[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie będę wymagać od ciebieniczego, co sprzeciwiałoby się twoim przekonaniom.- To znaczy, co, mam zamiatać podłogę? Parzyć kawę?- Chcę, żebyś zbadał pewną sytuację i doradził mi, jak ją rozwiązać.- Jaką sytuację? - Czułem się, jakbym obwąchiwał zarys pułapki na niedzwiedziejedynie częściowo ukrytej pośród liściastego leśnego poszycia.- Nawiedzenie.- Masz już egzorcystów, Jenno-Jane.Masz całą armię egzorcystów.Czemu niezwrócisz się do jednego z nich?- Kilkunastu zajmuje się już tą sprawą.%7ładen nie zdołał wyjaśnić, na czym polegaowo nawiedzenie, ani go zakończyć.- Ja już nie unicestwiam duchów.- Tak też słyszałam.Oferujesz jednak usługi duchowe.- Na te słowa położyła lekkoironiczny nacisk.To właśnie głosił szyld nad moimi drzwiami: FELIX CASTOR, USAUGIDUCHOWE.Uznałem, że obejmuje to dość grzechów, by dać mi pole manewru.- Moje pytanie pozostaje w mocy.Czemu właśnie ja? - Bo, prawdę mówiąc, stoimy pod ścianą.Pod pewnymi względami to zupełnie nowezjawisko.Coś, co chciałabym wyjaśnić, Feliksie, i to właśnie twój udział w sprawie:wyjaśnienie.- A twój udział.?- Znasz przecież odpowiedz.Dlatego w ogóle do mnie przyszedłeś.Och, oczywiściezapłacimy ci.Z początku będziesz na kontrakcie próbnym.Zazwyczaj oznacza to tydzieńbądz miesiąc, lecz biorąc pod uwagę naszą przeszłość, może powinniśmy przyjrzeć się twoimpostępom po pierwszych trzech dniach.Twoje stypendium za owe trzy dni wyniesie wedługstawek awaryjnych sto funtów dziennie po podatku.Ale nie w tym rzecz, prawda? Mamsprzęt i umiejętności idealnie nadające się do odnalezienia i przechwycenia Asmodeusza.%7ływego.Nietkniętego.Przy minimalnych obrażeniach ciała nosiciela.Innymi słowy, mogę cizwrócić przyjaciela.Mogę umieścić Rafaela Ditko z powrotem w bezpiecznym, stabilnymotoczeniu.Może nawet zdołam przepędzić stwora, który w nim zamieszkał.- Zastanowię się nad tym - obiecałem.Gdybyś miał do wyboru pracę z Jenną-Jane Mulbridge albo zjedzenie kubłakaraluchów, co byś wybrał?Nie oszukiwałem nikogo prócz siebie.Oddzwoniłem po dwóch godzinach -przynajmniej miałem satysfakcję, że znów wyciągnąłem ją z łóżka - i wyplułem trzy słowa,które na dobre i złe miały uruchomić całą serię wydarzeń.- Wchodzę w to.- Doskonale - odparła rześko Jenna-Jane.- Tak się cieszę, że znów jesteś z nami,Feliksie.Zupełnie jak za dawnych czasów.Mogłem jedynie skrzyżować palce i mieć nadzieję, że się pomyliła.* * *Kiedy otworzyłem drzwi, Pen już spała, a przynajmniej pogasiła światła - ani zpiwnicy, ani z sypialni na piętrze nie dobiegał żaden dzwięk.Pokonałem pozostałe dwa piętraschodów, położyłem się na łóżku, zamierzając rozebrać się i przykryć kołdrą, i natychmiastzapadłem w głęboki znużony sen.Owszem, miałem sny, lecz z rodzaju tych, które zawsze nawiedzają nas przyprzemożnym zmęczeniu: fragmentaryczne, powtarzające się, pozbawione sensu,zakotwiczone bardziej w bezkształtnych odczuciach niż zrozumiałych obrazach.Przeważał wnich niepokój - poczucie, że zapomniałem o czymś ważnym, co wciąż muszę zrobić.Przeskakiwałem z jednego na wpół wymyślonego scenariusza do następnego, zamykając i barykadując drzwi, szukając kluczyków samochodowych, wyłączając gaz, lecz uczucie nieustępowało.Przeciwnie, stawało się coraz mocniejsze.Gdzieś grała muzyka: melodia, którąznałem i za którą nie przepadałem.Przypominała trochę walc odtwarzany od tyłu - dzwiękiskrzypiec, zamiast rozpływać się i wibrować, zasysały się w siebie w bezwymiarowe punkcikii znikały.Walc prosto z piekła.Wiedziałem, że jeśli go zatańczę, stanie się coś złego.Obudziłem się godzinę, może dwie pózniej w nieprzeniknionej ciemności.Muzykawciąż grała - nie w powietrzu, lecz w mym umyśle.Gdzieś w pobliżu czaiło się coś martwegobądz nienarodzonego i znałem jego wzorzec równie dobrze, jak odbicie własnej twarzy wlustrze.Wstałem z łóżka, podszedłem do okna i wyjrzałem.Stał na końcu podjazdu, wbijając wzrok we frontowe drzwi domu.Absolutnienieruchomy, z rękami po bokach, był tylko ciemniejszą plamą na tkaninie nocy.- Asmodeusz - wymamrotałem.Uniósł głowę, zupełnie jakby mnie usłyszał, i popatrzył w moje okno.Nie widziałemjego oczu, lecz czułem spojrzenie niczym fizyczny nacisk na powierzchnię skóry.Kopnięciem zrzuciłem buty, naciągnąłem płaszcz i wróciłem do holu, dokładającwszelkich starań, by nie hałasować, gdy mijałem sypialnię Pen.Otworzyłem drzwi wejściowei poczułem mrowienie między łopatkami, choć, racjonalnie rzecz biorąc, wiedziałem, że samedrzwi - bariera fizyczna - w żaden sposób nie zagradzają Asmodeuszowi drogi do domu.Toblokady i zaklęcia Pen go powstrzymywały, nic poza tym.Asmodeusz wciąż czekał w tym samym miejscu i nadal wpatrywał się w okno napoddaszu, w którym stałem minutę wcześniej.Pamiętając, co Pen powiedziała o wypełnieniu ogrodu blokadami, podjąłemskalkulowane ryzyko i wyszedłem na przedni stopień - dwa kroki od domu, potem trzy.Asmodeusz nadal się nie poruszył, ja jednak ani na sekundę nie oderwałem od niego oczu.Gdyby zaatakował, chciałem mieć pewność, że drzwi - które Pen błogosławiła, namaszczała,przemawiała do nich i wzmacniała swą własną wolą każdego dnia przez ostatnie sześć,siedem lat - znajdą się między nami, nim dotrze dość blisko, by zrobić mi krzywdę.- Trzy gwiazdy w rzędzie - powiedziałem - to pas Oriona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki