[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy o aby niejaka sekta? Ta czarna to pewnie kocia wiara czy inne fiu-bzdziu, dziecku w głowie namąci, martwi121się Jadzia, gdy Dominika i Sara siedzą na bujanej ławce i kołyszą się wśród opadłych liści.Chciałaby wiedzieć, o czym rozmawiają, a właściwie, o czym mówi Sara, bo Jadzia widzi zeswojego punktu obserwacyjnego za firanką, że Dominika głównie słucha.Objęła ramionami chudekolana i od czasu do czasu zwraca twarz w kierunku swojej towarzyszki.Jakie to oczyska żółte ma taczarna, jak kot, jak wiedzma.Dupa jak szafa trzydrzwiowa, żadnej subtelności, i żeby w dżinsach ztaką figurą, to naprawdę, kręci głową Jadzia.Chciałaby chronić swoje dziecko cudem wyrwaneśmierci, ale ono znów jej się wymyka w jakimś dziwnym kierunku.Dlaczego to dziecko, nawetuszkodzone i osłabione, jest takie trudne do urobienia? Matka czuje, jakby wokół Dominiki było poleminowe, po którym niełatwo dotrzeć do celu bez utraty ręki lub nogi, jeden nieostrożny krok inieszczęście gotowe.Gdy wieczorem piją herbatę, Jadzia pyta, co to czarne fiksum-dyrdum takopowiada całymi godzinami? ale zaraz poprawia się, że wprawdzie fiksum-dyrdum, ale trzebaprzyznać, bardzo pracowite i czyste, bo córka patrzy w taki sposób, że aż zimno jej się robi.Jednaknie następuje wybuch, który przed wypadkiem byłby pewny, żadnych krzyków i wyrzutów, żadnego abo ty nic nie rozumiesz; Dominika tylko wzdycha i zdziwiłaby się, gdyby wiedziała, jak podobne jestjej westchnienie do matczynego.Sara opowiada mi różne historie, mówi Dominika, o swoim życiu,skąd tu się wzięła i w ogóle.I skąd się wzięła? Z Ameryki, z Nowego Jorku, z dzielnicy Brooklyn, mieszka tam jej babcia La-Teesha.Znów ta Ameryka, Jadzia ma wrażenie, że wszystko, co robi cór-ka, każda osoba, którąspotyka jakby jej na złość nazna-122czona jest obcością, która obcość córki potęguje.Czy naprawdę nie mogłaby raz, ten jedyny raz,zrobić matce przyjemności i zaprzyjaznić się z kimś normalnym? Najpierw ni to Grek, ni to Cygan,potem ta Małgosia schłopiała i ksiądz na dokładkę, teraz Murzynka, Nowy Jork, drapacze chmur posto pięter, że w głowie się kręci od samego myślenia.Jadzia pragnie, by Dominika zaprzyjaz-niła się z jakąś miłą dziewczyną z Piaskowej Góry.Albo lepiej z chłopakiem o poważnych zamiarachi szerokich perspektywach, studentem prawa albo medycyny.Jadzia Chmura coraz bardziej chce wracać do domu, na Piaskową Górę.Na tę okazję matkaDominiki ma kilka przysłów i mądrości, niekiedy sprzecznych, którymi okraszone są jej westchnieniapełne tęsknoty.Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, nie ma jak w domu, mówi i wolałaby być.na Piaskowej Górze, skąd Eneref wydawał się o wiele piękniejszy niż z bliska, chleb pachniałchlebem, a ona królowała w kuchni, łazience i dwóch pokojach niepodzielnie.Na pewno kwiaty jejzdechły, kurz pokrył bibeloty i kryształy, Matko Boska! Czy Krysia Zledz, której zostawiła klucze,aby nie myszkuje jej lam po szafkach, czy dba o paproć jak trzeba? %7łeby nie przesuszyła, nieprzelała! Niby porządna kobieta, ale bo to wiadomo? Złoto na czarną godzinę Jadzia ukryła podzlewem, taśmą przylepiła za kolankiem, ale co, jak rura pęknie, mieszkanie zaleje i się wyda? Wrócąprzed Wszystkimi Zwiętymi, unikną ruchu na drogach i zdążą świeczkę na wałbrzyskim cmentarzuzapalić za zmarłych, których im przybyło; zapada decyzja i wkrótce matka Chmura i córka Chmurapakują walizki, do których nie mieszczą się liczne prezenty od Grażynki i Hansa.Jadzia 123ogląda te wszystkie dobra, wycenia i pieczołowicie zawija w worki foliowe, Dominice i robotywieloczynnoś-ciowe, i moherowe sweterki są zupełnie obojętne.Na kilka dni przed wyjazdem Grażynka daje jejjeszcze jeden prezent, aparat fotograficzny, który Hans przywiózłz Monachium.Dominika waży go w dłoni i po namyśle przykłada do oka; mierzy w kierunku pijącejkawę matki, wędruje okiem po jej twarzy, skupia uwagę na uszku filiżanki i odgiętym małym palcu,naciska guzik.Aparat fotograficzny staje się jedną z niewielu rzeczy po wy_padku, jakie wzbudzają w niej coś na kształt ekscytacji; pstryka zdjęcie za zdjęciem, palce swoichstóp, ucho Jadzi, twarz Grażynki odbitą w okularach Hansa, miękką linię biodra Sary, fragmentyzwierząt łażących po domu, strukturę kory.Na żadnym ujęciu nie ma całej ludzkiej postaci, są dłonie,palec w uszku filiżanki w róże, usta i pomadka, świńskie oko, oko kocie, psie i wróble.TylkoGrażynka pozuje Dominice z przyjemnością, bo od czasu, gdy przed laty Ludek Borowic zrobił jej wKamieńsku pierwszy portret, uwielbia sztukę zdejmowania wizerunków.W przeciwieństwie doJadzi, która miota się po pokoju, większym niż jej całe wałbrzyskie M3, narzeka na ścisk i z nerwówco rusz łyka raphacholin.Nic nie może znalezć, wszystko leci jej z rąk; przestań już tak pstrykać,strofuje córkę, jak ja wyjdę taka niezrobiona, upocona?Z kieszeni letniej garsonki, w której Jadzia przez lipiec i sierpień czuwała nad łóżkiem śpiącej córki,wy_pada zawiniątko powiązane gumką recepturką, Dominika pstryka jedno zdziwione oko matki i jedenkącik jej zdziwionych ust.Jak mogła zapomnieć! Gdzie ona ma 124głowę? Jadzia wyjmuje z chusteczki pierścionek, zło-ść jest ciemne i nie lśni tak jak kupowane od Ruskich, mimo iż czyściła je pastą do zębów ipolerowała flanelą, kamień, skrzący jak ogień, raz szmaragdowo, raz rubi-nowo, wydaje się Jadzi takpiękny, że pewnie nieprawdziwy; Dominika pstryka pierścionek na dłoni matki.Prawdziwy? nawet jak szkiełko, myśli Jadzia, ogląda-jąc klejnot pod światło, to sama oprawapewnie sporo warta i można w razie czego dać do przetopienia albo spieniężyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki