[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A naulicy brano ją za staruszkę.Spod białej chustki zwisało starcze, nie dające się zakręcićpasemko włosów.- Za co was wysiedlono?- Jak to za co? Jako element szkodliwy społecznie.A może jako SOE - elementspołecznie niebezpieczny.Literowe artykuły, wygodne, bez sądu.- Kim był pani mąż?- Nikim.Grał na flecie w filharmonii.Po kieliszku lubił pogadać o polityce.Olegowi przypomniała się zmarła matka - była tak samo zabiegana, przedwcześniepostarzała, inteligentna i tak samo bezradna bez męża.Gdyby mieszkali w tym samym mieście, mógłby jakoś pomóc Jeliżawiecie Anatoljewnie.Zająć się jej synem.Lecz jak owady w gablocie, każde miało własną przegródkę.- W pewnej rodzinie - otworzyła się dusza, skazana dotąd na milczenie, i mówiła,mówiła - były dorosłe dzieci, syn i córka, oboje płomienni komsomolcy.I nagle całą rodzinęwyznaczono do wysiedlenia.Dzieci pobiegły do rajkomu Komsomołu:  Brońcie! Obronimy - powiedziano im - macie tu papier i piszcie: .Zgarbiły się kościste ramiona Olega, zwiesił głowę.- Wielu tak pisało.- Tak.A to rodzeństwo powiedziało: zastanowimy się.Wrócili do domu, cisnęlilegitymacje komsomolskie do pieca i zaczęli się pakować.Sibgatow zachrobotał miednicą.Wstawał, przytrzymując się łóżka.Jelizawieta Anatoljewna poszła wynieść miednicę.Oleg też wstał i po nieuniknionych schodach powlókł się na parter.Na dole przechodził obok sali, w której leżał Diomka.Drugi pacjent zmarł wponiedziałek i jego miejsce zajął zoperowany Szułubin.Drzwi, zazwyczaj zamknięte, były teraz uchylone.Z ciemności za nimi dobiegałochrypliwe rzężenie.Oleg nie widział w pobliżu żadnej pielęgniarki: pewnie zajmowały sięinnymi pacjentami albo spały.Otworzył szerzej drzwi i wślizgnął się do środka.Diomka spał.Rzęził Szułubin.Oleg wszedł.Przez uchylone drzwi wpadało trochę światła z korytarza.- Aleksieju Filippyczu!Rzężenie ustało.- Aleksieju Filippyczu.yle się pan czuje?- Co? - wychrypiał chory.- yle się pan czuje? Podać coś? Zapalić światło?- Kto to? - przestraszony wydech i kaszel.I nowy jęk bólu.- Kostogłotow.Oleg - pochylił się nad Szułubinem, widział już jego dużą głowę napoduszce.- Co panu podać? Wezwać siostrę? - Nie-trze-ba - wystękał Szułubin.Nie kaszlał już i nie jęczał.Oleg widział go coraz wyrazniej, rozróżniał nawetkosmyki włosów.- Nie wszystek umrę - szeptał Szułubin.- Nie wszystek umrę.Najwyrazniej bredził.Kostogłotow namacał gorącą dłoń na kocu, ścisnął ją lekko.- Aleksieju Filippyczu, będzie pan żył! Niech się pan trzyma! Aleksieju Filippyczu!- Cząsteczka, prawda?.Cząsteczka?.- szeptał chory.I zrozumiał Oleg, że Szułubin wcale nie bredzi, że nawet poznał go i mówił o ichostatniej rozmowie.Powiedział wtedy:  Czasem czuję zupełnie wyraznie, że ja - to coświęcej niż ja.Mam w sobie coś niezniszczalnego, coś bardzo wzniosłego, jakąś cząsteczkęDucha Wszechświata.Pan tego nie odczuwa?Rozdział trzydziesty piątyO świcie, gdy wszyscy jeszcze spali, Oleg wstał po cichutku, regulaminowo zasłałłóżko - prześcieradło w kopertę - i stąpając na palcach w swoich ciężkich butach, wyszedł zsali.Przy biurku dyżurnej, z czarną głową na splecionych ramionach, spał na siedzącoTurgun.Staruszka - salowa z parteru otworzyła umywalnię i Oleg przebrał się we własneubranie, dziwnie obce po tych dwóch miesiącach: stare wojskowe spodnie z lampasami,półwełnianą bluzę, szynel.Wszystko to odleżało swoje w łagrowych kapciorach, lecz choćprawie doszczętnie znoszone, nadawało się jeszcze do użytku.Tylko zimową czapkę miałcywilną, kupioną już w Usz-Tereku.Była za ciasna i uciskała.Dzień zapowiadał się ciepły,toteż Oleg postanowił nie wkładać czapki - wyglądałby zbyt cudacznie.Pas zapiął podpłaszczem, na bluzie - w rozpiętym szynelu sprawiał wrażenie zdemobilizowanego lubzbiegłego z aresztu żołnierza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki