[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wróciłam do domu i napisałam do ciebie z prośbą o jego adres.Następnie, bojąc się, że mi go nie podasz albo że nawet nie odpiszesz, postanowiłam przyjść tutaj osobiście.— Rozumiem — odpowiedziała Jane niechętnie.— Jestem przekonana, że wiesz, gdzie on jest.Prawda?— Tak, wiem.Cedzi słowa, aż nadto cedzi, pomyślała Nell.Może wie, a może i nie wie.— No więc?Jane odpowiedziała pytaniem na pytanie:— Dlaczego chcesz się z nim zobaczyć, Nell?— Dlatego — Nell mężnie uniosła w górę bladą twarz — dlatego, że byłam tak okrutnie nieludzka, tak nieludzka! Rozumiem to teraz, teraz, kiedy nastała ta okropna wojna.Byłam takim nędznym tchórzem… nienawidzę siebie, po prostu nienawidzę.To dlatego, że George był miły i dobry… i… i… tak, to prawda, dlatego, że był bogaty! Och, Jane, jak bardzo musisz mną pogardzać.Wiem, że pogardzasz.Wiem, że zasłużyłam sobie na to.To dziwne, lecz dzięki wojnie wszystko staje się takie klarowne.Prawda?— Nie powiedziałabym.Były wojny przedtem i będą potem.Wojny nie odmieniają ludzi, powinnaś o tym wiedzieć.Nell nie zwracała uwagi na jej słowa.Mówiła dalej.— To nikczemne, odtrącić mężczyznę, którego się kocha.A ja kocham Vernona.Zawsze o tym wiedziałam, zawsze byłam pewna swej miłości.Po prostu zabrakło mi odwagi… Och, Jane, czy myślisz, że jest już za późno? Możliwe, że tak.Możliwe, że teraz on mnie nie zechce.Lecz ja muszę się z nim zobaczyć.Muszę, rozumiesz? Nawet gdyby mnie nie zechciał.Muszę mu powiedzieć… — Zatrzymała się w połowie zdania i popatrzyła żałośnie na Jane.Czy Jane zechce jej pomóc? Jeśli nie, musi udać się do Sebastiana, tylko że Sebastian zawsze budził w niej lęk.Nie zdziwiłaby się, gdyby niczego dla niej nic zrobił.— Myślę, że mogłabym cię z nim skontaktować — powiedziała powoli Jane.— Och, dziękuję.I jeszcze jedno, co z wojną?— Zgłosił się na ochotnika, jeśli to masz na myśli.— To straszne.Przecież może zginąć.Choć, jak wszyscy mówią, wojna nie potrwa długo, na Boże Narodzenie będzie po wszystkim.— Sebastian twierdzi, że potrwa dwa lata.— Sebastian nie może tego wiedzieć.On nie jest rodowitym Anglikiem.To Rosjanin.Jane potrząsnęła głową i powiedziała: — Wyjdę zatelefonować.Zaczekaj tutaj.— I znów dokładnie zamknęła za sobą drzwi.Poszła w głąb korytarza, do sypialni.Vernon uniósł z poduszki ciemną, rozczochraną głowę.— Wstawaj — rzuciła krótko.— Umyj się, ogol i spróbuj się doprowadzić do jakiego takiego wyglądu.Jest tu Nell.Chce się z tobą widzieć.— Nell.Ale…— Ona myśli, że poszłam do telefonu.Kiedy będziesz gotów, wyjdź na zewnątrz i zadzwoń do drzwi frontowych… i niech Bóg ma nas w swojej opiece.— Ale Jane, posłuchaj.Nell, mówisz? Czego chce Nell?— Jeśli nadal chciałbyś się z nią ożenić, to nadarza ci się niezła okazja.— Najpierw muszę jej powiedzieć…— Powiedzieć? Niby co? Że prowadziłeś „beztroskie życie”, że byłeś „zdemoralizowany”? To zwykłe eufemizmy! Przecież ona niczego innego się nie spodziewa.Może być ci jedynie wdzięczna, jeśli zachowasz na ten temat milczenie.Natomiast nie zapomnij jej opowiedzieć o nas, o sobie i o mnie, i to ze wszystkimi detalami, proszę bardzo, przeprowadź to dziecko przez piekło.Nałóż kaganiec swemu szlachetnemu sumieniu i pomyśl o niej.— Nie rozumiem ciebie, Jane — powiedział, podnosząc się powoli z łóżka.— To oczywiste.I pewnie nigdy nie zrozumiesz.— Czy Nell rzuciła George’a Chetwynda?— Nie wdawałam się w szczegóły.Wracam do niej, a tobie radzę się pośpieszyć.Wyszła z pokoju.Nigdy nie rozumiałem Jane, pomyślał Vernon, i nigdy nie zrozumiem.Jest denerwująca jak wszyscy diabli.Cóż, zapewne byłem dla niej czymś w rodzaju chwilowej zabawki.Nie, to niesprawiedliwe, to czysta niewdzięczność z mojej strony.Jane zachowała się wobec mnie piekielnie przyzwoicie.Nikt nie zachowałby się lepiej.Niestety, nic nie poradzę, że Nell tego nie rozumie.Pewnie myśli o Jane jak najgorzej…Myjąc się i goląc w pośpiechu, kontynuował swój wewnętrzny monolog: Wszystko jedno, nieważne, niech sobie myśli, co chce.Ona i ja już nigdy nie będziemy razem.Och, to przecież poza dyskusją! Prawdopodobnie przychodzi po to, abym jej wybaczył, aby ulżyć swojemu sumieniu; na wypadek, gdybym został zabity w tej przeklętej wojnie.No, coś w tym rodzaju.Tak czy inaczej, nie sądzę, by mnie jeszcze chód trochę obchodziła.Inny głos, sięgający zakamarków jego duszy, powiedział ironicznie: Och, doprawdy, nie, ani trochę.I dlatego serce bije ci jak oszalałe i trzęsą ci się ręce.Ty niepoprawny ośle, oczywiście, że cię obchodzi!Był gotów.Wyszedł na zewnątrz i zadzwonił.Poczuł się zawstydzony: lichy wybieg, godny pogardy.Jane otworzyła drzwi, niby pokojówka rzuciła krótkie „Tu” i pokazała na drzwi salonu.Wszedł i zamknął je za sobą.Nell na jego widok poderwała się z krzesła, stanęła nieruchomo i zaczęła splatać i rozplatać dłonie.Kiedy się odezwała, jej głos zabrzmiał cicho i nieporadnie, jak głos dziecka, które coś przeskrobało.— Och, Vernonie…Czas się cofnął.Vernon znów był w Cambridge, na brzegu rzeki… na mostku w Ranelagh.Zapomniał o Jane, zapomniał o wszystkim.On i Nell byli jedynymi ludźmi na świecie.— Nell.Przywarli do siebie bez tchu, jak po długim biegu.Z ust Nell posypały się bezładne słowa:— Vernonie, jeśli tylko chcesz… Kocham cię… Och! Kocham… Wyjdę za ciebie natychmiast… jeszcze dzisiaj.Nie dbam o to, że będę biedna, nie dbam o nic! Vernon porwał ją w ramiona.Długo całował jej oczy, jej włosy, jej usta.— Kochana… och! Kochana.Nie traćmy ani chwili, ani chwili.Nie wiem, jak się bierze ślub.Nigdy o tym nic myślałem.Chyba powinniśmy się udać do arcybiskupa Canterbury, by dostać specjalne pozwolenie czyż nie tak? Jak, u diabla, bierze się ślub?— Może zapytajmy jakiegoś duchownego? — Chodźmy do Urzędu Stanu Cywilnego.To jest myśl.— Nie zdaje mi się, by mógł mnie ucieszyć ślub w urzędzie.Czułabym się jak jakaś kucharka albo pokojówka.— To chyba nie tak, kochanie, lecz jeśli wolisz ślub kościelny, proszę bardzo.W Londynie są tysiące kościołów.Jestem pewien, że w którymś z nich udzielą nam ślubu, i to z wielką ochotą.Wyszli, tak jak stali, śmiejąc się radośnie.Vernon zapomniał o wszystkim: o wyrzutach sumienia, o samym sumieniu, o Jane…Wpół do trzeciej tego popołudnia Vernon Deyre i Eleanor Vereker zostali sobie zaślubieni w kościele St Etheldred’s w Chelsea.KSIĘGA IVWOJNAROZDZIAŁ PIERWSZY1Sześć miesięcy później Sebastian Levinne otrzymał list od Joe.St George’s Hotel, Soho [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki