[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie muszę miećkuratora.- Mylisz się.Popełniłeś przestępstwo.Będzieszmieć szczęście, jeśli tamten uczeń nie wniesie oskar-żenia.A teraz wystarczy już tego twojego gadania.Albo ja, albo poradnia wychowawcza.Wybieraj -skwitował krótko Jason.W głębi duszy żałował, że nie ma przy nim ojca,którego mógłby zapytać o radę.Mógł polegać jedy-nie na własnej intuicji i tych słabych iskierkach na-dziei, jakie zamigotały w oczach Dany.Sammy pobladł gwałtownie, zdając sobie sprawę,że tym razem to nie przelewki.Uważnie popatrzył naJasona, po czym przeniósł wzrok na siostrę.Trudnobyło cokolwiek wyczytać z jej twarzy.Chyba niemiał wyboru.SR - Dobrze, będę czekać - mruknął niechętnie.- W porządku.- Jason skinął głową.- Przygotujstrój gimnastyczny i trampki.- Po co? - zdumiał się chłopiec.- Będą ci potrzebne.- Jason uścisnął rękę Dany.-Porozmawiamy pózniej, dobrze?Skinęła głową i szybko wysiadła, zabierając bratado domu.Przez całą drogę powrotną do biura próbował od-sunąć od siebie obraz jej przerażonej twarzy, kiedywspomniał o możliwości podania chłopca do sądu.Ile razy przeżyła już coś podobnego jak dzisiaj? Jakdługo jeszcze Sammy zdoła uniknąć więzienia?Trudno, jeśli nawiązanie przyjazni z tym młodocia-nym przestępcą jest jedynym sposobem, by uspokoićDanę, to spróbuje.Przez mgnienie przebiegło mu przez myśl, że zlesię stało, iż uległ namowom dziadka i zgodził się napracę z Daną.Nie miał pojęcia, jak radzić sobie ztrudną młodzieżą.Zupełnie też nie wiedział, jak po-stępować z kimś takim jak Dana, ale uczył się szyb-ko.- Niezła dziewczyna - zawyrokował Brandon,kiedy Jason wrócił wreszcie do biura.- Przypominami kogoś, kogo kiedyś znałem.SR - Miło to słyszeć - mruknął Jason.Brandon zachichotał.Sam się zdziwisz, że tak łatwo się przyzwyczajasz.Wcale nie chcę się przyzwyczajać.Ale tak będzie - stwierdził Brandon.- Przekonaszsię.Przy okazji jeszcze coś.Pomyślałem sobie, żepowinniśmy wprowadzić twojego ojca w plany tejkampanii reklamowej.Sam wiesz, że on zawszeuważa, że coś przed nim ukrywamy i o wszystkimdowiaduje się w ostatniej chwili.Od kilku tygodnijest ponury i spięty.Może wiesz, o co chodzi?Wydaje mi się, że nie układa mu się z mamą.Obo-je niewiele mówią na ten temat, ale kiedy ostatni razich odwiedziłem, atmosfera była nie do wy-trzymania.A może wybierzemy się z nim wieczorem do klu-bu? Może to by pomogło?Wątpię.Przypuszczam, że jeśli spróbujemy coś odniego wyciągnąć, każe się nam odczepić i zająć wła-snymi sprawami.To mnie jeszcze nigdy nie powstrzymało -uśmiechnął się Brandon.- Teraz też tak się nie sta-nie.Masz wolny wieczór?Niezupełnie - zaczął Jason, ale szybko umilkłSR na widok nagle posmutniałej twarzy dziadka.Starszypan starał się zachowywać pogodnie, ale musiał czućsię przygnębiony i samotny po niedawnej śmierci żo-ny, z którą przeżył prawie pięćdziesiąt lat, i czasami,jak w tej chwili, jego twarz bywała smutna.- Dzisiejszy wieczór byłby dobry, jeśli tylko niebardzo pózno.- Ja też wolę wcześniej - zapewnił go Brandon.-Umówmy się na wpół do siódmej.Powiadom ojca.Zmuś go, żeby przyszedł.Jason zaśmiał się na samą myśl o tym, że mógłbyskłonić ojca do czegoś, na co ten nie miał najmniej-szej ochoty.Z nich trzech Kevin był najbardziejuparty.- Postaram się - obiecał.Zdaje się, że czeka go upojny wieczór w męskimtowarzystwie, które, z wyjątkiem dziadka, absolutnienie ma na to ochoty.SR 9Wieczór nie był specjalnie udany.Przez cały czasKevin pozostawał milczący, a kiedy już nie mógł sięwykręcić, odpowiadał jedynie monosylabami.Nie-mal nie tknął jedzenia, pił tylko czerwone wino.Ja-son był w równej mierze zaniepokojony co dziadek.- Synu, powiedz nam wreszcie, co się z tobą dzieje- zaczął Brandon.Kevin przeciągnął dłonią po swoich jasnych,SR przyprószonych lekką siwizną włosach, i ostro spoj-rzał na Brandona.- To nie jest coś, o czym chciałbym mówić.- To wiemy.Tylko, powiedz, od kiedy stałeś siętaki skryty?Kevin ze znużeniem przykrył dłonią oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki