[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za szklaną szybą, w sali operacyjnej, znajdowałosię jej stanowisko, obecnie opustoszałe, ale niemogła tam zejść.Musiała radzić sobie stąd.Przeczucie nie omyliło Mr.Phillipsa: tylkonieliczne systemy dawały możliwość nawiązaniabezpośredniego kontaktu z kokpitem wahadłowca.Lodowiec nie mógł tak po prostu wziąć do rękinadajnika i porozmawiać z Gatorem, nawet znającczęstotliwości.Musiał mieć dostęp doodpowiedniego nadajnika, protokołuzabezpieczającego, a wtedy.Nicole wyprostowała się nagle, przeczytawszywyświetlony na ekranie terminalu komunikat.Ależoczywiście, hangar montażowy!Jej reakcja nie uszła uwagi Mr.Phillipsa.- Tak, pani Hunter? Co może mi panipowiedzieć? - Ja.Hmmmm.- wymruczała cośniewyraznie, gorączkowo rozmyślając nadodpowiedzią.Mr.Phillips zabębnił palcami w blat stołu,pogwizdując temat muzyczny z teleturnieju Jeopardy.Skinął głową na Yvette, która niewypuszczała z dłoni zębatego kastetu.Nicolepojęła aluzję.- Hangar montażowy - powiedziałabezbarwnym głosem.- Stamtąd nastąpiłopołączenie.Poczuła przypływ adrenaliny.Lodowiec był wstrefie strzeżonej.Pracowników montowniewakuowano na długo przed startem, terroryści zaśtwierdzili, że kontrolują cały teren.TymczasemLodowiec znalazł się gdzieś w środku.Jak zwykletam, gdzie nie powinien się znalezć.To do niegopodobne.Należało zdać sobie sprawę, że coś sięszykuje, w chwili gdy Mr.Phillips rzucił na stółnaszywkę misji.Wyszyte u góry nazwisko FRIESEzakłuło ją w oczy.Nie wiedziała, jak Phillips wszedł w posiadanie starej odznaki, ale w tejchwili nie miało to żadnego znaczenia.Ogarnął jągniew na myśl o porywczym charakterze małegoczłowieczka.Jeśli Lodowiec rzeczywiściewłóczył się po montowni niczym samotnyrewolwerowiec, mogła tylko mieć nadzieję, żewszystkiego nie popsuje.Same negocjacjenastręczą wystarczających kłopotów.Nagle zrozumiała, jak niewiele ma dostracenia.Jej taktyka na razie nikomu nieprzyniosła specjalnych korzyści, czego najlepszymdowodem był zamordowany kamerzysta.Kto wie,czy Lodowiec nie pozostał ich jedyną nadzieją.Mr.Phillips znów wziął do ręki nadajnik inastawił go na właściwą częstotliwość.Wcisnąłguzik.- Mory? Mówi Mr.Phillips - przez chwilęczekał w napięciu na odpowiedz, aż wreszcie zgłośnika dobiegły trzaski potwierdzenia.- No,przynajmniej jeden człowiek na swoim miejscu!Czy mógłbyś, wraz z Bilą, udać się do hangarumontażowego? Wygląda na to, że mamy jakiegoś szkodnika, który się tam przyczaił.Sprawilibyściemi niezwykłą satysfakcję, eliminując tego.jak tosię mówi w Hollywood? Ach już wiem: bohateraostatniej akcji.- Potwierdzam, Mr.Phillips - dobiegł zgłośnika nosowy, męski głos.Nicole zacisnęła pięści, ale nie odezwała sięani słowem, nie chcąc nieostrożnym komentarzemnarażać na śmierć kolejnej osoby.Lodowiecswoim zwyczajem znalazł się w tarapatach i sammusi sobie radzić.Trzeba jednak przyznać, że był w tym dobry.Mr.Phillips zerknął do elektronicznego notesui odczytał zawarte w nim dane.- Pułkownik Adam Friese, symbolwywoławczy  Lodowiec.Nasz były dowódca madość ciekawą kartotekę.Dużo potrafi, ale z gipsemdo kolana ledwie może chodzić - Mr.Phillipszerknął na zegarek.- Do przybycia kamieni mamyjeszcze trzy i pół godziny - zatrzasnął pokrywęnotatnika.- Nie sądzę, żeby Lodowiec sprawiałnam jeszcze jakieś kłopoty. 24.Hangar montażowyLodowiec nie ruszał się z przeszklonegoposterunku kierownika ogromnego hangaru.Znapięciem wpatrywał się we wrota.Czuł siębardzo samotny.- W samą porę, panowie strażnicy - wyszeptał.Zastanawiał się dotąd, ile czasu zajmie siłombezpieczeństwa pozbycie się terrorystów.Wstał,starając się nie obciążać złamanej stopy.Do wnętrza budynku weszło dwóch mężczyzn.Bacznie rozglądali się na wszystkie strony,ubezpieczając się nawzajem, jakby próbowaliuprzedzić atak z zaskoczenia.Lodowiec ruszył, kulejąc, w ich stronę, gdynagle uderzyło go, że przybysze poruszali się zbytostrożnie, zbyt cicho.Coś tu nie grało.- Dlaczego mam wrażenie, że to nie jest naszakawaleria?Może przez to, że obaj mieli na sobiewysmarowane błotem panterki.A może niepodobał mu się wielki plecak jednego z mężczyzn- jakby trzymano w nim ogromną ilość amunicji, o wiele za dużą dla misji służb bezpieczeństwa.- Chyba jednak nie przybywają z pomocą -mruknął i wymknął się z ciasnego stanowiskadowodzenia.Nie chciał dać się zaskoczyć bezbroni na ograniczonej przestrzeni.Wykuśtykał nabetonowy plac hali numer 3.Syknął z bólu,kierując się ku jednej z betonowych, zbrojonychścian i zespołowi wind jeżdżących na wyższepoziomy.Następna zmiana planów, pomyślał.Musiał zniknąć tej dwójce z oczu, przynajmniej doczasu, aż zorientuje się, co zamierzają.Choć raczej nie miał specjalnych wątpliwości,że zamierzają go dorwać.Wcisnął przycisk  open , ale pomalowane naczerwono drzwi dzwigu towarowego pozostałyzamknięte.Gdzieś z wysoka dobiegł głośny szczęki winda ruszyła w dół.Lodowiec wciąż naciskałguzik, jakby mógł w ten sposób przyspieszyćotwarcie drzwi.- No dalej! Dalej!Dwie sylwetki intruzów rysowały się wyrazniena tle otworu wejściowego, przez który wpadało światło słońca.Z góry świeciły reflektory,przesłaniane stalowymi chodnikami iwysięgnikami łączącymi się z ruchomą platformąstartową.Wykorzystywano je podczas montowaniadopalaczy i osadzania wahadłowca nazewnętrznym zbiorniku paliwa.Wszelkie prace w hangarze przerwano jednakz chwilą standardowej ewakuacji personelu wdniu startu, toteż dzwięk silnika i hydraulicznychmechanizmów windy rozlegał się niby grzmot wopustoszałym budynku.Dwa cienie przyspieszyły kroku, kierując się wstronę hali numer 3.Drzwi windy towarowej otwarły się zezgrzytem i Lodowiec, kuśtykając, wszedł dośrodka.Wcisnął guzik oznaczający poziom trzeci,gdzie chwilowo znalazłby się poza zasięgiemprzeciwników, a zarazem mógłby cały czas miećich na oku.Dzwig szarpnął i ruszył w górę.Lodowiecchwycił mocniej metalowe barierki, starając sięstać tylko na prawej nodze.W głowie dudniło mu w rytmie uderzeń serca; czuł, jak ból zapuszczakorzonki w całym jego ciele.Tortury, którymNASA poddawała swoich astronautów,przywodziły mu teraz na myśl niedzielneprzejażdżki na rowerze.Nie spocił się tak odczasów, gdy starał się o wejście do drużynyzapaśniczej na pierwszym roku w Akademii.W tej chwili mógłby uwierzyć, że cicha,spokojna praca za biurkiem ma swoje zalety.Drzwi windy otwarły się i Lodowiec wziąłgłęboki wdech, zanim stanął na wysokozawieszonym chodniku, zabezpieczonymczerwonymi, metalowymi barierkami.Posuwał sięnaprzód powoli, żeby nie zwrócić na siebie uwagiuzbrojonej dwójki poniżej; kurczowo trzymał siębalustrady i zaciskał zęby, czując pulsujący ból wstopie, która musiała już wypełnić opuchlizną całąwolną przestrzeń wewnątrz opatrunku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki