[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znosił do domu rozmaite kradzione rzeczy i prosił ciotkę, by je sprzedawała.Mówił, że kupuje to wszystko za granicą.Uwierzyła.A później, kiedy policja przyszła i rozpoczęła dochodzenie, usiłował rozbić głowę pani Pusey, żeby go nie wsypała.Podły chłopak, co? A taki przystojny! Kochały się w nim dwie dziewczyny.Na jedną trwonił moc pieniędzy.- Pewno na tę gorszą - wtrąciła pani Harmon.- Naturalnie, moja droga.Pani Cray, ta ze sklepu z włóczką, bardzo kochała swojego syna i psuła go oczywiście.Chłopiec popadł w złe towarzystwo.Pamiętasz Joan Croft, Bułeczko?- Chyba nie.- Myślałam, że może zwróciłaś na nią uwagę, kiedy byłaś u mnie z wizytą.Miała zwyczaj chodzić po ulicach z cygarem albo fajką w ustach.Przypadkiem była w naszym banku, kiedy urządzono tam napad.Znokautowała tego syna pani Cray i odebrała mu rewolwer.Sąd wyraził jej uznanie za odwagę.Bułeczka słuchała pilnie, jak gdyby uczyła się na pamięć.- I co? - przynaglała starszą panią.- Jednego lata była w Saint Jean des Collis bardzo sympatyczna młoda osoba.Wyjątkowo spokojna.Może nawet nie tyle spokojna, ile milcząca.Podobała się nam wszystkim, chociaż właściwie nikt nie znał jej bliżej.Później dowiedzieliśmy się, że jej mąż był fałszerzem pieniędzy.Wiedziała o tym i czuła się wyobcowana, rozumiesz? Podobno nawet cierpiała na zaburzenia umysłowe.Czasem tak bywa od zmartwień.- A może wiesz coś, ciociu Jane, o pułkownikach, którzy służyli w Indiach?- Ma się rozumieć, kochanie! Był taki major Vaughan, a także pułkownik Wright.O nich nie mogę powiedzieć nic złego.Pamiętam jednak, że pan Hodgson, dyrektor banku, wybrał się w podróż morską i gdzieś za granicą poślubił młodą osobę, która mogłaby być jego córką.Rzecz oczywista, tylko tyle o niej wiedział, ile powiedziała mu sama.- A to nie była prawda?- Nie, moja droga.To nie była prawda.- Niezłe historyjki! - powiedziała Bułeczka i jęła liczyć ludzi na palcach.- Tu mamy wierną Dorę, przystojnego Patryka, panią Swettenham z jej Edmundem i Filipę Haymes, i pułkownika Easterbrooka z małżonką.Jeżeli zapytasz mnie, ciociu Jane, to powiem, że twoja aluzja do niej była absolutnie trafna.Tyle że nie widzę powodu, dla którego chciałaby uśmiercić Letycję Blacklock.- Panna Blacklock mogłaby oczywiście wiedzieć o niej coś, co, jej zdaniem, nie powinno ujrzeć światła dziennego.- Nie! To dęta historia w stylu staroświeckiego romansidła.- Niezupełnie.Ty, Bułeczko, należysz do osób nie dbających o to, co myślą o nich inni.- Rozumiem, ciociu Jane, do czego zmierzasz.Jeżeli komuś było źle, a potem ten ktoś, jak bezpański kot, znalazł przytulny dom i ciepłą rękę, co głaszcze, i śmietankę, i mówi się do niego ”śliczne kociątko”.Cóż, taki ktoś gotów byłby na wszystko, aby stan ten utrzymać.Muszę powiedzieć, ciociu, że zaprezentowałaś mi pełną galerię typów ludzkich.- Chyba niezupełnie pełną, Bułeczko.- Naprawdę?.Kogo brakowało? Aha, Julii! Dobra wiara Julii też budzi wątpliwości?- Trzy szylingi sześć pensów - zabrzmiał głos posępnej kelnerki, która wyłoniła się nagle z mroku.- I, proszę pani - podjęła dziewczyna, a jej biust zafalował pod girlandą bławatków - chciałabym wiedzieć, czemu to pani pastorowa powiedziała, że moja dobra wiara budzi wątpliwości.Mam ciotkę, która przystała do jednej takiej sekty, ale sama byłam zawsze wierząca i należę do kościoła anglikańskiego.Mógłby to potwierdzić nieboszczyk proboszcz, wielebny Hopkinson.- Bardzo mi przykro - powiedziała pani Harmon - że dotknęłam panią.Ale mówiłam o kimś zupełnie innym.Nie wiedziałam nawet, że pani też na imię Julia.- Ha! Zbieg okoliczności! - Posępna kelnerka rozpogodziła się trochę.- Przepraszam, ale jak uchwyciłam swoje imię, zaczęłam słuchać.To całkiem zgodne z ludzką naturą, prawda? Słuchać, kiedy inni mówią coś o człowieku?Zainkasowała należność wraz z napiwkiem i odeszła.- Ciociu Jane, czemu jesteś taka przygnębiona? Powiedz - odezwała się po chwili Bułeczka.- Nie.To niepodobieństwo.To nie miałoby sensu.- Co, ciociu Jane?- Mniejsza o to, kochanie.- Czy wiesz na pewno, czy też wydaje ci się, że wiesz, kto popełnił morderstwo.Kto to, ciociu?- Nie mam pojęcia - odrzekła panna Marple.- Coś zaświtało mi w głowie, ale wnet umknęło.Nie, moja droga.Nie wiem, kto to.A chciałabym wiedzieć.Czas nagli, straszliwie nagli.- Czas nagli? Jak to?- Starsza dama ze Szkocji może umrzeć każdej chwili.Bułeczka szeroko otworzyła oczy.- Więc ty naprawdę wierzysz w Fipa i Emmę? Sądzisz, że to oni, że mogą podjąć następną próbę?- Oczywiście.Podejmą następną próbę, jeżeli to oni próbowali po raz pierwszy.Skoro ktoś decyduje się na morderstwo, nie daje zwykle za wygraną tylko dlatego, że nie powiodło mu się na początku.Zwłaszcza gdy ten ktoś ma logiczne przesłanki, by sądzić, że nie jest podejrzany.- Jeżeli jednak działają Fip i Emma - powiedziała Bułeczka - mogą być nimi tylko dwie osoby.Patryk i Julia! Są rodzeństwem i tylko oni odpowiadają wiekiem tamtym bliźniętom.- Zechciej zrozumieć, moja droga, że sprawa nie przedstawia się aż tak prosto.Bywają przeróżne powiązania.Może to być żona Fipa czy też mąż Emmy.Ich matkę można również uważać za stronę zainteresowaną, jakkolwiek nie dziedziczy nic bezpośrednio.Letty Blacklock nie poznałaby obecnie tej Soni.Wszystkie panie w starszym wieku są do siebie podobne.Słyszałaś może o pani Wotherspoon, która odbierała emeryturę własną i pani Bartlett, chociaż pani Bartlett od lat nie żyła? Zresztą panna Blacklock jest krótkowzroczna.Zauważyłaś chyba, jak mruży oczy, kiedy patrzy na ludzi? Żyje również ojciec Fipa i Emmy, podobno jakiś szubrawiec.- Przecież to cudzoziemiec!- Z pochodzenia.Nie ma powodu mniemać, że mówi łamaną angielszczyzną i zamaszyście gestykuluje rękami.Sądzę, że nie gorzej niż ktokolwiek inny potrafiłby odgrywać rolę emerytowanego pułkownika z Indii.- Myślisz, ciociu Jane, że to on?- Nie.Wcale nie myślę.Biorę tylko pod rozwagę, że w grę wchodzą grube pieniądze, bardzo grube pieniądze.I wiem, niestety, do czego zdolni są ludzie, gdy chodzi o grube pieniądze.- Tak.Zapewne.Ale takie pieniądze nie przynoszą im szczęścia, prawda?- Słusznie.Zazwyczaj jednak nie zdają sobie z tego sprawy.Bułeczka uśmiechnęła się na swój sposób - poczciwie i trochę po szelmowsku.- Rozumiem ciociu, do czego zmierzasz.Każdy spośród tych ludzi liczy, że z nim będzie zupełnie inaczej.I ja czuję coś podobnego nawet w odniesieniu do samej siebie.Człowiek zaczyna wmawiać sobie, że za zdobyte pieniądze uczyni wiele dobrego.Fundacje dobroczynne, domy dla sierot czy opuszczonych matek.Urocza siedziba dla starych kobiet, które ciężko pracowały, założona gdzieś za granicą.Twarz pani Harmon spochmurniała.Jej ciemne oczy przybrały tragiczny wyraz.- Wiem, co myślisz teraz, ciociu Jane - podjęła.- Myślisz, że ze mnie byłaby najgorsza zbrodniarka, bo potrafiłabym okłamywać samą siebie.Jeżeli ktoś pragnie pieniędzy dla samolubnych celów, to chociaż wie, jaki jest naprawdę.Jeżeli jednak ktoś zacznie w siebie wmawiać, że pragnie ich dla dobra innych, może wyciągnąć ostateczny wniosek, że w gruncie rzeczy morderstwo to nic złego.Ale ja - zawołała i wzrok jej pojaśniał - ja za nic nie zabiłabym nikogo.Nawet gdyby to był ktoś bardzo stary lub beznadziejnie chory, lub taki, co wyrządza wiele krzywd innym.Nie zabiłabym szantażysty ani najbardziej krwiożerczej bestii.- Troskliwie wyłowiła muchę z fusów po kawie i ułożyła ją na stoliku, by obeschła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki