[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przed świtem starano się dojść do wsi czy kolonii, w których oddział miałpozostać przez dzień.Ze względu na brak dużych kompleksów leśnych nie mieli, jakoddziały w innych częściach kraju, swych baz i obozowisk w lasach.Biwakowali tamjedynie wtedy, gdy zaciskały się wokół nich kleszcze obławy, a w okolicznych wsiachstacjonowały grupy operacyjne UB, KB W i WP.Po przyjściu na miejsce zajmowali kwatery nie w gospodarstwach należących doczłonków placówki, lecz w tych, które oni wskazali.Wieś blokowanoposterunkami, które wszystkich do niej wpuszczały,156ale nikogo nie wypuszczały.Dzień, jeśli nie wykonywano żadnej akcji, przeznaczonybył na odpoczynek, porządkowanie odzieży i rynsztunku, czyszczenie broni.Wychodzące na akcje plutony i drużyny po jej wykonaniu zazwyczaj wracały domiejsca zakwaterowania, by o zmierzchu opuścić je wraz z całym oddziałem.Gdywykonanie wyznaczonego na dany dzień zadania wymagało zaangażowaniawszystkich sił, po akcji już nie wracano na poprzednie miejsce postoju.Szybkimmarszem oddział szedł gdzie indziej, starając się przebyć w ciągu nocy jak najdłuższyodcinek.Za wszystko, co otrzymali w gospodarstwie  mleko, posiłki dla ludzi, paszę dlakoni  płacono rzetelnie.Często z nawiązką.Bzdury wypisywali różni kronikarze walk o utrwalenie władzy ludowej", twierdząc, że  Orlik" nakładał na chłopówkontrybucje i ściągał z nich podatki.Jeśliby rzeczywiście tak czynił, sprawiając w tensposób, że miałby przeciw sobie również i chłopstwo, ani on, ani jego ludzie nieutrzymaliby się nawet przez kilka dni.Partyzanci rozliczali się z rolnikami co dogrosza, a ich stosunek do nich zawsze był bez zarzutu, czego dowódcy bardzo uważniepilnowali.Dyscyplina w oddziale panowała surowa.Od samogonu partyzanci wprawdzie niestronili, ale pito go w miarę i jedynie wtedy, gdy dowódcy wyrazili na to zgodę, niezagrażało żadne niebezpieczeństwo, nie sposobiono się do akcji.Stojących naubezpieczeniu obowiązywała absolutna trzezwość.O jakichkolwiek zalotach wstosunku do kobiet i dziewcząt, które sobie tego nie życzyły, też nie było mowy.Ale jeśli nie miały one nic przeciw temu  a tak bywało często  wówczas dowócynie ingerowali.Wszelkie odstępstwa od tych zasad były surowo karane.Zdarzały sięone rzadko, bo partyzanci nie byli przecież głupcami i rozumieli, że upijając się lubczyniąc sobie wrogów z gospodarzy  kręcą stryczek na własną szyję.Gdy jednak dochodziło do takiego incydentu,  Orlik" był bezwzględny.Innym być nie mógł.Sprawców rozbojów, których parę się zdarzyło, ukarano śmiercią.Ale to właśnie sprawiało, ze obudzeni przed świtem chłopi, widząc za oknempartyzantów, nie zapierali drzwi, nie wszczynali alarmu, lecz życzliwie przyjmowalinie zapowiadanych gości, podejmując ich czym chata bogata.We wsiach, w którychoddział często kwaterował, witano partyzantów, jak starych, dobrych znajomych.Chłopi zwracali się do nich po imieniu, przekazywali im różne informacje, kobiety zmiejsca brały się do gotowania, prania i cerowania mundurów i bielizny.Głównymzródłem tej życzliwości było zaś to, że w partyzantach widziano757nie najemników, wykonujących rozkazy  ruskich", nie funkcjonaruszy władzy, którejnikt nie wybierał, a która szarogęsiła się coraz bardziej, nie złodziejaszków iniepiśmiennych parobków, poprzebieranych w mundury i manifestujących swąważność, lecz swoich, bliskich znajomych.Dziwić się temu nie sposób: przecież wcałym obwodzie trudno byłoby wskazać wieś, w której żołnierze  Orlika"  zoddziału, z drużyn dywersyjnych, z placówek  nie mieliby krewnych, powinowa-tych, przyjaciół czy kolegów.Wśród nich rodziców, braci, siostry.Byli oni dla nichkrwią z ich krwi i kością z ich kości.Nie odnosi to się do przybyłego ze Skrobowa plutonu, który składał się z ludzi zróżnych środowisk i z różnych części kraju, także i z dawnych kresów wschodnich, alei oni szybko znalezli wspólny język zarówno z żołnierzami  Orlika", jak i zmiejscową ludnością.Walnie im w tym dopomogli ich nowi towarzysze broni,doświadczeni, ostrzelani w licznych okazjach partyzanci:  Lis",  Krakus",  Tek"(Tadeusz Osiń-ski),  Sosna" (Stanisław Królik) i wielu innych, znających tu każdyprzysiółek i niemal w każdym z nich mających oparcie.Ta życzliwość, okazywana oddziałowi przez ludność, pomoc, jaką mu niosła,wszechstronne z nim współdziałanie stanowiły jego siłę, czego nie doceniali ci, którzychcieli go zniszczyć.To one ratowały partyzantów w najcięższych dniach: w pierwsząpo odejściu Niemców zimę, w czasie obław i pacyfikacji, wtedy, gdy oddział trzebabyło dzielić, a ludzi ukrywać we wsiach.W sumie jednak było trudniej niż w latach wojny.Zaostrzyły się podziały wśródludności, niełatwo przychodziło rozróżnić przyjaciół od wrogów.W lipcu 1945 r., po przyjezdzie do kraju Stanisława Mikołajczyka i jego wejściudo zdominowanego przez komunistów Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej,uznanego przez większość państw, po rozwiązaniu się Delegatury Rządu RP na Krajoraz Rady Jedności Narodowej, aktywność zgrupowania  Orlika", w poprzednichmiesiącach ogromna, uległa przejściowemu osłabieniu.Część ludzi  Orlik", zgodniez przekazanymi mu rozkazami, rozpuścił, zapewniając im możliwość powrotu wtedy,gdy sytuacja będzie tego wymagać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki