz nie o te szelki i tasowanie DNA chodziło, ale0 uświadomienie nam złożoności świata, który jest tyglem, w którym wymieszano wieleinteligentnych ras.Szło o to, że przez chwilę traktowaliśmy obcego jak swojego, jako cośnaturalnego, na co nie zwraca się uwagi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Bloch Jan Wnioski ogólne z dzieła `Przyszła wojna pod względem technicznym, politycznym i ekonomicznym` [t.6.]
- Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i ... Tajemnica tajemnic
- Jan van Helsing & Franz von Stein Buch 3 Der dritte Weltkrieg (1996)
- Długosz Jan Roczniki czyli kroniki Królestwa Polskiego III IV
- Chodakiewicz Marek Jan Po Zagładzie. Stosunki polsko żydowskie 1944 1947
- Suliga Jan Witold Tarot. Karty, które wróżš
- Christine Monson Stormfire (epub)
- Christie Agata Pani McGinty nie zyje
- Steffen Sandra Żona na pokaz
- John Ringo Ghost 03 Choosers Of The Slain
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lastella.htw.pl