[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dziękuję.Monk wzruszył lekko ramionami.- Będzie mi tu pana brakowało, panie Monk.Diabeł z pana, nie detektyw - powiedziałKealoha.- Jak to możliwe, że nie pracuje pan już w policji w San Francisco?- Różnice w myśleniu kreatywnym - pośpieszyłam z wyjaśnieniem.- Powinien pan się przeprowadzić do nas - rzucił Kealoha.- Etat ma pan w kieszeni.- Naprawdę? - wyrwało mi się.- Mając pana Monka, moglibyśmy zwolnić połowę policjantów - stwierdził Kealoha.- Zarobilibyśmy fortunę, oszczędzając na sile roboczej, nie mówiąc o tym, że przestępczośćna wyspie spadłaby o połowę.Monk po swojemu poruszył niezdarnie całym ciałem.- Oferta jest bardzo kusząca, ale raczej spasuję - powiedział w końcu.- Pan wybaczy na chwilę.- Odciągnęłam Monka kilka kroków dalej, żeby Kealohanie mógł nas słyszeć.- Panie Monk, pan powinien bardzo poważnie rozważyć tę propozycję.Przecież ta oferta to pańskie marzenie.Nie chce pan już odznaki policyjnej?- Jakoś nie uśmiecha mi się funkcja szeryfa w piekle - odpowiedział Monk.- A jeśli ja również się tu przeprowadzę?- Zrobiłabyś to dla mnie? - Dla siebie i dla Julie.Jeśli ktoś miałby mi płacić zamieszkanie na Hawajach, weszłabym w to natychmiast.To byłaby przygoda w raju.- Naprawdę zamieszkałabyś w miejscu, gdzie twoja córka musiałaby nosić zabłoconekoszulki i jeść prosto z ziemi? - pytał Monk.- %7łartujesz sobie ze mnie, tak? Nigdy nienaraziłbym ciebie i Julie na takie potworności tylko po to, żebym znowu mógł zostaćpolicjantem.- To żadne potworności, to&- To bardzo miło z twojej strony, Natalie - przerwał mi Monk.- Jestem wzruszony,ale doprawdy, rozejrzyj się dookoła i sama zobacz, jak tu wygląda.Zanim zdążyłam cokolwiek mu odpowiedzieć, odwrócił się w kierunku Kealohy.- To miła propozycja, panie poruczniku.Ale moje życie jest w San Francisco. - Cóż, mam przynajmniej nadzieję, że niebawem znowu nas pan odwiedzi -odpowiedział Kealoha.- Z całą pewnością - odpowiedział Monk, a potem dodał do siebie szeptem, którytylko ja usłyszałam: - Kiedy psy zaczną korzystać z toalet publicznych. Monk wraca do domuZjedliśmy obiad w restauracji Royal Hawaiian.Potem Monk wrócił do bungalowu, bydokończyć prostowanie i środkowanie przedmiotów należących do jego wystroju, a japoszłam do baru na plaży, by jeszcze raz spróbować tutejszych tropikalnych drinków.Baroświetlały zapalone pochodnie i księżycowa łuna.Grała kapela, tancerki tańczyły hula, a znadmorza wiała ciepła bryza.Drinki smakowały słodko i łagodnie i była ich wielka obfitość.Najlepsze było to, że nikt się mnie nie czepiał, bo zdecydowaną większość gości stanowiłypary.Tęskniłam za Julie, ale gdybym mogła, chętnie zostałabym jeszcze tydzień.Od dnianaszego przyjazdu działo się tak wiele rzeczy, że trudno było znalezć czas na spenetrowaniewyspy czy nacieszenie się luksusami hotelu.Mimo to czułam się wypoczęta o wiele bardziejniż w dniu przyjazdu.Tego wieczoru nocne powietrze, muzyka i drinki mogłyby mniesamoistnie ukołysać do snu.Po godzinie spędzonej przy barze wróciłam więc do bungalowu irozanielona położyłam się spać.W ostatni dzień naszego pobytu na wyspie wczesnym rankiem obudziło mnie głośnepluskanie w basenie.Ponieważ byłam jedynym gościem w bungalowie, który pływał,doszłam do wniosku, że albo jakaś foka znalazła dojście do naszego ogródka, albo jakiś intruzpostanowił sobie popływać w naszym basenie.Włożyłam szlafrok i boso wyszłam zobaczyć,co się dzieje.Ze zdumieniem zobaczyłam Monka, który w zupełnie przyzwoitym stylu płynął przezśrodek basenu na plecach.Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się z daleka.- Wskakuj, zobaczysz, że cię prześcignę! - zawołał.Po raz pierwszy widziałam Monka bez koszuli.Jeśli był świadom, że patrzę na jegonagi tors, to zdawał się w ogóle nie wstydzić.- Za dwie godziny się wyprowadzamy, panie Monk - powiedziałam.- Czy nie musisię pan spakować?- Cóż to za trudność? Wrzucasz ciuchy do walizki, ziuup, zamykasz zamek i pokrzyku.Wreszcie zrozumiałam.Monk był na haju.Musiał już zażyć dawkę dioxynlu, swojegospecyfiku przeciw zaburzeniom obsesyjnokompulsywnym.- Jesteś głodna? - zapytał.- Nie wiem, dopiero wstałam z łóżka - odpowiedziałam. - Ja umieram z głodu.- Monk wyszedł z basenu.- Za pięć minut otwierają bufet.Pośpieszmy się, bo będzie kolejka.Rozejrzał się i spostrzegł, że nie ma ze sobą ręcznika.- Niech pan poczeka - powiedziałam.- Zaraz przyniosę panu ręcznik.- Daj spokój - odparł, ruszając w kierunku salonu.- Zachlapie pan mieszkanie.Monk machnął ręką.- To tylko woda, nie kwas.Wyschnie w ciągu pięciu minut.Powinnaś się wreszcienauczyć, kotku, jak się wyluzować.Miał szczęście, że nie trzymałam w ręku niczego ciężkiego.Wzięłam natrysk, ubrałam się i spakowałam walizki.Kiedy wyszłam z sypialni,Monk już na mnie czekał - gotowy do wyjścia, ubrany w świeżo wyprane rzeczy do golfa, aprzed drzwiami stały jego walizki.Zostawiliśmy bagaże w recepcji i poszliśmy do bufetu.Utworzyła się tam już krótkakolejka, ale szybko się posuwała do przodu.Monk chwycił talerz i napełnił go po brzegijajecznicą, białym ryżem, kiełbaskami, opiekanymi ziemniakami, bekonem, szynką, melonemi ananasem, mieszając to wszystko ze sobą.- Nie musi pan nakładać wszystkich potraw naraz - powiedziałam, kiedy przyszedł dostołu.- Może pan wracać po dokładkę, ile razy się panu podoba.- Bombowo - stwierdził Monk.Odstawił talerz i zawrócił do bufetu po kolejny, którynapełnił omletem, ciastkami, grubymi i cienkimi naleśnikami, wędzoną rybą, drożdżowymirogalikami i płatkami zbożowymi z orzechami i winogronami.- Jest pan pewien, że tyle panu wystarczy? - zapytałam.- Mam dobrą przemianę materii.- Jeśli pan to wszystko zje, będzie mógł pan spokojnie zapaść w sen zimowy.Monk delektował się śniadaniem, biorąc po kolei do ust każdą z potraw - jakby skakałpo kanałach, tyle że nie telewizyjnych, a żywieniowych.W ogóle się nie przejmował, żełososia z solanki miesza z płatkami, a naleśniki z jakimś ciastem.Zapił to wszystko czteremafiliżankami kawy kona, zaprawiając kofeiną swój pobudzony dioxynlem umysł.Oglądanie tego rzadkiego spektaklu tak mnie wciągnęło, że niemal zapomniałamzjeść własne, skromne śniadanie, na które składały się naleśniki, kawałek ananasa i jogurt.Skończyliśmy jeść i mieliśmy już przejść z powrotem do recepcji, by wymeldowaćsię z hotelu, kiedy dziarskim krokiem podszedł do naszego stołu porucznik Kealoha.- Miałem nadzieję, że złapię was jeszcze przed wyjazdem - powiedział na powitanie. - Nie chcę być niegrzeczna - powiedziałam - ale czy nie żegnaliśmy się już dwa razy?- Chciałem osobiście przekazać dobre wieści.Wczoraj wieczorem weszliśmy dowarsztatu samochodowego.Stała tam ciężarówka, która uderzyła w was na drodze, i byłmężczyzna z kozią bródką, o którym pan wspomniał.Znalezliśmy też kokainę wartościmiliona dolarów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki