[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mięśnie mi zesztywniały. Anuhctal [bo to słowo usłyszałem tym razem] jest tutaj  powiedział don Juan.Wydawało mi się, że słyszę ryk tak przerażający, że nic poza nim się nie liczy.Gdy ucichł,spostrzegłem nagły przybór wody: strumyczek, który jeszcze przed chwilą nie miał stopy szerokości,rozlał się w olbrzymie jezioro.Płynące jakby sponad niego światło błyszczało na powierzchni, jakgdyby wyzierając przez gęste listowie.Niekiedy woda migotała przez sekundę czarno-złocistymirozbłyskami, zamieniając się potem w ciemną, pozbawioną światła, niemal niewidoczną, a jednak wdziwny sposób dającą się odczuć masę.Nie pamiętam, jak długo siedziałem przykucnięty na brzegu czarnego jeziora, zajęty wyłączniepatrzeniem.Ryk musiał tymczasem zupełnie ucichnąć, gdyż tym, co przywróciło mnie (dorzeczywistości?), było znowu przerazliwe brzęczenie.Odwróciłem się w poszukiwaniu don Juana.Zobaczyłem, że wspina się w górę i znika za skalnym występem.Uczucie osamotnienia wcale mijednak nie przeszkadzało; siedziałem tam przykucnięty, przepełniony ufnością i całkowicie odprężony.Ryk znów stał się słyszalny; był bardzo głośny i przypominał szum porywistego wiatru.Wsłuchując sięweń bardzo uważnie, zdołałem odkryć wyrazną melodię.Składały się na nią piskliwe dzwięki podobnedo głosów ludzkich, którym towarzyszyło głębokie dudnienie bębna.Skupiłem całą uwagę na melodii iznowu spostrzegłem, że skurcze i rozkurczę mego serca zbiegają się z odgłosem bębna i rysunkiemmelodii.Kiedy wstałem, muzyka umilkła.Usiłowałem wsłuchać się w rytm mego serca, ale nie usłyszałemjego uderzeń.Kucnąłem ponownie, bo pomyślałem, że to może pozycja mego ciała wywołuje owedzwięki! Nic się jednak nie stało! Zupełna cisza! Umilkło nawet moje serce! Uznałem, że już wystarczy,kiedy jednak się podniosłem, poczułem, że ziemia pod moimi stopami drży.Zacząłem tracićrównowagę.Przewróciłem się na plecy i pozostałem w tej pozycji, w miarę jak trzęsienie ziemiprzybierało na sile.Próbowałem uchwycić się jakiegoś głazu lub rośliny, coś się jednak pode mnąprzesuwało.Zerwałem się na równe nogi, przez chwilę stałem prosto i ponownie upadłem.Ziemia, naktórej siedziałem, zsuwała się do wody niczym tratwa.Zamarłem w bezruchu, ogarnięty przerażeniem wyjątkowym, dogłębnym i absolutnym, tak jak wszystko, co działo się ze mną.Posuwałem się wodami czarnego jeziora przycupnięty na skrawku ziemi, który wyglądał jakgliniana kłoda.Miałem wrażenie, że zmierzam na południe, niesiony prądem.Widziałem rozstępującąsię przede mną wodę.W dotyku była zimna i osobliwie ciężka.Zdawało mi się, że jest obdarzonażyciem.Nie było widać brzegów ani żadnych punktów orientacyjnych, nie mogę sobie także przypomnieć, oczym myślałem i co odczuwałem podczas tej podróży.Wydawało mi się, że dryfowanie trwa już wielegodzin, gdy tratwa wykonała nagle skręt pod kątem prostym na lewo, ku wschodowi.Zlizgała sięjeszcze kawałeczek po wodzie i raptem o coś uderzyła.Wskutek zderzenia poleciałem do przodu.Zamknąłem oczy i poczułem ostry ból w momencie, gdy kolanami i wyciągniętymi przed siebie rękomauderzyłem o ziemię.Po chwili spojrzałem w górę.Leżałem w błocie.Wyglądało na to, że moja kłoda wtopiła się w ląd.Usiadłem i rozglądnąłem się.Woda cofała się! Posuwała się do tyłu jak powracającafala, wreszcie zniknęła.Siedziałem tam bardzo długo, usiłując pozbierać myśli i nadać wszystkiemu, co się wydarzyło,jakąś spójną postać.Odczuwałem ból w całym ciele.Miałem wrażenie, że gardło zmieniło mi się wotwartą ranę: podczas  lądowania" przygryzłem sobie wargi.Wstałem.Podmuch wiatru sprawił, iżbyłem zziębnięty.Ubranie było mokre.Moje ręce, szczęki i kolana opanowało tak gwałtowne drżenie,że musiałem ponownie położyć się na ziemi.Krople potu zalewające mi oczy piekły tak bardzo, żekrzyczałem z bólu.Po pewnym czasie trochę się uspokoiłem i wstałem.Mimo gęstego mroku widziałem wszystkobardzo wyraznie.Przeszedłem kilka kroków.Usłyszałem wyrazny dzwięk wielu ludzkich głosów.Wydawało mi się, że głośno z sobą rozmawiają.Poszedłem za tym dzwiękiem;przemierzywszy mniej więcej pięćdziesiąt jardów, raptownie się zatrzymałem.Był to ślepy zaułek.Znajdowałem się wewnątrz corralu zbudowanego z ogromnych głazów.Widziałem następny ich rząd,za nim następny i jeszcze jeden, i tak aż po samą górę.Spośród nich dobiegała zniewalająco pięknamuzyka  nieprzerwany strumień przedziwnych dzwięków.U stóp jednego z głazów ujrzałem człowieka siedzącego na ziemi profilem do mnie.Podszedłemdo niego na odległość około dziesięciu stóp; wówczas zwrócił spojrzenie w moją stronę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki