[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A ojciec Bryana? W ostatniej chwili ugryzł się w język.Dumanie pozwoliła mu zadać tego pytania.- Jesteś zła - rzekł, dostrzegając błysk gniewu w jej oczach.- Bo nagle przyszło mi do głowy, że kochając się dziś ze mną,postanowiłeś mi coś udowodnić.%7łe jesteś najlepszy, taki samiec alfa.Teraz i w niego wstąpiła złość.- To głupia uwaga.- Nie mów do mnie tak! - warknęła.Z trudem nad sobązapanowała.- Przepraszam, masz rację.Udowodniłeś, co chciałeś.Jesteś fantastycznym kochankiem.Najlepszym, jakiego miałam.- Podeszła i pogładziła go popoliczku.- Ogromnie mi się wszystko podobało, ale teraz muszę jużlecieć.Mam parę spraw do załatwienia, więc niestety nie zdążępowiesić obrazów.Przytrzymał ją za łokieć.Wiedział, że pozornie beztroskimtonem próbuje ukryć gniew.- Savannah, chyba musimy porozmawiać.417RS - Nie teraz.- Przekręciła klucz w zamku.- Przerwa obiadowa sięskończyła.Sissy lada moment wróci.- Wspiąwszy się na palce, cmoknęła go w usta.- Musimy porozmawiać - powtórzył.- Dobrze, oczywiście.Porozmawiamy wieczorem- obiecała, posyłając mu bezczelny uśmiech.- Dzięki za pokaz,MacKade.Na pewno wryje mi się głęboko w pamięć.Przypuszczalnie nie zdołałaby się tak łatwo wymknąć, gdyby nadole nie pojawiła się Sissy.- Hej, Savannah! - zawołała wesoło.- Ulice zaraz przemienia sięw rzeki.Radzę ci zamienić samochód na arkę.- W takim razie ruszam, zanim nastąpi powódz.- Nie patrząc za siebie, zbiegła po schodach.418RS ROZDZIAA JEDENASTYKupił kwiaty.Nie był pewien, czy w ramach przeprosin, czy zprzyzwyczajenia.Przywykł do kupowania bukietu raz lub dwa razy wtygodniu, bo na widok barwnych kwiatów Savannah zawsze cieszyłasię jak dziecko.Wolał nie myśleć o tym, że daje bukiet na przeprosiny.Nie dokońca czuł się winny.Przecież nie zadał pytania o kochanków.A żeona tak odczytała jego słowa.Zresztą dlaczego miałby to być temattabu?Chciał wiedzieć wszystko o jej przeszłości.Nie tylko te strzępyinformacji, które od czasu do czasu ujawniała, ale wszystko.Zgoda, może wybrał nie najlepszy moment.Może nienajzręczniej sformułował pytanie.W dodatku zdenerwował się, żeSavannah przejrzała go na wylot.Nie zmienia to jednak faktu, że miałprawo domagać się odpowiedzi.Ale zaraz usiądą i na spokojniewszystko sobie wyjaśnią.Pewnie dlatego, że był tak nastawiony na rozmowę, zirytowałogo, kiedy dotarł na miejsce i zobaczył, że na podjezdzie nie masamochodu.Gdzie, do diabla, się podziewała? Było po szóstej.Wysiadł irozejrzał się wkoło.Deszcz przygiął kwiaty do ziemi, zwłaszcza tenad brzegiem strumyka.Azalie straciły barwne pąki, za to liścienabrały koloru soczystej zieleni.419RS Savannah.Tu, pod Antietam, odnalazła swoje miejsce na ziemi.Tu sadziła rośliny, kosiła trawę, pielęgnowała kwiaty.Tu zapuściłakorzenie.Tu, siedząc na ganku przed domem, wpatrywała się w las,który im obojgu dawał dziwne ukojenie.Rozglądając się, zauważył oparty o ścianę dziecięcy rower,pomarańczowe frisbee na trawniku, stojącą przy ganku taczkę zkompostem.Drobne detale świadczące, że mieszkają tu dorośli idzieci.Nagle zapragnął, aby to miejsce było również jego domem.Niechce wpadać tu tylko w odwiedziny, czasem nocować, trzymać kilkakoszul na zmianę.Chce tu mieszkać.Na stałe.Z Savannah i jejsynem.Savannah.Pragnął, aby była kimś więcej niż kobietą, z którąsypia.Jego pierwsze małżeństwo zakończyło się rozwodem.Niewierzył, że drugi raz się zakocha.I nie chciał znów ponieść porażki.Wielokrotnie wmawiał sobie, że wystarczy mu niezobowiązującyromans.Ale prawie od samego początku się oszukiwał.Bo niewystarczał mu romans.Pragnął stałości.Dlatego ciągle wypytywałSavannah o jej przeszłość.Chciał ją lepiej poznać, dowiedzieć się,kim jest, kim była i kim chce być.I za każdym razem, kiedy gozbywała lub odmawiała odpowiedzi, czuł dojmujący ból.Marzył, by mu zaufała; żeby zwierzyła się ze swoich sekretów,podzieliła swoimi myślami i pragnieniami.%7łeby zwracała się doniego, kiedy ma problemy, kiedy jej smutno i kiedy jest szczęśliwa.420RS Chciał.wziął oddech, żeby się uspokoić.chciał ją poślubić,mieć z nią dzieci, razem się zestarzeć.Ruszył do drzwi, po drodze przystając, by pogładzić rowerBryana.Uzmysłowił sobie, że chce być ojcem tego chłopca:wychowywać go, pomagać mu w lekcjach, chodzić na jego mecze ikibicować mu z trybun.Gdyby tego miało zabraknąć, gdyby miał niewidzieć szelmowskiego uśmiechu, nie słyszeć wesołego powitania.nie, nie potrafiłby bez tego żyć.Kochał Savannah i kochał jej syna.To miłość cementujerodzinę.Miłość, a także małżeństwo.Nie papierek mówiący, że dwojeludzi jest mężem i żoną, lecz przysięga, jaką sobie składają.On z Barbarą złamali przysięgę, dlatego postanowili sięrozwieść.Grzecznie, w sposób cywilizowany.Rozstali się jak dwojeobcych ludzi, których nigdy nic nie łączyło.Kiedy zaś myślał oSavannah, targały nim dziesiątki emocji.Zadowolony, że zdołał uporządkować chaos w głowie, wszedłpo schodkach na ganek.Tu i ówdzie walały się tenisówki i sandały, książki, okulary izabawki leżały nie na swoim miejscu.Na stole w kuchni połyskiwałykolczyki, a podłogę znaczyły ślady niestarannie wytartych butów.Dom.Normalny dom.Ale gdzie, u licha, podziewali się domownicy?Jared przystanął.Zawsze ktoś tu był [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki