[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślę, Nofret, że jesteś podła.Kiedy przyjdziesz zaprzeczyć czterdziestu dwóm grzechom w godzinie sądu, nie będziesz mogła powiedzieć: „Nie zrobiłam nic złego”.Ani nie będziesz mogła powiedzieć: „Nie byłam chciwa”.A twoje serce ważone piórkiem prawdy przechyli szalę wagi.Nofret odparła ponuro:- Nagle jesteś bardzo pobożna.Ale ciebie nie skrzywdziłam, Renisenb.Nic przeciwko tobie nie powiedziałam.Spytaj Kameniego, czy tak nie było.Nofret przecięła dziedziniec i wspięła się po schodach na ganek.Henet wyszła, aby ją przywitać i obie kobiety zniknęły w domu.Renisenb odwróciła się powoli w stronę Kameniego.- A więc to ty, Kameni, pomogłeś jej zrobić nam to wszystko?Kameni odparł skwapliwie:- Jesteś na mnie zła, Renisenb? Ale co mogłem zrobić? Nim Imhotep wyjechał, nakazał mi solennie, abym pisał na życzenie Nofret za każdym razem, gdy mnie poprosi.Powiedz, że mnie nie winisz, Renisenb.Cóż mogłem zrobić?- Nie mogę cię winić.Przypuszczam, że musiałeś spełnić rozkaz ojca.- Nie podobało mi się to, i to prawda, Renisenb, nie było tam ani słowa przeciw tobie.- Tak jakby mnie to obchodziło!- Ale mnie obchodzi.Cokolwiek Nofret by mi kazała, nie napisałbym ani słowa, które mogłoby tobie wyrządzić krzywdę.Proszę, uwierz mi.Renisenb potrząsnęła głową z zakłopotaniem.To, do czego najwyraźniej zmierzał Kameni, mało ją obchodziło.Czuła się dotknięta i zła, jak gdyby Kameni zawiódł ją w jakiś sposób.Ale w końcu był przecież obcy.Chociaż spokrewniony, mimo wszystko był obcym, którego jej ojciec przywiózł z odległej części kraju.Był młodszym pisarzem, któremu pracodawca przydzielił zadanie i który je posłusznie wypełnił.- Nie napisałem nic prócz prawdy - upierał się Kameni - nie było tam żadnych kłamstw, przysięgam ci.- Nie - powiedziała Renisenb - nie mogło być kłamstw.Nofret jest na to za sprytna.Stara Esa miała więc rację.Prześladowania, którymi Satipy i Kait tak się napawały, były po myśli Nofret.Nic dziwnego, że chodziła z tym swoim kocim uśmiechem na twarzy.- Ona jest zła - stwierdziła Renisenb, idąc za tokiem swoich myśli.- Tak - zgodził się Kameni - jest złą istotą.Renisenb odwróciła się i spojrzała na niego ze zdziwieniem.- Znałeś ją, nim tu przyjechała, prawda? Znałeś ją w Memfis?Kameni zaczerwienił się i zmieszał.- Nie znałem jej dobrze.Słyszałem o niej.Dumna dziewczyna, mówili, ambitna i twarda.I nigdy nie wybacza.Renisenb odrzuciła niecierpliwie głowę.- Nie wierzę w to - powiedziała.- Mój ojciec nie zrobi tego, czym grozi.Teraz jest zły, ale nie mógłby być niesprawiedliwy.Gdy wróci, przebaczy.- Gdy wróci, Nofret dopilnuje, żeby nie zmienił zdania.Nie znasz Nofret, Renisenb.Jest bardzo sprytna i zdecydowana.I pamiętaj, jest bardzo piękna.- Tak - przyznała Renisenb - jest piękna.Wstała.Z jakiegoś powodu myśl o urodzie Nofret sprawiała jej przykrość.IIRenisenb spędziła popołudnie bawiąc się z dziećmi.W czasie tej zabawy dziwny ból w sercu osłabł.I dopiero przed zachodem słońca, gdy już wygładziła włosy i fałdy sukni, która zmięła się i była w nieładzie, zastanowiła się, dlaczego ani Satipy, ani Kait nie wyszły jak zwykle.Kameni dawno odszedł z dziedzińca.Renisenb powoli udała się do domu.Nie było nikogo w głównej sali, przeszła więc na tyły domu do pomieszczeń kobiecych.Esa drzemała w kącie swego pokoju, a jej mała niewolnica znaczyła stosy lnianych prześcieradeł.W kuchni pieczono sterty trójkątnych bochenków.Nikogo więcej nie było.Dziwna pustka ogarnęła duszę Renisenb.Gdzie się wszyscy podziali?Hori poszedł pewnie do grobowca.Jahmose może