[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zacząłem zatem wygaszaćmelodię tak gładko, jak potrafiłem.Wszyscy inni robili to samo: ściągali wściekłą,przerażoną, walczącą rybę, w którą każdy z nas wbił swój własny, odrębny haczyk.Jenna-Jane była w ekstazie.Nie spodziewała się tak spektakularnych wynikówjuż przy pierwszej próbie.Nim zdążyliśmy ustalić, jak się z tym czujemy, iprzedyskutować co właśnie zrobiliśmy, weszła z drugą ekipą: nie egzorcystów, leczjasnowidzów i telepatów, tworzących równie eklektyczne i zróżnicowane grono jaknasza grupa.Zostaliśmy zastąpieni, bo odegraliśmy już swoją rolę.Wkrótce potem zerwałem moje związki z kliniką przy Praed Street iodmawiałem Jennie-Jane, gdy próbowała skusić mnie na repetę.Czytając międzywierszami, wiedziałem, że sporo innych egzorcystów, którzy byli tam tego dnia,podzielało mój niepokój, wyrzuty sumienia i wstyd.Nigdy nie zdołała zgromadzićznów w jednym miejscu tak wielu talentów i Rosie Crucis pozostawała wyjątkiem.Jej imię i nazwisko stanowi prywatny dowcip J-J.W jakiś sposób wiązało się zprawdziwą tożsamością wywołanego przez nas ducha, a jednocześnie ukrywało jąprzed ujawnieniem w przypadkowej rozmowie.Było to ważne, ponieważ - by pozostaćprzy wędkarskiej metaforze - teraz, kiedy Rosie została złowiona, J-J nie miałanajmniejszego zamiaru wypuszczać jej z powrotem.Plan miała następujący: pozwolić - czy może zachęcić - Rosie do opętaniajednego z telepatów, tak by jej duch pozostał zakotwiczony w świecie żywych.J-Jprzygotowała dla niej możliwie najbogatszy bufet: obie płci, w każdym możliwymwieku, wszystkie rasy, szkoły i wyznania, od klasycznego spirytualizmu po wariackiesekty millenijne, od ascetycznych wyznawców Swedenborga po zaplutych ispienionych Blavatskiego.Rosie zupełnie nieoczekiwanie wybrała jednak samą J-J i żyła (z brakulepszego określenia) w niej dwadzieścia dni i dwadzieścia jeden nocy, podczas którychJ-J zdychała z migreny i psychosomatycznych bólów mięśniowych.Byłaby to słodkazemsta: tyle że Rosie nie wiedziała wówczas, komu ma dziękować za swe opóznione inieoczekiwane zmartwychwstanie, więc zapewne wybór stanowił czysty przypadek.Tak czy inaczej, dwudziestego pierwszego dnia Rosie pozwoliła się przenieść wmłodzieńca z Cambridge nazwiskiem Donnie Collett i to był początekzaimprowizowanej sztafety, która trwa do dziś.Ochotnicy z oddziałów OM w całymkraju, a także z uniwersyteckich wydziałów filozofii i teologii, którzy wciąż nie poznalisię na J-J, wpisują się na listę, ofiarując swoje ciała na okres do tygodnia, przyjmującw sobie Rosie i dostarczając jej doczesnej powłoki tak, by ontolodzy z Praed Streetmogli nadal przesuwać granice naszej wiedzy na temat życia, śmierci i etapu, naktórym podają sobie ręce.Istnieje też druga, zupełnie inna grupa wsparcia: ludzie, którzy przychodząrozmawiać z Rosie i zajmują jej umysł.Ponieważ Rosie nie żyje, nie może spać, aosoba, która ją gości, śpi i zazwyczaj budzi się wypoczęta i odświeżona jak po tygodniuw spa.Sama Rosie potrzebuje ciągłej stymulacji umysłowej.A ponieważ J-Jkategorycznie odmówiła wypuszczenia jej z oddziału, tej stymulacji należy dostarczaćna miejscu.Ogląda mnóstwo filmów DVD (J-J wydała embargo na telewizję), czytamnóstwo książek i rozmawia bez końca z każdym, kto zechce słuchać - z nieustanniewłączonym w tle cyfrowym dyktafonem.Już od dobrych kilku lat stanowiłem część owej grupy wsparcia.Możeuważałem, że winien jej jestem przeprosiny za moją rolę w sprowadzeniu Rosie bezpytania z mroku.Ale też lubiłem jej towarzystwo, a czasami stanowiła użytecznąsłuchaczkę do sprawdzania teorii.Nie wiem, kim była za życia (twierdzi, że niepamięta), ale umysł ma ostry jak brzytwa.Zmierć jedynie zniszczyła otaczającą jąpowłokę.Zawsze jednak planowałem swe wizyty tak, by Jenny-Jane nie było akurat naoddziale - podczas jej wyjazdów na wykłady czy wymuszania funduszy od organizacjicharytatywnych z nieprecyzyjnymi regulaminami.Dziś od swych wtyczek wewnątrzwiedziałem, że jest na miejscu.Dziś zatem mogłem dostać się do Rosie jedyniepoprzez J-J.A samo dotarcie do J-J już stanowiło problem.Klinika bardziej niżkiedykolwiek przypominała fortecę.Teraz drzwi frontowych strzegli strażnicy:musiałem wyjaśnić z czym przychodzę i zaczekać na autoryzację z góry.Potem,wędrując korytarzami znajomo cuchnącymi zastarzałym moczem, zauważyłemprzyciski alarmowe opisane krótkimi kodami alfanumerycznymi.Tabliczka obokkażdego przypominała przechodzącym, że jakiekolwiek naruszenie procedurzamknięcia będzie się wiązać z natychmiastowym zwolnieniem i że w razie naruszeniaizolacji pracownicy ochrony zbiorą się w miejscu, z którego ogłoszono alarm, atymczasem cała reszta personelu uda się natychmiast na wyznaczone miejsca zbiórki.Przypominało to moje najgorsze wspomnienia z wakacyjnych ośrodków kolonijnych,tyle że tu było nieco mniej drutu kolczastego.Jennę-Jane zastałem w mniejszym z jej dwóch gabinetów - tym wychodzącymna otwartą przestrzeń roboczą oddziału, tak jak budka dróżnika wychodzi natorowisko.Idąc tam, zastanawiałem się gorączkowo, jak sformułować prośbę.Nie takdawno mogłem po prostu wpaść i przywitać się z Rosie bez żadnych bajerów.Potemjednak J-J przyłapała jednego z gości wnoszącego wiadomości dla Rosie i przykręciłaochronę o parę oczek.Miała teraz w swym cyrku sporo innych pierwszorzędnychokazów, ale Rosie była pierwsza i nadal stanowiła klejnot w koronie - duch wciążpozostający na ziemi po ponad pięciuset latach.Toteż J-J obserwowała wszystko, cosię z nią wiązało, zazdrosnym okiem, które, podobnie jak oczy Rosie, nigdy się niezamyka.Zastukałem do drzwi.J-J uniosła głowę znad grubego pliku papierów, nadktórymi się pochylała, posłała mi uśmiech - szeroki, pozbawiony znaczenia uśmiechmający mówić, że nie posiada się z radości na mój widok.I faktycznie, mówił to, alekłamał przez aż nadto widoczne zęby.- Feliksie - rzekła ciepło, wstając i okrążając biurko.Próbowałem uniknąć kontaktu cielesnego, ale mi nie pozwoliła.Ucałowałamnie w prawy policzek, a potem doprawiła w lewy, w stylu europejskim.Tooznaczało, że szóstym zmysłem na moment wniknąłem w kłębowisko żmij tworzącejej umysł.Było to coś, bez czego w tym momencie świetnie bym się obszedł.Ktoś mówił mi kiedyś, że J-J naprawdę nie nazywa się Mulbridge, tylko Mulleri że urodziła się w ruinach Essen, gdy Trzecia Rzesza wciąż dogorywała wśmiertelnych drgawkach.Jeśli to prawda, to dysponowała najlepszą imitacjąpogodnego, nieszkodliwego angielskiego akcentu z możliwie wyższych klaspodupadłej-arystokracji-ale-lepiej-o-tym-nie-mówmy, jaki kiedykolwiek słyszałem.Podobnie jak większość tego, co wiązało się z Jenną-Jane, stanowił on podstęp mającyzwabić rozmówcę dość blisko, by mogła zadać mu cios w serce.Nie zmieniła się ani o mikrometr: nadal była drobna, schludna i nieodmienniesłodka.Musiała dobijać już sześćdziesiątki, lecz jej ciało najwyrazniej uznało, żeczterdziestka z hakiem to dobry wiek, i trzymało się go.Włosy miała siwe, ale teżzawsze takie były.U niej stanowiły nie tyle oznakę wieku, ile raczej to, co widzimy,kiedy zdrapiemy farbę z burty krążownika.I podobnie jak w przypadku krążownika, zwierzchu była bezbarwna, gładka i nieprzenikniona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Bruce Lansky [Girls to the Rescue 02] Girls to the Rescue Book 2 (pdf)
- Warren Adler Wojna państwa Rose 02 Dzieci państwa Rose
- Hieber Leanna Renee Percy Parker 02 Walka wiatła i mroku o Percy Parker (2)
- Coulter Catherine Gwiazda 02 Dzika gwiazda
- Kallysten [Blurred Trilogy 02 Blurred Bloodlines (pdf)
- § Trigiani Adriana Pula szczęcia 02 Pula marzeń
- Anne Stuart Czarny lód 02 Zimny jak lód
- Reynard Sylvain Piekło Gabriela 02 Ekstaza Gabriela
- Broadrick Annette Bracia z Teksasu 02 Zaloty po teksasku
- Bidwell George Michał i Pat 02 Synowie Pat
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- andsol.htw.pl