[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie no, serio, co tu robisz? - powtórzyła.- Pracuję, do cholery.W porządku?- Nie kiedy powinieneś być ze swoim małym słodkim ciasteczkiem.Zadrwił.- Co ty tu robisz?183- Jestem z tym dupkiem.Przywiózł mnie po mój samochód,żebyśmy mogli wrócić do domu.Razem.- Gratulacje.- Nieważne, jakby to miało trwać tydzień.Jednak powiedziałammu, że jeśli jeszcze raz mnie tak załatwi, zrobię mu apa, o którym ostatniomyślał.Kiedy będzie spał.- Cholera, dziewczyno.To nie jest zgodne z prawem.- Cóż, zobaczyłam, że tu jesteś.Chciałam cię sprawdzić.- Mogłem być tu bardzo zajęty nią, jak zapewne wiesz.- Yum.Mówiłam ci już kiedyś, że mam tendencje do podglądania?- Och, Boże.Starla pomachała mu i zniknęła z oczu, jej głos był coraz słabszy,kiedy udawała się do drzwi.- Dobranoc Brian.Nie poddawaj się chandrze.Ona nie jest tegowarta.Idz poruchaj, czy coś.To było ich panaceum na wszystko, tak? Dziewczyna z tobązerwała? Poruchaj.Nie masz kasy? Poruchaj.Zbliża się Armagedon?Poruchaj więcej.Westchnął i wrzasnął:- Nie mam chandry! - jak tylko drzwi zamknęły się za nią.Miałnadzieję, że pamiętała, żeby je zamknąć.Ruchanie pewnie nie uleczynapadu z bronią w ręku albo kulki w głowę.Chociaż pewnie by sięspierali.Na szczęście zbliżał się koncert.Im więcej gówna się na niegozwalało, tym bardziej miał skłonność, żeby zamknąć całkowicie salon ipozwolić wszystkim mieć dzień dla siebie.W rzeczywistości to było to,184czego potrzebował.Długi weekend z najlepszymi kumplami iprzyjemnościami, o jakich tylko zamarzą.Ojciec prawdopodobnie miał bypretensje, że ośmielił się zamknąć.Do diabła z tym.Dzień, w którymstaruszek nie dostanie swojej zapłaty będzie dniem, w którym będziemógł narzekać.185Rozdział 12Candance topiła się.Powoli.Dławiła się, nie mogąc złapać tchu,umierała.Każdego dnia bardziej.Och, przestań być tak cholernie melodramatyczna.Chwytając srebrne sztućce i wpatrując się ślepo w jedzenie,próbowała dostroić się do uprzejmych rozmów wokół niej.To byłoniemożliwe.Głos jej matki był w jej umyśle niczym pisk paznokciprzejeżdżających wzdłuż tablicy.Dwulicowość Deanne potęgowałauczucia, a jej przesłodzona cukierkowość szarpała nerwy Candance, dochwili, aż były napięte do granic możliwości.Jeśli choćby jeden z nichzostanie poruszony w niewłaściwy sposób stanie się coś złego.Musiała jedynie przejść wzdłuż ołtarza z ramieniem owiniętymwokół Stephena, który teraz siedział obok niej przy stole na próbnymobiedzie, trzymając się tego jakże-och-uroczego wyglądu przed innymigośćmi.Tylko ona zauważyła, jak gapi się na jej piersi.A jej top nieodkrywał nawet skóry.Ani śladu rozcięć czy przezroczystości.Prawdopodobnie przypominał sobie noc, kiedy jego łapska na nich byłybez jej zgody, jeśli to w ogóle możliwe, żeby pamiętał ten pijacki wyskok.Kiedy prawie zakrztusiła się przez coś, co włożyła na widelcu do ust,szybko pociągnęła łyk wina zanim jej oczy zaczęły wilgotnieć.Tak, umierała.Niech ktoś zabierze mnie daleko stąd.Ktoś,ktokolwiek.Nie ma to znaczenia.- Jak idzie w szkole? - zapytał ją Stephen.- Co studiujesz?- Studiuję na kierunku praca socjalna - odpowiedziała miękko,mając nadzieję, że nie przyciągnie uwagi matki.Ale nie miała szczęścia.Wzrok Sylvii powędrował przez stół prosto w ich stronę.186 - Czy możesz to pojąć, Stephen? - dogryzła, krzyżując palce.- Takbardzo staraliśmy się, żeby Candace była nauczycielką.Tak dobrze radzisobie z dziećmi.I Bóg mi świadkiem, jak wielu z nich potrzebuje dobregowzoru.Candace uważnie modelowała głos, desperacko próbując nieprzekroczyć tej krytycznej krawędzi, by nie zwracać na siebie uwagiinnych gości.- Mamo, wciąż mogę dawać dobry przykład.- Nie spoglądając naStephena, wymamrotała: - Moim ostatecznym celem jest być LPC36.Alemogę pracować dla CPS37 i robić też inne rzeczy.Pomagać ludziom,którzy tego potrzebują.Zauważyła, że przytaknął jej punktowi widzenia, ale nie potrafiłaokreślić, na ile był tym zainteresowany.Nawet jej to nie obchodziło.- Nie wiem - kontynuowała Sylvia, bardziej do Stephena niż doniej - ale nie lubię tego pomysłu.Biorąc pod uwagę z kim będzie siękontaktować.- Cóż, to szlachetne aspiracje pani Andrews.Powinna pani być zniej dumna.- Tak oczywiście, oczywiście.Jesteśmy dumni.Racja.Matka prawie cofnęła jej pieniądze na czesne, kiedyzmieniła kierunek, jeśli tata nie wybiłby jej tego z głowy.To ją zaskoczyło,bo zazwyczaj popierał jej matkę, która kontrolowała każdy jej ruch,kierując nią po mistrzowsku jak marionetką.To, że się w czymś takim niezgodzili było zaskoczeniem dla Candance
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Lynn Sandi Miłoć po miłoci
- Stormy Glenn & Lynn Hagen [Phoenix Rising 02] Kyle's Return [Siren Classic ManLove] (pdf)
- Lynn Hagen [Zeus's Pack 03] Knox [Siren Menage Everlasting ManLove] (pdf)
- Stormy Glenn & Lynn Hagen Elite Force 01 Second Chances
- Lynn Lorenz Rougaroux Social Club 03 Bayou Loup
- Lynn Sandi Miłoć, pożšdanie i ... 02 Dwa serca
- Kaplan Janice & Schnurnberger Lynn Moje sš wyjštkowe!
- Kurland Lynn De Piaget 01 Czas na marzenia
- Erickson Lynn Musimy sobie pomóc
- § Mitchell Daw
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- andsol.htw.pl