być z nim lub w polu.Sobek i Ipy powinni być przy bydle albo przy stogach.Ale gdzie były Satipy i Kait, i gdzie była Nofret?Pusty pokój wypełniał mocny zapach olejków Nofret.Renisenb stała na progu wpatrzona w małą drewnianą poduszkę, w pudełko z klejnotami, w stertę koralikowych bransolet i komplet pierścieni z niebieskimi, lśniącymi skarabeuszami.Perfumy, olejki, ubrania, płótna, sandały - wszystko mówiło o właścicielce, o Nofret, która mieszkała pomiędzy nimi i która była im obca, która była wrogiem.Gdzie, zastanawiała się Renisenb, mogła być Nofret? Ruszyła powoli w stronę tylnego wyjścia i spotkała wchodzącą Henet.- Gdzie są wszyscy, Henet? W domu nie ma nikogo oprócz babki.- Skąd ja mam wiedzieć, Renisenb? Pracowałam, pomagałam przy tkaniu, pilnowałam tysiąca różnych rzeczy.Ja nie mam czasu na spacery.Oznaczało to, pomyślała Renisenb, że ktoś poszedł na spacer.Może Satipy poszła za Jahmosem do grobowca, aby dalej wygłaszać swoje przemowy? Ale gdzie, była Kait? To niepodobne do Kait zostawić dzieci na tak długo.I znów dziwne, niepokojące uczucie, a potem myśl: „Gdzie jest Nofret?”.Henet, jakby czytając w jej myślach, pospieszyła z odpowiedzią.- Co do Nofret, wyszła dawno temu do grobowca.No cóż, Hori jest dla niej partią.- Henet roześmiała się złośliwie.- Hori także ma rozum.Przysunęła się trochę bliżej do Renisenb.- Szkoda, że nie wiesz, Renisenb, jaka nieszczęśliwa jestem z powodu tego wszystkiego.Przyszła do mnie, wiesz, tego dnia, ze śladem palców Kait na policzku i krwią ściekającą po twarzy.I kazała Kameniemu pisać, a mnie poświadczyć, co widziałam.Oczywiście nie mogłam powiedzieć, że nie widziałam tego! Och, ona jest sprytna.A ja, myśląc ciągle o twojej drogiej matce.Renisenb przepchnęła się obok niej i wyszła w złoty blask wieczornego słońca.Skały kryły się w głębokim cieniu.Cały świat wyglądał fantastycznie w porze zachodu.Na skalnej ścieżce Renisenb przyspieszyła kroku.Pójdzie do grobowca odnaleźć Horiego.Tak, znaleźć Horiego.Tak właśnie robiła w dzieciństwie, gdy popsuła jej się zabawka, gdy była niepewna lub przestraszona.Hori był jak te skały: niezachwiany, niewzruszony, niezmienny.Renisenb myślała chaotycznie: „wszystko będzie dobrze, jeśli znajdę Horiego.”Przyspieszyła kroku, prawie biegła.Potem nagle ujrzała Satipy idącą w jej stronę.Satipy także musiała być przy grobowcu.Jakże dziwnie szła, kołysząc się z boku na bok i potykając, jakby nic nie widziała.Gdy Satipy spostrzegła Renisenb, zatrzymała się nagle, rękę uniosła do piersi.Renisenb podchodząc bliżej zlękła się wyrazu jej twarzy.- Co się stało, Satipy, czy jesteś chora?Głos Satipy był niczym krakanie, oczy rozbiegane.- Nie, nie, oczywiście, że nie.- Wyglądasz na chorą.Na wystraszoną.Co się stało?- Co się miało stać? Nic, oczywiście.- Gdzie byłaś?- Byłam przy grobowcu odnaleźć Jahmosego.Nie było go tam.Nikogo tam nie było.Renisenb ciągle patrzyła.To była nowa Satipy - Satipy, z której uszła cała odwaga i zdecydowanie.- Chodź Renisenb, wracaj do domu.Satipy położyła trochę drżącą rękę na ramieniu szwagierki, i pod wpływem tego dotyku Renisenb ogarnęło nagle uczucie buntu.- Nie, idę do góry, do grobowca.- Nie ma tam nikogo, mówię ci.- Lubię siedzieć tam i patrzeć na rzekę.- Ale słońce już zachodzi, jest za późno.Palce Satipy zacisnęły się jak imadło na ramieniu Renisenb.- Puść mnie, Satipy.- Renisenb uwolniła się szarpnięciem.- Nie.Wracaj.Wracaj ze mną.Ale Renisenb już się wyrwała i pobiegła w górę.Coś się stało - instynkt mówił jej, że coś tam było [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki