[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kolejny razspojrzałem za siebie i upewniwszy się, że nie ma nikogo, wszedłemdo środka.W miarę jak moje oczy przyzwyczajały się do półmroku,zacząłem rozpoznawać przestrzeń.Podszedłem do okien i otworzyłemokiennice, żeby w środku zrobiło się nieco jaśniej.Rozdzierającyciemność wachlarz światła odsłonił całą salę.- Jest tu kto? - zawołałem.Usłyszałem, jak mój głos znika we wnętrzu domu niczym monetaspadająca w studnię bez dna.Skierowałem się w głąb sali, kuzwieńczonemu łukiem z rzezbionego drewna wejściu do ciemnegokorytarza, na którego obitych aksamitem ścianach wisiały ledwowidoczne obrazy.Z korytarza wychodziło się do dużego, okrągłegosalonu z mozaikową podłogą i muralem z emaliowanego szkła,przedstawiającym postać białego anioła z wyciągniętym ramieniem ipalcami z ognia.Wielkie kamienne schody wznosiły się spiralnie przyścianie.Stanąłem u podnóża schodów i znowu zawołałem:- Dzień dobry! Proszę pani?Dom pogrążony był w absolutnej ciszy, a zamierające echounosiło moje słowa.Wszedłem na pierwsze piętro i zatrzymałem sięna podeście, z którego mogłem spojrzeć z góry na cały salon i mural.Widziałem stamtąd również ślady moich kroków na warstwiezalegającego na podłodze kurzu.Poza moimi krokami, jedynym znakiem czyjejś obecności, jakimogłem dostrzec, było coś w rodzaju szyn nakreślonych na warstwiekurzu przez dwie ciągłe linie, oddalone od siebie na około pół metra, iślad stóp między nimi.Dużych stóp.Zafrapowany zacząłem się imprzyglądać, by wnet pojąć, co oznaczają i skąd się tu wzięły.Były toślady wózka inwalidzkiego i osoby, która go pchała.Zdało mi się, że usłyszałem coś z tyłu, i odwróciłem się.Niedomknięte drzwi w końcu korytarza nieznacznie się kołysały.Czuć było dochodzący stamtąd zimny powiew.Zacząłem powoli iśćw tamtą stronę.Po drodze zajrzałem do znajdujących się po obustronach pokoi.W każdej z sypialni meble przykryte byłypłóciennymi pokrowcami i prześcieradłami.Zamknięte okna i gęstypółmrok wskazywały, iż od dawna nikt tych pokoi nie użytkował,poza największym z nich - małżeńską sypialnią.Wszedłem do niej i stwierdziłem, że pachnie dziwną mieszaninąperfum i choroby, właściwą ludziom starszym.Domyśliłem się, że jestto pokój wdowy po Marlasce, ale samej wdowy tu nie było.Aóżkobyło starannie zasłane.Naprzeciwko łóżka stała komoda, a na niejoprawione fotografie.Wszystkie, bez wyjątku, przedstawiały jasnowłosego iuśmiechniętego chłopca - Ismaela Marlasce.Na niektórych zdjęciachbył razem z matką, a na niektórych z innymi dziećmi.Na żadnej zfotografii nie zauważyłem Diega Marlaski.Odgłos skrzypiących w korytarzu drzwi wyrwał mnie zzamyślenia.Natychmiast wyskoczyłem z sypialni, zostawiając zdjęciatak, jak stały.Drzwi do pokoju znajdującego się na końcu korytarzawciąż się kołysały.Poszedłem tam, ale przed progiem zatrzymałemsię na chwilę.Zaczerpnąłem głęboko powietrza i pociągnąłem zaklamkę.W środku wszystko było białe - ściany i sufit pokrytenieskazitelną bielą, zasłony z białego jedwabiu, łóżeczko przykrytebiałym płótnem, biały dywan, białe szafy i półki.Kontrastująca zpółmrokiem domu biel oślepiła mnie na chwilę.Pomieszczeniewydawało się wyjęte z nocnych mar lub baśniowych fantazji.Napółkach stały zabawki i książki z bajkami.Przy toaletce siedział,patrząc w lustro, porcelanowy arlekin naturalnej wielkości.Ze środkasufitu zwisały i chwiały się na niewidocznych nitkach białe ptaki zpapieru.Od razu widać było, że pokój należał do rozpieszczonegodziecka, Ismaela Marlaski, chociaż panowała tu przytłaczającaatmosfera pogrzebowej kaplicy.Usiadłem na łóżku i westchnąłem.Dopiero wtedy zdałem sobiesprawę, że coś tu jest nie w porządku.Począwszy od zapachu.Słodkawy odór unosił się w powietrzu.Wstałem i rozejrzałem się.Nakomódce stał porcelanowy talerzyk z czarną świeczką oblepionągronami ciemnych łez stopionego wosku.Odwróciłem się.Smródwydawał się dochodzić od strony wezgłowia łóżka.Zajrzałem doszuflady nocnego stoliczka i znalazłem tam przełamany na trzy częścikrucyfiks.Zapach jakby unosił się w pobliżu.Obszedłem parę razypokój, ale nie potrafiłem odnalezć jego zródła.I wtedy to zauważyłem.Leżało pod łóżkiem.Ukląkłem, żeby tamzajrzeć.Metalowe pudełko, takie, w którym dzieci chowają swojeskarby.Wyciągnąłem je i położyłem na łóżku.Odór stawał się corazbardziej nieznośny.Powstrzymując mdłości, otworzyłem pudełko.Wewnątrz leżał biały gołąb z sercem przeszytym igłą.Odskoczyłem izatykając usta i nos, cofnąłem się na korytarz.Oczy arlekina zuśmiechem szakala przyglądały mi się z lustra.Pobiegłem z powrotem do kręconych schodów i przeskakując pokilka stopni, dotarłem na dół, gdzie zacząłem szukać wejścia dokorytarza prowadzącego do okrągłego salonu i drzwi w ogrodzie,które udało mi się otworzyć.Przez chwilę bałem się, że się zgubiłem iże dom, niczym żywa istota, która może dowolnie przestawiaćkorytarze i pokoje, nie chce mnie wypuścić.W końcu dostrzegłem oszkloną galerię i pobiegłem ku drzwiom.Dopiero wówczas, mocując się z zasuwką, usłyszałem za plecami ówzłowieszczy śmiech i zrozumiałem, że nie jestem w domu sam.Odwróciłem się na chwilę, by dostrzec ciemną postać przyglądającąmi się z głębi korytarza i unoszącą w ręku błyszczący przedmiot.Nóż.Zamek wreszcie ustąpił i pchnąłem drzwi.Potknąłem się iupadłem na marmurowe płyty, którymi wyłożony był pas ogroduwokół basenu.Moja twarz znalazła się parę centymetrów odpowierzchni wody i poczułem wydobywający się z niej fetor.Próbowałem wzrokiem przebić mrok wody.Spomiędzy chmurwyjrzała odrobina czystego nieba i słoneczne światło ześlizgnęło sięw wody basenu, zatrzymując na zniszczonej mozaice na dnie.Wizja trwała tylko chwilę.Na dnie leżał wywrócony wózekinwalidzki.Podążyłem za światłem ku najgłębszej części basenu i tamją odnalazłem wzrokiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Graham Heather (Pozzessere Heather Graham) Tajemnice zamku Lochlyre (Mordercza gra)
- KaseyM Romney Marsh 06 Podwójna gra panny Lisette
- 206. Harlequin Romance Wentworth Sally Podstępna gra
- Edwards Eve Kroniki rodu Lace Gra o milosc
- Palmer Diana Gra o wysokš stawkę
- Allende Isabel Ripper gra o zycie
- Wentworth Sally Podstępna gra
- Neil Strauss Gra ver.2
- Julio Cortazar Gra w klasy(1)
- Kidd Paul Greyhawk Tom 1 Królowa Pajęczych Otc hłani
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- elanor-witch.opx.pl