[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po chwili Zyga siedział przyszpilany nie tylkoprzez czarne ślepia majora: otwór lufy rewolweru gapił się w niego niczym trzecie oko.Sowieckinagant, zupełnie bez sensu przemknęło przez głowę byłemu komisarzowi.Nasze przedwojennebyły mniejsze.Bezpieczniak odwiódł kurek.Iwtedy zadzwonił telefon.- Wybaczcie, że przerwę naszą rozmowę.- Major jadowicie się uśmiechnął.Schowałrewolwer ipodniósł słuchawkę.- Melduję, że sprawa jest jasna, towarzyszu majorze! - Sierżant Słonko wydarł się tak, żenawet Zyga słyszał każde słowo.- Dyżur miała mieć pielęgniarka Maciejewska, tyle że onaspózniła się.Towarzysz major rozumie, spózniła się akurat tego dnia, gdy bandyci napadli naszpital.Jest w zmowie.I nie tylko ona!- A któż jeszcze? - burknął Grabarz.- Oświećcie mnie, Słonko, bardzo was o to proszę.- Dziękuję, towarzyszu majorze! - Sądząc po głosie, sierżant uznał to za pochwałę.-Chciałem ją aresztować, ale utrudnił mi czynności jeden lekarz.Krzyczał na cały korytarz, że niebędzie mu jakiś sierżancina.Tak dokładnie powiedział,  sierżancina , towarzyszu majorze!.%7łenie będę mu rujnował grafiku, że on był oficerem u Berlinga, a za czerwony sztandar to siedziałw twierdzy brzeskiej, kiedy ja jeszcze ledwo trafiałem do nocnika.Obraził w mojej osobie organabezpieczeństwa, towarzyszu majorze!- A wy przytomnie zaraz mi to zameldowaliście, Słonko? - Grabarz przypalił sobiebiełomora.- Tak jest! - padło ze słuchawki.- I to pierwsza rozumna rzecz, jaką zrobiliście podczas całej swej zaszczytnej służby wresorcie, Słonko.Chyba mi was Cyganka podmieniła!- Nie rozumiem, towarzyszu.- Wiem, Słonko, wiem - westchnął major, wydmuchując dym - Kiedy coś zrozumiecie, resortprzyzna wam order, macie na to moje słowo.Tymczasem słuchajcie, Słonko! Tę Maciejewskąmacie tylko rozpytać.- Znaczy się przesłuchać?- Macie zadać jej pytanie, czy wiedziała cokolwiek o planowanym napadzie - wyjaśniłspokojnie Grabarz.- Wykręci się, towarzyszu majorze.- Wykręci, a wy wtedy powiecie  aha i spiszecie protokół.Ze spisywaniem nie musicie sięspieszyć, zresztą czy wyście się kiedyś spieszyli? Zrobicie to przy ludziach, na korytarzu, tak żeby wszyscy w całym szpitalu sobie zapamiętali, że Maciejewską przepytywał funkcjonariuszUBP, a potem puścił.O, zasalutujecie jej nawet! Poniał?- Poniał, towarzyszu majorze! Mam zapytać, nie zatrzymywać, przy ludziach, protokółspisać, zasalutować, ale.- Wykonać, Słonko! - Odkładając słuchawkę, bezpieczniak zmierzył wzrokiem Zygę.Twarzmajora stężała, plamy na jego gębie nabrały fioletu.- Widzisz, Maciejewski, co ja mogę.-wycedził powoli.- Co ja mogę dla ciebie zrobić.Ale i wiesz, co mogę z tobą zrobić.I z nią także.Maciejewski poczuł pot spływający po kręgosłupie.W śledztwie trzymał się jakoś, aprzynajmniej starał się odszczekiwać, kiedy Grabarz szantażował byłego komisarza losem Róży.Tymczasem wystarczyło kilka dni na wolności, by go zmiękczyć.Siedział przed majorem wkrawacie, z paskiem u spodni i sznurowadłami w butach.Normalnie, na krześle, nie na nodzeodwróconego stołka.Nikt nie deptał mu po bosych stopach, nie wybijał zębów, a mimo to Zygaw środku trząsł się jak galareta.Przemknęło mu przez głowę, żeby powiedzieć o Grejberce, poprzedniej tożsamościWalakowej.Może tym go zajmie? Tylko co dalej? %7łe  Grejber znaczy Grabarz, więc pomyślałemsobie, obywatelu majorze, może ktoś z rodziny ?!- Masz mi coś do powiedzenia, Maciejewski?- Proszę o jeszcze nieco czasu, obywatelu majorze.Rozwiążę tę sprawę, choćbym.- Choćbyś miał skonać, Maciejewski? - Bezpieczniak parsknął śmiechem - Jam jest Pan Bógtwój i ja ci powiem, kiedy masz zdechnąć.- Obywatelu majorze.- Koszula byłego komisarza była już mokra, pot spływał mu międzypół dupkami i łaskotał w jaja.- Gdybym dostał do pomocy Fałniewicza.- zdołał jednak wydusić.- I co jeszcze?! Może dwie kurwy na dodatek? Won! - warknął Grabarz, wskazując drzwi.Wyjść, dopóki nie zmieni zdania, to była pierwsza myśl Maciejewskiego.Bardzopociągająca, ale nie grał tylko o siebie.Nie wstał z krzesła.- Dupsko ci przyrosło? - warknął bezpieczniak.- Przepraszam, obywatelu majorze, ale co się właściwie stało w szpitalu? Nie chodzi mi ożonę, ale to może mieć związek.- Związek, mówicie.- Grabarz zastanowił się.- Dobrze, powiem wam: banda wpadła do sali,w której leżało dwóch rannych milicjantów, jeden pochodzenia żydowskiego.Przy okazji rannapielęgniarka i chyba ze trzech przypadkowych chorych.I jaki ma to związek?- %7łydowski milicjant to raz, Wasertreger, do którego krzyczano, że jest ubowskim szpiclem,to dwa, te antysemickie plakaty na mieście.- Zyga improwizował jak jakiś cholerny poetaromantyczny.Naprowadzić, ale nie mieszać w to Róży! - Wiele bym dał, żeby zajrzeć do biurkaWalaka, obywatelu majorze.Bo z której strony nie zabierałem się do tej sprawy, pojawiało sięnazwisko Walakowa.Izabela Walakowa, żona sekretarza, a wiem, że spotykali się ostatniokilkakrotnie.- Długo żeście myśleli nad tą prowokacją? - wycedził major.Dawny komisarz milczał, czekając na ciąg dalszy.Wyjścia były dwa: Grabarza albo trafiszlag, że jego szpicel oczernia aparat partyjny, albo to właśnie wyda mu się interesujące.Iprzydatne w jego własnych rozgrywkach.Bezpieczniak powoli wydmuchał dym i zgasił papierosa.- No mówcie, mówcie, Maciejewski - ponaglił.- Czemuś lubię tok waszego rozumowania.- Walakowa w czterdziestym czwartym używała fałszywego nazwiska.Zupełnie jakby siębała tego, co ją spotka po wkroczeniu.znaczy po wyzwoleniu - poprawił się Zyga.- TerazWalakowa nielegalnie handluje penicyliną i dolarami, a Walak ją osłania.Baba wchodzi do niegodo komitetu jak do siebie.Jedna kobieta powiedziała, że podczas okupacji ona była szmalcowniczką.- Jaka kobieta? - rzucił Grabarz.- Nie mogę pytać o nazwisko wszystkich, z którymi rozmawiam Przecież nie jestem funkcjonariuszem.- Dalej!- %7łeby pójść dalej, naprawdę potrzebuję Fałniewicza, obywatelu majorze.- Maciejewski zwysiłkiem zdobył się na proszący ton.- On może coś pamiętać.W końcu jeśli szmalcowała%7łydów, to musiała mieć jakieś kontakty jak nie z gestapo, to z Kripo albo granatową policją.- Dostaniesz widzenie.- Major sięgnął po formularz.- Wolałbym mieć go do pomocy.Bezpieczniak skończył wypisywać przepustkę, powoli wyszedł zza biurka i boleśnie chwyciłbyłego komisarza za policzek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki