[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cotygodniowy program dla mo-jego duetu?Ken rozważa propozycję, skubiąc się ręką po swej idealnie gładkiej brodzie.Ktoś powi-nien mu chyba powiedzieć, że gest znacznie nabiera na wymowności, gdy jest się na tyle doro-słym, by mieć w tym miejscu nieco zarostu.- Widzę to - powiada w końcu.- Będzie się nazywać.- na chwilę milknie i strzela palca-mi, dając znać, że oto właśnie w jego mózgu zachodzi prawdziwa burza.-  Popołudniowe roz-kosze"!Spoglądamy z Kirkiem na siebie.- Zwietne, prawda? - dopytuje się bardzo z siebie zadowolony Ken.- Te dwuznaczności.Program pójdzie po południu.Kirk już występuje w popołudniowym serialu.I będziecie przy-gotowywać wyśmienite desery.RL - Jestem rozczarowany - szepcze mi do ucha Kirk.- Sądziłem, że  popołudniowa roz-kosz" oznacza odrobinę miłego seksu.- Błagam, bity tydzień zajęło mi, żeby przygotować się do gotowania w telewizji -odpowiadam rozbawiona.Ale czuję, że się rumienię i ulegam ogólnemu podekscytowaniu.Na-prawdę zostaną gwiazdą małego ekranu? Czy obcy ludzie na ulicy będą mnie prosić o autograf?A może Stila nazwie moim imieniem swoją najnowszą pomadkę?Zaczynam już sobie wyobrażać swoje przemówienie na ceremonii przyznania ZłotychGlobów - najpierw powinnam podziękować Kirkowi czy też raczej Bradfordowi? - gdy do akcjiwkracza Berni.- Wchodzimy w to - zwraca się do Kena, jak zwykle przemawiając w naszym imieniu.-Kiedy możemy podpisać umowę?- Najlepiej od razu - mówi Ken.- Zapraszam do mojego gabinetu.Okazuje się jednak, że dla Berni nie jest to najlepsza chwila.Zostawiła bliznięta na zbytdługo i z piersi zaczyna jej się sączyć mleko.Spuszcza wzrok i obie dostrzegamy, że niewielkiepoczątkowo plamy na jej bluzce z każdą sekundą robią się coraz większe.- Wybaczcie, ale muszę uciekać - mówi Berni.Chwyta żakiet, by się nim zakryć, jest jużjednak za pózno.Jej koszula wygląda jak tarcza strzelecka.Z dwoma celami.Berni rozdaje wpowietrzu pocałunki.- Saro, byłaś wspaniała - mówi, ruszając biegiem ku drzwiom studia.- Ty także, Kirk.Kocham was, ale umową zajmiemy się pózniej.W tej chwili dwoje równie ważnych klientówwymaga mojej uwagi.Z rozwianym włosem i stukając obcasami, Berni znika.Ken Chablis jest zaś wyraznieoszołomiony.- Ważniejsi klienci - mruczy zirytowany jej nagłym, niezrozumiałym dla niego wyjściem.- Myli się.Wy będziecie jej największymi gwiazdorami.Nie będziemy się musieli specjalnie wysilać, biorąc pod uwagę to, że dwie inne gwiazdyw życiu Berni jak na razie ważą po niecałe pięć kilogramów.Ken jednak o tym nie wie.A mnieschlebia, że dostrzega w moim deserze aż tak wielki potencjał.Kate, Kirk i ja zbieramy nasze rzeczy i żegnamy się.Na ulicy Kirk zatrzymuje taksówkę,zanim jednak do niej wsiada, ujmuje moją dłoń i całuje koniuszek palca.- Pyszny, nawet bez czekolady - mówi i uśmiecha się czarująco.Wybucham śmiechem i całuję go w policzek.RL - A tak przy okazji - mówię.- Byłam niesamowicie spokojna przez cały program.Te ta-bletki, które mi dałeś, są doskonałe.Przynieś je następnym razem, bo chyba się uzależniłam.- Mają bardzo silne działanie - Kirk ponuro kiwa głową.- Lepiej uważaj.Trochę mnie przestraszył.Wystarczył jeden dzień, a ja już nadaję się na odwyk?- Co to za pigułki? - pytam zatroskana.- Co w nich było?Kirk z poważną miną wyjmuje z kieszeni niewielkie pudełeczko i nim potrząsa.Wyrzucana dłoń kilka pastylek i wszystkie naraz wkłada sobie do ust.- Tic taki - mówi z uśmiechem i rzuca mi pudełeczko - Od lat je zażywam.Pomarańczo-we są najlepsze.Taksówka z Kirkiem w środku odjeżdża, a Kate śmieje się serdecznie, kiedy czekamy nazielone światło.- Głupio się czuję - mówię, gdy przechodzimy na drugą stronę ulicy.- Pomyśleć, że wy-starczy świeży oddech, żebym się uspokoiła.Po altoidzie zapewne zapadłabym w śpiączkę.- Nie przejmuj się, efekt placebo naprawdę działa - uspokaja mnie Kate, wciąż się śmie-jąc.- Zresztą cieszę się, że twój przyjaciel Kirk nie rozprowadza niebezpiecznych środków bezrecepty.Byliście dzisiaj naprawdę wspaniali.A tak przy okazji: on jest bardzo przystojny.Humor mi się poprawia.- Owszem, a przy tym zabawny.I inteligentny.I wolny.Skończył też filozofię.Powinnaśsię z nim umówić.- Jestem zajęta - mówi.- Nie dzisiaj po południu - przypominam jej.- I jak się domyślam, wieczorem także nie.- Moje serce należy do Owena - odpowiada słowami jak z kiepskiej piosenki country.Amoże niezłej.- Zresztą na wypadek, gdybyś nie zauważyła, Kirk zagiął parol na ciebie.- To kumpel - mówię.- Traktuje mnie jak starszą siostrę.- I dobrze, tym bardziej, że ty nie widzisz świata poza Bradfordem.- Pytanie tylko, czy on nie widzi świata poza mną?Kate przystaje i patrzy na mnie, by sprawdzić, czy nie żartuję.- Do licha, a to co miało znaczyć? - pyta.- Bradford w życiu nie zabawiałby się na boku.- Nie wiem, czy można to nazwać zabawianiem się na boku.- Wzdycham głęboko.- AleDylan powiedział mi, że Skylar mu powiedziała, że Mimi jej powiedziała, że ona i Bradfordznowu zamierzają być razem.RL Kate najwyrazniej odetchnęła z ulgą, powstrzymuje się jednak, by nie nazwać mnieskończoną idiotką.- On sam ci tego nie powiedział - mówi lekceważąco.- A jeżeli to prawda? Wygląda na to, że wszyscy o tym wiedzą.- Słusznie.Tak jak  wszyscy" wiedzą mnóstwo rzeczy, które wcale nie są prawdą.Wzdycham, gdy dochodzimy do Szóstej Alei.Kate chyba nie uwierzyła w opublikowanąw zeszłotygodniowym  National Enquirer" historię o kręgach w zbożu zrobionych przez dwu-głowych obcych.Naciskam guzik na słupie, żeby zapaliło się zielone światło.Po chwili naci-skam go znowu.- Przestań - mówi Kate.- Te guziki odłączyli już wiele lat temu.Zostawili je tylko po to,żebyś miała poczucie, że coś robisz.Efekt placebo.- Cóż, muszę coś zrobić.- Ze złością przyciskam guzik ponownie.Czekamy jeszczechwilę, w końcu rozbłyska zielone światło.- Możesz mi coś doradzić w kwestii Bradforda iMimi?- Porozmawiaj z Bradfordem - mówi Kate.- Na pewno usłyszysz, że ci odbiło, ale nieszkodzi.Zaaranżuj romantyczny wieczór.I zakończcie go w łóżku.Da się zrobić.Skylar jest dzisiaj u Mimi, a Dylan nocuje u kolegi.A z tego, co pamiętam,na zajęciach z seksćwiczeń radziłam sobie całkiem niezle.Bradford obiecał, że wróci do domu wcześnie.Rzeczywiście, o ósmej - faktyczniewcześnie jak na niego - słyszę trzaśnięcie drzwi wejściowych.Jestem w sypialni na górze iuśmiecham się do siebie w duchu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki