[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie usłyszałem, jak Ja zwraca się do pozostałych przy życiu, proponując imdarowanie życia, jeżeli się poddadzą.Za jego plecami stał Perry i domyślałem się, że tengest łaski zawdzięczali jego prośbie, czy też rozkazowi, gdyż żaden Pellucidarczyk niepomyślałby o okazywaniu wyrozumiałości pokonanemu wrogowi.Wojownicy, mając do wyboru śmierć lub niewole, wybrali te drugą i chwilę pózniejzostali zabrani na pokład feluki.Na jej dziobie zauważyłem wielkie litery, układającesię w słowo  Amoz.W tym świecie nikt, poza mną i Perrym, nie potrafił tego napisuprzeczytać.Gdy więzniowie znalezli się już na statku, Ja podpłynął do naszego czółna.Wyciągnęło się ku nam wiele chętnych rąk, oferujących pomoc przy wejściu na pokład.Brązowe twarze Mezopów rozjaśnione były uśmiechami, a Perry z radości zachowywałsię niemal jak szaleniec.Dian weszła jako pierwsza, potem Juag, a ja zostałem jeszcze w czółnie, chcąc pomócRadży i Rani wdrapać się na pokład, gdyż wiedziałem, co by się stało z jakimkolwiekMezopem, który usiłowałby ich dotknąć.W końcu jaloki znalazły się na statku,wywołując tam wielkie poruszenie, gdyż nikt z obecnych na pokładzie jeszcze nigdy niewidział, aby dzika bestia była w takiej zażyłości z człowiekiem.Perry, Dian i ja mieliśmy tysiące pytań, musieliśmy jednak poczekać trochę z ichzadawaniem  przecież bitwa z siłami Hooji dopiero się rozpoczęła.Z niewielkichpokładów dziobowych większości statków raz za razem odzywały się wykonane przezPerry ego działa, plując dymem i ogniem, grzmiąc i siejąc śmierć.Powietrze drżałood ich ryku.Jednak armia Hooji składała się z dzikich, nieustraszonych wojowników podpływali do statków, by zmierzyć się w śmiertelnej walce z ich załogami.Jak zauważyłem, marynarskie umiejętności wyspiarzy z plemienia Ja pozostawiałybardzo wiele do życzenia.Najwyrazniej Perry wyruszył w ten rejs natychmiast poukończeniu budowy floty.Ta niewielka wiedza na temat manewrowania felukami, jakąkapitanowie i załogi posiadały, musiała zostać przez nich nabyta już po wyruszeniuw drogę.Doświadczenie jest znakomitym mistrzem, sporo już ich nauczyło, jednakwyraznie musieli się jeszcze bardzo wiele dowiedzieć.Przeszkadzali sobie wzajemnie,starając się zająć jak najdogodniejszą pozycje, a dwa razy strzały z dział niemal trafiływ nasze własne statki.103 Natychmiast po znalezieniu się na pokładzie podjąłem starania, by jakoś zaradzićtej sytuacji.Moje rozkazy były przekazywane ze statku na statek i w końcu udało misię utworzyć z pięćdziesięciu feluk coś w rodzaju linii, z okrętem flagowym na czele.Począwszy od tej chwili zaczęliśmy powoli okrążać nieprzyjaciela.Czółna kierowałysię prosto ku naszym statkom, usiłując podpłynąć do burt i zająć pozycje dogodną doabordażu, ale dzięki temu, że wszystkie nasze okręty płynęły w tym, samym kierunkumogliśmy uniknąć stawania sobie na linii strzału i zyskaliśmy możliwość prowadzeniaciągłego ognia z dział i ręcznej broni, bez narażania na niebezpieczeństwo naszychtowarzyszy.Hoojanie uparcie na nas napierali, a my równie uparcie rozbijaliśmy ich łodziei topiliśmy wojowników.To była niemal rzez.Od czasu do czasu krzyczałem do nich,aby się poddali, obiecując, że jeśli to zrobią daruje im życie.Bez skutku.W końcuzostało już tylko dziesięć nieuszkodzonych łodzi.Ich załogi uznały, że mają dosyći postanowiły uciec.Myśleli, że ich wiosła wystarczą, by zostawić nas w tyle  to byłożałosne.Rozkazałem wszystkim statkom wstrzymać ogień, a potem ruszyliśmy za nimi.Wiała przyjemna, łagodna bryza i płynęliśmy za uciekinierami tak lekko i z taką gracjąjak łabędzie na stawie w parku.Gdy się do nich zbliżyliśmy, dostrzegłem w ich oczachnie tylko niepokój, ale również zachwyt. Rzućcie broń i wejdzcie na nasz pokład  krzyknąłem do załogi najbliższej łodzi. Nie stanie się wam nic złego.Nakarmimy was i odwieziemy na kontynent.Potemodejdziecie wolno, jednak pod warunkiem, że przyrzekniecie już nigdy nie podnieśćbroni przeciw Imperatorowi Pellucidaru.Przypuszczam, że najbardziej z mojej przemowy zainteresowała ich obietnicaposiłku.Jednak nie bardzo mogli uwierzyć, że ich nie zabijemy.Dopiero gdy pokazałemim wziętych wcześniej do niewoli jeńców, żywych i zdrowych, wielki Sagoth zapytałmnie, jakie mogę dać gwarancje, że dotrzymam obietnicy. %7ładnych, poza moim słowem  odpowiedziałem. A nie mam zwyczaju gołamać.Pellucidarczycy przywiązują do danego słowa dosyć dużą wagę, więc Sagothprawdopodobnie uwierzył.Nie mógł jednak zrozumieć, dlaczego nie chce ichzabić.Jedynym wytłumaczeniem, które mógł przyjąć byłby zamiar zrobienia z nichniewolników, ale przecież obiecałem puścić ich wolno.Wódz Mezopów także nie bardzomógł dopatrzyć się sensu w moim planie.Uważał, że powinniśmy ścigać wszystkieuciekające łodzie i po kolei je zatapiać.Ja jednak nalegałem na wzięcie tak wielu jeńców,jak to będzie możliwe, a potem uwolnienie ich na kontynencie. Ci wojownicy  tłumaczyłem  natychmiast po odzyskaniu wolności wrócą nawyspę Hooji, do miast Mahar, z których przybyli lub do swoich krajów, skąd którychzostali przez Mahary porwani.Należą do dwóch ras i pochodzą z wielu krain [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki