[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ona także doświadczyła wielkich przykrości zestrony społeczności, która nie chciała jej zaakceptować.Gdyby nie małżeństwoz markizem i stanowcze poparcie teścia, księcia Warwick, Meredith mógłspotkać los podobny do losu Gwendolyn.Wciąż myślał o nieszczęściu Gwendolyn, przemierzając konno ziemienależące do majątku.Wybrał się na przejażdżkę, żeby szczegółowo zbadać stangruntów, pól, sadów, bydła i gospodarstw dzierżawców, ale trudno mu się byłoskupić.Jechał tak, jak zwykle, kiedy bywał na wsi - szybko i nie zważając na drogę.Przeskakiwał strumienie i płoty, zmuszając wierzchowca do wciąż szybszegobiegu.Kiedy zwierzę się zmęczyło, wrócił do rezydencji z nieco jaśniejszągłową.W domu skierował się do gabinetu, zamierzając jeszcze raz przejrzeć księgirachunkowe.Zwracając się ku zamkniętym drzwiom gabinetu, kątem okazauważył Cyrila Ardleya.Zarządca majątku szedł korytarzem wrazz dystyngowanym dżentelmenem w średnim wieku.Rozmawiali, śmiejąc się,i w pewnym momencie Ardley podniósł ramię i klepnął towarzysza w plecy.Jason, z jakiegoś powodu niezadowolony z tego, co zobaczył, odwrócił się oddrzwi, czekając, aż mężczyzni go dostrzegą.- Dzień dobry, lordzie Fairhurst.- Ardley.- Jason kiwnął głową, patrząc pytająco na drugiego dżentelmena.- Pamięta pan pana Fletchera Ellinghama? - zapytał zarządca.- Oczywiście.Dzień dobry, Ellingham.- Do diabła.Brat zawarł przynajmniejpowierzchowną znajomość z wujem Gwendolyn i Dorothei.To odkrycie gozaniepokoiło.- Fairhurst.Jason ukrył zaskoczenie tą poufałością, dochodząc do wniosku, że FletcherEllingham musi zajmować dostatecznie wysoką pozycję, żeby móc równać się z parem.Albo może znajomość z jego bratem nie była taka powierzchowna.Denerwowało go, że nie może dowiedzieć się więcej na ten temat.Jednak jeśli Ellingham mógł się równać z wicehrabią, to dlaczego przyjaznił sięz zarządcą majątku? Najwyrazniej przyszedł tu dzisiaj, żeby się z nim zobaczyć.Po co?- Mam nadzieję, że odwiedziwszy nasze strony, znajdzie pan czas, aby wstąpićdo nas któregoś popołudnia na herbatę - powiedział Ellingham.- Moja żonabędzie zachwycona, mogąc pana poznać, podobnie jak moja bratanica Dorothea.Jason spojrzał mu prosto w oczy.- O ile dobrze pamiętam, ma pan więcej niż jedną.Bratanicę, rzecz jasna, nieżonę.Ardley się zaśmiał, ale Fletcher Ellingham nie skrzywił się nawet.Odchrząknąłtylko i popatrzył na Jasona z lekką niechęcią.- Zgadza się, mój panie.Mam więcej bratanic.Piękne dziewczęta, świetnedamy.Opieka nad nimi to wielka odpowiedzialność, ale to córki mojegomłodszego brata, więc moja żona i ja uznaliśmy za chrześcijański obowiązekzająć się nimi, kiedy ich rodzice niespodziewanie umarli.A jednak zawiodłeś ogromnie jako opiekun.Jasona ogarnął gniew na myśl, żeEllingham nie potrafił zapewnić Gwendolyn dostatecznej ochrony.Może oceniałgo zbyt surowo, ale, ostatecznie, ktoś musiał być za to odpowiedzialny.Zapadła długa cisza, która sprawiała wrażenie zawieszenia broni.Ellinghamprzerwał milczenie, żegnając się.Jason zauważył, że obaj mężczyzni wymieniająukradkowe spojrzenia, a potem Ardley także się odwrócił, żeby odejść.Jasonpostanowił go zatrzymać.- Chciałbym z panem porozmawiać, Ardley.Teraz jest odpowiednia chwila.Nie zdecydowałby się na żadne spotkanie, czy to w interesach, czy totowarzyskie, kiedy był tak spocony i ubłocony pojezdzie konnej.Jednak chęćwykorzystania elementu zaskoczenia przeważyła nad potrzebą kąpieli i świeżegoubrania. - Powinienem być w stajni, żeby obejrzeć konia gospodarskiego, zakupionegoostatnio od pana Kitteringa - odparł Ardley. Sprzedaż nie zostaniesfinalizowana, dopóki nie uznam, że zwierzę jest odpowiednie.- To może poczekać.- Jason zmrużył oczy nieprzyjemnie.Zarządca spuścił powieki.- Jak pan sobie życzy.Jason odsunął się od drzwi, przepuszczając Ardleya.Celowo poprowadził godo biurka i wskazał jedno z krzeseł, sam natomiast usadowił się w wygodnym,obitym brązową skórą fotelu, w którym, jak wiedział, zwykle siadywał Ardley.To nie było przypadkowe.Chciał podkreślić fakt, że jest tutaj panem.Miałwrażenie, że zarządca dla własnej wygody o tym zapomniał, ale błysk gniewuw jego oczach przekonał Jasona, że Ardley rozumie, co się dzieje.- Zeszłego wieczoru, zanim poszedłem spać, poświęciłem parę rodzin naprzejrzenie ksiąg rachunkowych.Znalazłem kilka błędów w dodawaniu -powiedział Jason.Otworzył oprawiony w skórę tom i popchnął przez biurko.Ardley przysunął go do siebie i starannie przejrzał miejsca, w których Jasonznalazł błędy.Jason początkowo się zdziwił, jak łatwo było je znalezć.Zmiechuwarte, jeśli ktoś naprawdę sądził, że można w ten sposób okradać majątek, zledodając kolumny i zgarniając różnicę do kieszeniAle kiedy analizował cyfry, zorientował się, że nie wszystkie pomyłki służyłyzłym celom.W paru wypadkach suma przewyższała tę faktycznie zebraną,w innych na odwrót.Byłoby zatem trudno dowieść, że błędy wprowadzonocelowo, mimo że w ostatecznym rozrachunku dochody z posiadłości siękurczyły.Ardley zachował obojętny wyraz twarzy, odsuwając od siebie księgę.- Proszę wybaczyć.Po datach mogę stwierdzić, że to robota młodegoThomasa Lee.- Kto to? - Praktykant.Albo raczej były praktykant.- Ardley potarł czoło palcamilewej dłoni.- Na początku zeszłego roku, w charakterze przysługi dla jednejz miejscowych rodzin, przyjąłem ich syna na praktykę.Jason oparł się na krześle.- Niedoświadczony pracownik powinien znajdować się pod ścisłymnadzorem.- To prawda.- Ardley skinął głową.- Był pilnym i pracowitym uczniem.Jego praca pod wieloma względami nie pozostawiała nic do życzenia.Nanieszczęście nie odkryłem, że brak mu zdolności matematycznych.Prowadziłrachunkowość przez większość roku, zanim się zorientowałem, jak rzeczy stoją.- To zaniedbanie z pana strony - orzekł Jason, podnosząc wzrok na twarzzarządcy i posyłając spojrzenie, które powinno zmrozić mu krew w żyłach.Ale Ardley ledwie mrugnął.- Myślałem, że wyłowiłem i poprawiłem wszystkie błędy.Proszę wybaczyćte, których nie zauważyłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki