[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nikt was do niczego nie będzie zmuszał.Tojest sprawa, nad którą silni i dorośli ludzie zawahaliby się także.Ale właśnie tym razem oninic nie potrafią zrobić.Bo tylko wy możecie coś zdziałać. Ale jak?  powtórzył gorączkowo Groszek. I w ogóle kto to. Kiedy usłyszeliście sygnał?  przerwał mu Kapitan. Podczas dziennika wieczornego! Zaraz potem, jak była wiadomość o burzach nad Afryką! I o zaginionym samolocie! A więc właśnie  powiedział Kapitan. To właśnie ten samolot.Tym razem nie odpowiedzieli nic.Już nic nie rozumieli.To już było absolutnie zbyt dziwne i zawikłane, by dało sięcokolwiek powiedzieć.Groszek chciał spytać: aż w Afryce?  a Ika: tak strasznie daleko? ale po prostu zabrakło im słów. Na samym początku burzy uderzenie piorunu zniszczyło radiostację tego samolotuniemal całkowicie  mówił Kapitan. Potem nastąpiła awaria jednego z silników.Samolotlecąc nad pustynią został przez burzę zniesiony daleko z kursu.W końcu zaś musiał wylądo-wać, uszkadzając podwozie.Na szczęście, pasażerom ani załodze nic się nie stało.Ale sytua-cja jest bardzo grozna.Burza trwa.Samolot nie ma zapasów wody ani jedzenia.A ponieważzostał zniesiony z trasy, ludzie nie wiedzą, gdzie go szukać.Szukają ich już dwanaście godzini ciągle w złych stronach.A taki samolot na Saharze to jak ziarnko piasku na ogromnymplacu.Załoga zaś nie jest w stanie nikogo zawiadomić o miejscu lądowania. Przecież słyszeliśmy sygnał  odezwał się Groszek. Tylko wy  powiedział Kapitan. I tylko dlatego, że my, wy i ja jesteśmy wprzyjazni.Nikt inny z ludzi go nie pochwycił ani nie usłyszał. Dlaczego?Kapitan lekko odchrząknął, jakby chciał ukryć wzruszenie. Radioaparat tamtego samolotu  powiedział  został bardzo ciężko.właściwieśmiertelnie ranny.Mimo to spróbował, kosztem największego wysiłku, nadać jeszcze kilkaostatnich sygnałów.Nie był już w stanie ani w mocy, zawiadomić ludzi.Ale chciał przynaj-mniej nam, tym maszynom, które ludziom służą i są ich przyjaciółmi, dać znać, że i on, i całysamolot starali się do ostatka wypełnić swój trudny obowiązek.A ponieważ  ciągnął dalej Kapitan  ponieważ w naszym maszynowym świeciestało się już wiadome, żeście się ze mną umieli nie tylko zaprzyjaznić, ale i porozumieć,skierowano ten sygnał tutaj. Kto skierował? Niektóre anteny radiowe.Jak na przykład anteny radiostacji z Kapsztadu, Paryża, Oslo i Kijowa.Te, które pochwyciły sygnał, by przekazać go dalej.Przekazały go zatem doWarszawy, a tutaj ja doradziłem waszemu radiu, by go wam podało. Jak to się stało?  spytała zdumiona Ika. Mamy swoje sposoby  mruknął Kapitan  my, maszyny zwyczajne, utrzymujemyszerokie stosunki międzynarodowe.W przeciwieństwie do maszyn wojennych, które. Ja przepraszam  przerwał Groszek.Głos mu drżał i łamał się z przejęcia. My usłyszeliśmy sygnał i zrozumieliśmy go.Przybiegliśmy do pana od razu, bozrozumieliśmy także, że to coś bardzo ważnego.I.jesteśmy gotowi zrobić wszystko! wybuchnął. Prawda, Ika? Tak  powiedziała spokojnie i wyraznie Ika. Ale  pytał w wielkim wzburzeniu Groszek  ale co my właściwie mamy zrobić?Kapitan znowu odchrząknął. Tak  szepnął  wiedziałem.A potem: Dziękuję wam  powiedział głośno. Nie zawiedliście mego zaufania.Ika podniosła głowę. To my dziękujemy  oświadczyła  i postaramy się nie zawieść tego zaufania.Groszek spojrzał na nią nie bez szacunku.Ale nadal okazywał niezadowolenie. Wszystko pięknie, ładnie  burknął  tylko że czas ucieka, a pan nas przecież doAfryki nie zawiezie.Od razu zrobiło mu się przykro.To nie było 1 o j a 1 n e wobec Kapitana.Ale Kapitannie obraził się. Słusznie  przytaknął  trzeba się śpieszyć. A więc? A więc, po pierwsze: musicie sobie uprzytomnić, że tym razem to już będzieogromnie poważna sprawa.Jesteście jeszcze bardzo młodzi i. We dwójkę  powiedziała ostro Ika  jesteśmy już prawie pełnoletni.I już sięzastanowiliśmy. No dobrze.Ale przecież jeszcze nic nie wiecie  zaśmiał się Kapitan. To nie nasza wina  parsknęła jak kot, a Groszek z przekonaniem pokiwał głową.Kapitan chyba się zawstydził. Zgoda  powiedział zakłopotanym głosem. Rzeczywiście, ględzę jak starygramofon.A więc, po drugie: musicie przygotować się na podróż samolotem, bo ja wasrzeczywiście do Afryki nie dowiozę. Sa-mo-lo-tem?  spytali. Tak.Groszek oblizał zaschłe wargi. Jakim samolotem? Moi drodzy  rzekł Kapitan. Na jednym z lotnisk czeka już na was bardzoszybka, dwuosobowa maszyna.Jest to  Jak , wprawdzie nie pierwszej młodości, ale w takichwypadkach można na nas weteranów liczyć.On was przewiezie na miejsce i po drodzewytłumaczy, co macie dalej robić.Czy jesteście gotowi do drogi? Chwileczkę  mruknął Groszek. Zwiatła pogaszone.Radio, telewizor i gaz wyłą-czone.Kurki pozakręcane.Zgoda.Jesteśmy gotowi.Kapitanowi rozbłysły zegary jak kocie oczy.Zaświecił reflektory, zapalił motor i bez słowa i szmeru przemknął przez podwórze,potem ostrożnie wychylił się z bramy, a na jezdni od razu ruszył tak ostro, że nagłe szarpnię-cie przycisnęło ich do oparć.Kiedy zaś wyskoczyli już z miasta i otworzył się przed nimi biały od światła reflekto- rów trakt gościńca, Groszek spytał: Ale dlaczego wcześniej Kapitan nam o tym wszystkim nie powiedział?Kapitan uważnie minął trzy ciężarówki, przeskoczył na pełnym gazie dwa zakręty idopiero wtedy odpowiedział: Po pierwsze, nie mieliśmy jeszcze ustalonych wszystkich szczegółów.Było dużoochotniczych zgłoszeń od różnych samolotów i musiały się w związku z tym wypowiedziećaż dwa mózgi elektronowe, zanim wybraliśmy  Jaka.A po drugie, miejsce tamtego lądowa-nia udało się nam zlokalizować dopiero w ostatniej chwili.Dopiero wtedy, kiedy usłyszeliściesygnał. Aha!  powiedziała Ika.A potem trąciła Groszka łokciem. Ty  szepnęła. Co to znaczy: zlo-ka-li-zo-wać?Groszek mądrze odchrząknął, ale nic mu to nie pomogło.Nie zdążył też nic zastępczegowymyślić, bo akurat Kapitan zatrzymał się przy zamkniętym przejezdzie kolejowym i dosły-szał pytanie Iki.Nie roześmiał się, bo to ostatecznie nic śmiesznego, że będąc bardzo młodąosobą nie zna się różnych słów.Tak to już jest, że każdy się uczy jakichś nowych słów  i todo samego końca życia.Więc Kapitan był poważny i uprzejmy. To znaczy  powiedział  znalezć właśnie to miejsce. Które? No właśnie t o, o które chodzi. Aha  powiedziała Ika. Już rozumiem.Dopiero tym razem Kapitan pokazał, co potrafi.Pędził, jakby chciał przegonić blaskwłasnych świateł.Zaś Ika i Groszek siedzieli w milczeniu, chwytając się tylko oparć naostrzejszych zakrętach.Siedzieli w milczeniu, bo i o czym mówić? Przed kilku zaledwiedniami zdawało się im, że przeżyli Wielką Przygodę.No i dobrze.Mała nie była.Ale jak t ęterazniejszą nazwać?Zresztą nie to było naprawdę ważne.Ważniejsze było oczekiwanie: co dalej?Zniknął nagle z oczu zwykły dzień i jego powszednie sprawy.Gdzieś na szarej i żółtejjak lwia skóra pustyni leży zaginiony samolot.Nad nim przetacza się burza.Ludzie z samo-lotu czekają na ratunek.Wiedzą, że radio jest uszkodzone, że taki samolot na pustyni to mniejniż ziarnko piasku na ogromnym placu, że tylko jakiś niezwykle szczęśliwy przypadek możeich uratować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki