[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pospieszyłam za nim, sięgnęłam naprzód i, czyniąc ogromny wysiłek, wyciągnęłam jegociałko - prawie już bez życia - ze straszliwej wodnej pułapki.Nie byłoczasu, by płakać.Myślałam tylko o tym, żeby przywrócić go do życia.Przełożyłam go sobie przez ramię i waliłam jak szalona w jego plecki, aon pluł i się krztusił.Jego pulchne małe ciałko było sine z zimna i zbraku powietrza.Trzymałam go głową do dołu i potrząsałam.Zacząłwymiotować wodą, a potem głośno próbował zaczerpnąć powietrza.Betty wzięła go, a Lucy podtrzymywała mnie, gdy wspólniedziękowałyśmy Bogu za ocalenie jego życia.Szlochałam rozdygotana isłyszałam, jak w butach chlupie mi woda.Doszłyśmy do domu.Bettypomogła mi wejść do łóżka.Byłam zlodowaciała i nieprzytomna znerwów.Jak przez mgłę pamiętam, że zastanawiałam się, jak sobieporadzę w wieczności.W niebie będę miała miliardy dzieci dozaludnienia przyszłych światów.Tu, na ziemi, miałam ich tylko dwoje,a i z nimi nie potrafiłam sobie poradzić.*** ROZDZIAA DWUDZIESTY.Czwartego pazdziernika 1958 urodziłam czwarte dziecko -ślicznego, jasnowłosego chłopca.Dałam mu na imię Steven.Powinien w pewnym sensie dopełnić moje życie, ale stało sięprzeciwnie - wewnątrz czułam, że umieram.Miałam dwadzieścia jedenlat i chciałam od życia więcej niż tylko praca, praca, praca.Chciałamczegoś ponad to, co absolutnie niezbędne.Przede wszystkimnieustannie pragnęłam własnego mężczyzny.Błagałam Boga, żeby miwybaczył i odsunął ode mnie samolubne pokusy.Dzień mijał jednak zadniem, a one nie znikały.Gotowanie, szorowanie ubrań o tarę, zmiana pieluch, praca wpolu - zniosłabym to wszystko, gdyby dla równowagi istniałajakakolwiek rozrywka, dzięki której można byłoby uprzyjemnić sobiemęczącą monotonię codzienności.Nie miałam radia ani adaptera -muzyka nie rozjaśniała więc moich długich, wypełnionych pracą dni.Nie miałam też ani centa do wydania na przyjemności.%7łycietowarzyskie ograniczało się do Spencerville.Mieliśmy parę razy gościze Stanów, ale efekt był tylko taki, że narobiłam sobie apetytu natowarzystwo.Jak wiele Amerykanek w moim wieku myślałam sobie, żefajnie byłoby chodzić do szkoły, pracować i być niezależną.Verlan, kiedy był w domu, był dla mnie dobry.Często jednak gonie było - wyjeżdżał do Stanów do pracy, najczęściej na trzy miesiąceza każdym razem.A kiedy wracał, i tak należała mi się tylko jednatrzecia męża.Pragnęłam romansu, namiętności i wiedziałam, że on niejest w stanie mi tego zapewnić.Szczerze mówiąc, chociaż kochałam Verlana, to nigdy nie byłam w nim zakochana.Na pewno nie tak, jakkiedyś w Glenie.Z takiego powodu mogło kuleć każde małżeństwo, aco dopiero takie jak nasze - żyjące bez ustanku w skrajnej nędzy.Oczywiście bieda wynikała z poligamii, a poligamia była przyczynącierpienia mojego serca i poczucia zniewolenia, ucisku.Wciąż ztęsknotą i bólem myślałam o Glenie, ale byłam przekonana, że równieżi z Verlanem mogłabym być szczęśliwa, gdybym tylko miała go całegodla siebie.Boży plan nie wydawał mi się udany Obiecano mi, żepodporządkowanie się zasadom samo w sobie stanie się nagrodą, żebędzie przynosić chociaż trochę radości, tu i teraz.Tymczasem nieczerpałam z życia żadnej radości, po prostu egzystowałam z dnia nadzień.Tęsknota za miłością stała się moją obsesją.*W listopadzie, kiedy Steven miał sześć tygodni, Verlan zatrudniłprzystojnego, dwudziestotrzyletniego Meksykanina Oreliano dopomocy w gospodarstwie.Spał w drewnianej szopie przy mojejspiżarni.Na prośbę Verlana przygarnęłam go pod swoje skrzydła -miałam mu prać i podawać trzy posiłki dziennie.Mój mąż był do tegostopnia uczciwy i pobożny, że nawet nie przyszło mu do głowy, żektóraś z nas, żon, gotowa była zgrzeszyć.Oreliano był inny niż wszyscy mężczyzni, z którymi miałam dotamtej pory do czynienia.Nigdy nie pozwolił, bym dzwigała ze studni do kuchni ciężkie, piętnastolitrowe wiadra z wodą.Wieczorami, kiedyszłam po drewno, Oreliano biegł za mną i sam je przynosił, twierdząc,że to nie jest praca dla kobiet.Po kolacji bawił się z dziećmi.Bardzoczęsto, kiedy najmłodszy synek zapłakał, Oreliano był przy nimpierwszy i kołysał go, zanim zdążyłam podejść.Po jedzeniu zaśpierwszy sprzątał ze stołu - robił to automatycznie, widząc, że jestemprzepracowana.Zwykle w chłodne, jesienne noce kładłam się spać wcześnie,lecz Oreliano zmienił moje przyzwyczajenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki