[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostatnio nie zjawiało się tu tak wielu konkurentówjak wcześniej.Jemu zaś zależało na zawarciu sojuszu z naszym królestwem.- Ale muszę cię ostrzec, Wasza Królewska Mość - powiedział lojalnie.- Moja córka jestdumna, miewa humory i nie przyjmuje nikogo.Całymi dniami siedzi przy oknie i oddajesię marzeniom.- Pozwól, Wasza Królewska Mość - odparłem.- Wiesz, że mam uczciwe intencje.Po prostuwskaż mi drzwi do jej komnaty i zostaw resztę mnie.Siedziała przy oknie tyłem do drzwi i nuciła coś cicho, a jej włosy, skupiające na sobie blasksłońca, wyglądały jak spienione złoto.Moja najdroższa! Miała na sobie suknię z różowego aksamitu, ozdobioną srebrnymi listkami.Jakże pięknie ten strój uwydatniał zgrabne ramiona.Ramiona tak soczyste jak reszta ciała,pomyślałem.Są tak słodkie, że chciałoby się je wycisnąć jak smakowite owoce.Gdybymteraz mógł spojrzeć na jej piersi.i te oczy.Znowu targnął mną ten silny, wyimaginowany cios w serce.Stanąłem tuż za nią, a gdy drgnęła, wyczuwając czyjąś obecność, nakryłem jej oczy dłoniąobleczoną w rękawicę.- Kto się ośmielił?! - szepnęła.W jej głosie zabrzmiał lęk połączony z błaganiem.- Cicho, księżniczko - odparłem.- Oto przybył twój pan i władca, konkurent, którego nieodważysz się odrzucić!- Laurent! - jęknęła.Odsunąłem dłonie z jej powiek, a ona wstała, odwróciła się i padła wmoje ramiona.Zacząłem całować ją namiętnie, niemal miażdżąc jej wargi.Była wspaniała iuległa jak wtedy, pod pokładem statku, tak samo soczysta i rozgorączkowana, iniepohamowana.- Laurent, chyba nie przyjechałeś naprawdę prosić o mą rękę?- Prosić, księżniczko, prosić? - odparłem. Przybyłem tu z poleceniem! - Językiemrozwarłem szeroko jej usta, mocno ścisnąłem piersi przez różowy aksamit.- Masz mniepoślubić, księżniczko.Będziesz mą królową i niewolnicą.- Och, Laurent, nie śmiałam nawet marzyć o takiej chwili! - szepnęła.Na jej twarzy pojawiłysię prześliczne rumieńce, oczy błyszczały.Na nodze czułem przez suknię żar jej ciała.I znowu doznałem przypływu miłości, przemożnej i połączonej z oszałamiającym poczuciemposiadania i władzy.Objąłem ją mocniej.- Idz do ojca, powiedz mu, że będziesz moją żoną, że wyjeżdżamy do mego królestwa.Potemwróć tutaj!Posłuchała bez sprzeciwu, a gdy wróciła, zamknęła za sobą drzwi i spojrzała na mnieniepewnie.- Zarygluj drzwi - poleciłem.- Wyjedziemy za parę chwil i chcę cię posiąść dopiero w moimkrólewskim łożu, ale najpierw muszę przygotować cię odpowiednio do podróży.Zrób,co ci powiedziałem.Zasunęła rygiel i podeszła do mnie - uosobienie piękna.Sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem dwaprezenty od królowej Eleanory: dwie złote małe klamerki.Różyczka nakryła usta dłonią.Czarujący gest, lecz daremny.Uśmiechnąłem się.- Tylko nie mów mi, że będę musiał tresować cię od nowa - powiedziałem.Pogroziłem jejpalcem i pocałowałem szybko.Wsunąłem dłoń w jej obcisły stanik i zatrzasnąłem klamerkę na jednym sutku, następniepotraktowałem tak samo drugi.Drżenie przebiegło jej ciało - od pasa po otwarte usta.Takacudowna udręka.Wyjąłem z kieszeni drugą parę klamerek.- Rozsuń nogi - poleciłem. Ukląkłem przed nią, zadarłem wysoko suknię i sięgnąłem ręką, aż poczułem jej nagą wilgotnądrobną płeć.Ależ była spragniona i gotowa! Kochana Różyczka! Sam widok jejrozpromienionej twarzy mógł doprowadzić mnie do szału.Ostrożnie zapiąłem klamerki na jejwilgotnych sekretnych wargach.- Laurent - wyszeptała.- Jesteś bezlitosny.- Znajdowała się już w stanie odpowiedniej udręki,do czego przyczyniałysię zarówno lęk, jak i oszołomienie.Doprawdy, miała nieodparty urok.Przyszła kolej na najcenniejszy prezent od królowej Eleanory: wyjąłem z kieszeni małą fiolkęz bursztynowym płynem, otworzyłem ją i przez chwilę upajałem się intensywnym zapachem.Wiedziałem, że muszę używać tej substancji bardzo ostrożnie.Ostatecznie moja kruchaukochana nie była silnym konikiem, nawykłym do takich środków.- Co to?- śś! - Przytknąłem palec do jej ust.- Nie zmuszaj mnie, bym wy chłostał cię już teraz.Chcę, aby to się odbyło w mojej sypialni, gdzie będę mógł cię wysmagać jak należy.Nie odzywaj się.Przechyliłem fiolkę i wylałem sobie kilka kropel na palec chroniony rękawiczką, potemjeszcze raz zadarłem suknię i rozsmarowałem płyn na drobnej łechtaczce i rozedrganychwargach.- Och, Laurent, to jest.- Rzuciła mi się w ramiona, a ja objąłem ją mocno.Czułem, jakcierpi, jak dygocze, z trudem powstrzymując się przed zaciśnięciem ud.- Tak - potwierdziłem.Była w niej sama słodycz.- Będziesz czuła swędzenie przez całądrogę, dopóki nie znajdziemy się w moim zamku; tam wyliżę wszystko, co do kropli,a potem wezmę cię tak, jak na to zasługujesz.Jęknęła i mimo woli poruszyła gwałtownie biodrami, gdy specyfik zaczął działać.Ocierała sięo mnie piersiami, w nadziei na ulgę, nie odrywała ust od moich warg.- Laurent.dłużej tego nie zniosę.- dyszała między pocałunkami.- Laurent, umrę dlaciebie.Nie każ mi cierpieć zbyt długo, błagam, nie możesz.- śś, to nie zależy od ciebie - upomniałem ją czule.Jeszcze raz sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem niedużą uprząż z przyczepionym do niejfallusem.Na jego widok Różyczka nakryła usta dłońmi i z wrażenia aż zmarszczyła czoło.Nie stawiała jednak najmniejszego oporu, kiedy ukląkłem, aby wsunąć fallus między jejpośladki, tak głęboko, by nie wypadł z powrotem, i zabezpieczyłem go, mocując uprzążwokół ud i w pasie.Mogłem oczywiście nałożyć trochę piekącej substancji na czubek fallusa,ale to byłoby może zbyt brutalne.A przecież wszystko było dopiero przed nami, czyż nie?Mamy jeszcze wiele czasu.- Chodzmy, kochanie, wyjeżdżamy - powiedziałem i wstałem.Różyczka promieniała zeszczęścia i była cudownie uległa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki