[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Patrzyła na swoje zgrabne ciało: nikt w całym hrabstwie nie miał węższej talii,głowę nosiła z królewską godnością i wdziękiem, jej pierś była kształtna, a dłonie smukłe i białe.Zwysokiego wzrostu była także rada. Szkoda, że nie można pokazywać nóg"  pomyślała,oglądając swoje łydki.Włożyła koronkowe pantalony, stanik i trzy spódnice, po czym nader ostrożnie suknię wbrązowo-białe pasy.I rozczarowana jęknęła.Nie mogła jej zapiąć, była bowiem za wąska.Bezskutecznie próbowała wciągnąć brzuch. Przecież ojciec wie, że nabrałam kształtów!"Rozległo się stukanie do drzwi, Pol rzuciła więc suknię na łóżko i szybko naciągnęła peniuar. Proszę!  zawołała.Do komnaty wszedł zatroskany Martin. Dobrą miał Martin podróż? Jak się miewa Marta? Widział Martin mojego ojca i Annę? zasypała go pytaniami. Tak, milady, i przywożę złe wieści.Pol przerwała krzątanie i spojrzała na łowczego. Co się stało?  spytała niespokonie. Lady Monfield zmarła wczoraj rano.Wcale nie cieszyło to Pol.Pomyślała o ojcu i o smutku, w jakim z pewnością pogrążyła gośmierć Jane. Dziękuję, że mi Martin o tym powiedział  szepnęła w zamyśleniu.Martin wyszedł cichoz komnaty. Mój Boże, ojciec pewnie strasznie się smuci  pomyślała. Muszę do niego pojechać.Napewno czuje się bardzo osamotniony.Teraz, kiedy mama mnie zaakceptowała, będę często do niejprzyjeżdżać i niedługo sprowadzę ją z powrotem do Pembroke.Uprzedzę Martina, że wyjeżdżam.I muszę zapakować kufry."Na śniadanie zjawiła się spózniona. Proszę mi wybaczyć, ale pakowałam rzeczy  rzekła, przywitawszy domowników. Panienka nas opuszcza?  spytał brat Patrick, szeroko otwierając oczy. Tak, ojciec mnie potrzebuje, ale niebawem wrócę  zapewniła.Lady Elizabeth jakby wogóle nie zwróciła uwagi na tę wieść. Zniadanie minęło spokojnie, choć uwagi Pol nie uszedł ironiczny uśmieszek zakonnika.Pobiegła za matką, gdy ta skierowała się ku swoim pokojom. Mamo, chciałam się pożegnać i. Do zobaczenia!  przerwała jej i skinęła na Alicję, która popchnęła fotel.Pol patrzyła za nimi posmutniała, po chwili jednak wzięła się w garść. Idę po kufry, bracie. Poczekajże, panienko, nawet ich przecież nie podniesiesz.Razem udali się do jej komnaty,gdzie mnich ze zdumiewającą łatwościązarzucił sobie ciężki kufer na plecy. Czy będzie mnie bratu brakowało?  spytała Pol z zainteresowaniem.Zmierzający już kudrzwiom zakonnik odwrócił się.Oczy miał pogodne,lecz twarz nieprzeniknioną.Bez słowa głową wskazał na klamkę, Pol otworzyła zatem przednim drzwi.Na zamkowym dziedzińcu czekała kareta.Zakonnik umocował na dachu kufry i Pol już miaławsiąść, kiedy Alicja krzyknęła przez okno: Bracie!.szybko!.Lady Elizabeth całkiem sparaliżowało! Mnich rzucił okiem na Pol i cosił w nogach pognał do wartowni.Pol namoment się zawahała, po czym zatrzasnęła drzwiczki. Nie jedziemy, Martinie!Po lekkiej kolacji Pol udała się do swojej komnaty.Usiadła przy dogasającym w kominkuogniu, nie mając odwagi dorzucić choćby jednej szczapki.Nie opuszczała jej myśl o ojcu, ale teżwiedziała, że nie może zostawić lady Elizabeth w tym stanie.Kiedy przedtem weszła do jejsypialni, ogromnie ją poruszyła nieruchoma twarz matki, ciało spoczywające bez najlżejszegodrgnienia.Tylko w wielkich, szarych oczach tliła się jeszcze odrobina życia.Brat Patrick kolejno podniósł jej ręce, głowę, które bezwładnie opadły na łóżko.Wychodząc zkomnaty, kręcił głową, co miało oznaczać, że nie wszystko stracone.Pol wyzbyła się jednaknadziei, a poczucie bezsilności przyprawiało ją o istne męki.Z biegiem dni lady Elizabeth zdawała się powoli wracać do życia, cały czas wszakże spędzaław łóżku, a Pol zwykle siedziała przy niej.Tego dnia wstała z krzesła i położyła na nim książkę, którą czytała.Lady Elizabeth drgnęła. Gdzie idziesz? Na lekcję francuskiego z bratem Patrickiem. Odbędzie się kiedy indziej, zostań i czytaj! Na głos?  Nie, to mnie nudzi, ale zostań  odparła sucho lady Elizabeth.Kiedy około szóstej niebopociemniało, Pol na palcach wyszła z sypialnidrzemiącej matki.Znużona udała się do swojej komnaty, jedynego schronienia.Pózno w noc obudziło ją ciche pobrzękiwanie. To niemożliwe, chyba śnię! Przecież mama nie może wykonać żadnego ruchu!  pomyślałazdumiona.Pobrzękiwanie zatrzymało się pod drzwiami. Nie chce pokazać, że jest jej lepiej i żemoże się ruszać, ale dlaczego udaje?. zastanawiała się Pol. Widać nie chce, żebymwyjechała, i dlatego symuluje paraliż."I z uśmiechem na ustach zasnęła.A o świcie pod drzwiami jej komnaty znów rozległo sięznajome pobrzękiwanie, które zaraz ucichło w głębi korytarza.Kiedy rano Pol wstała, stwierdziła, że brat Patrick pewnie już dawno jest na nogach, ipostanowiła go poszukać.Znalazła mnicha pracującego w ogrodzie na tyłach zamku. Dzień dobry, bracie. A, witam panienkę. Cóż tu uprawiasz? Róże. Kto by pomyślał!  zaśmiała się Pol. Nasz Pan  odparł zakonnik wznosząc oczy do nieba. Co tu robisz o tak wczesnejporze, piękna panienko?Uciął jedną różę i podał jej.Wzięła nie dziękując.Spojrzeli sobie w oczy, po czym zakonnikwrócił do przerwanej pracy. Chcę z bratem pomówić. Proszę bardzo! Czy to ma być spowiedz? Broń Boże!Zmrużył swe przenikliwe oczy i zerknął na nią z ukosa. Ten paraliż mojej matki. No! wreszcie!  przerwał jej mnich. Ona udawała, tak? Nnnie, moje dziecko.Spowodował go wstrząs duchowy, zapowiedz twojego wyjazdu. Coś takiego! Och! po części to skutek egoizmu.Lady Elizabeth nie chce, żebyś ją, moja panienko,opuściła.Nawet gdyby twój ojciec był umierający, postąpiłaby tak samo. Ale to oznacza, że zależy jej na mnie.To taki jej sposób okazywania tego. W zasadzie tak. A czy teraz naprawdę wierzysz, bracie, że ona nie może się ruszyć?  Nie! Może się ruszać, tylko wie, że to mogłoby spowodować twój wyjazd. Czyli że woli  rozmyślała na głos Pol  spędzać całe dnie na leżąco, bez ruchu. Niż ryzykować, że panienka wyjedzie  dokończył mnich.Zadumana Pol zbierała się doodejścia, lecz odwróciła się jeszczei spojrzała mu w twarz. Co takiego?  zapytał. Czy osiągnęłam swój cel?Zmrużył jeszcze bardziej oczy, uparcie milcząc. Może nie chcesz się z tym, bracie, pogodzić?  ciągnęła z lekką kpiną Pol. Nie chceszsię pogodzić, że okazałam się silniejsza od ciebie.Myślisz, że tylko ciebie jednego stać na to,żeby się posunąć do ostateczności.Otóż musisz wiedzieć, bracie, że popełniasz grzech pychy!Odwróciła się na pięcie i zdecydowanym krokiem odeszła do zamku. Boże mój  westchnął mnich  wybacz mi myśli, które żywiłem wobec tego dziecka,wybacz mi, że wystawiłem na próbę uczucie miłości, które nakazujesz nam żywić, i zadaj mipokutę!"Lipiec roku 1730 zapowiadał się chłodny i dżdżysty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki