[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie przesadzaj z zamówieniami na soki, mamy spory zapas w magazynie.Simon skinął głową i spojrzał na książkę, a następnie na półkę z warzywami przed sobą.- Nie ta strona, Simon - zauważył Tommy.- Wiem - warknął Simon w odpowiedzi.- Po prostu szukam.- Zaczął przewracać kartki, po czymzatrzymał się na stronie z dodatkami do ciast i znów popatrzył na półkę z warzywami.Czuł na sobiespojrzenie Tommy'ego i marzył, by ten chudy, mały, pedałkowaty mól książkowy, ten fiutek i skurwielposzedł sobie i zostawił go w spokoju.- Simon.Simon podniósł błagalny wzrok.- Daj mi książkę - poprosił Tommy.- Myślę, że wypełnię dziś zamówienia ze wszystkich działów.Będziecie mieli więcej czasu na układanie towarów, a ja i tak muszę się lepiej zapoznać ze sklepem.- Umiem to zrobić - powiedział Simon.- Wiem - odparł Tommy i wziął książkę.- Ale po co marnować twoje zdolności na te bzdury?Gdy się oddalał, Simon po raz pierwszy tej nocy wziął głęboki wdech.- Flood! - zawołał.- Stawiam piwo po fajrancie.Tommy nie obejrzał się.- Wiem - powiedział.Jody stała przy oknie na pogrążonym w mroku poddaszu, patrząc na menela leżącego na chodniku podrugiej stronie ulicy i klnąc pod nosem.Wynoś się, draniu, myślała.Mimo to miała pewne poczuciebezpieczeństwa wynikające ze znajomości pozycji wroga.Dopóki ten tutaj leżał na chodniku, Tommy byłbezpieczny w sklepie.Nigdy wcześniej nie czuła potrzeby, by kogoś chronić.Zawsze była po drugiej stronie, to ona szukałaochrony, silnego ramienia, na którym mogłaby się oprzeć.Teraz sama była silnym ramieniem,przynajmniej po zachodzie słońca.Odprowadziła Tommy'ego po schodach na dół i zaczekała z nim nataksówkę, która zawiozła go do pracy.Gdy patrzyła za odjeżdżającym samochodem, pomyślała, żepewnie właśnie tak czuła się mama, kiedy pierwszy raz odprowadziła ją do szkolnego autobusu, tyle żeTommy nie ma pudełka na drugie śniadanie z namalowaną Barbie.Nie spuszczała z oczu wampirależącego po drugiej stronie ulicy.Mijały godziny, a ona raz za razem zadawała sobie te same pytania, nie znajdując rozwiązaniaswojego problemu ani nie dostrzegając żadnej logiki w zachowaniu wampira.Czego chciał? Dlaczegozabił staruszkę i zostawił ją w śmietniku? Czy próbował ją przerazić albo zastraszyć, czy może w tymwszystkim kryło się jakieś przesłanie? Nie jesteś nieśmiertelna.Wciąż możesz zostać zabita".Jeśli chciał ją zabić, dlaczego po prostu tego nie zrobił? Po co udawać śpiącego kloszarda,obserwować ją, czekać?Przed brzaskiem musiał znalezć schronienie.Jeśli go przetrzymam, to może.Może co? Nie mogę iśćza nim, bo i mnie dopadnie słońce.Poszła do sypialni i z plecaka wyjęła kalendarz, który dał jej Tommy.Słońce wstanie o 6:12.Spojrzała na zegarek.Miała godzinę.Czekała przy oknie do szóstej, a potem wyszła, by stawić wampirowi czoło.Wychodząc, odruchowowyciągnęła rękę, by zgasić światło, i wtedy zdała sobie sprawę, że wcale go nie zapaliła.Jeśli to przeżyję,eleonora & polgaraouslandasc pomyślała, zaoszczędzę majątek na rachunkach.Nie zamknęła drzwi na klucz, zeszła na dół i podparła drzwi przeciwpożarowe puszką po napoju,znalezioną na klatce schodowej.Być może będzie musiała szybko wrócić do środka, a nie chciała, żebyzatrzymały ją zamki i klucze.Aż buzowała w środku, gdy podchodziła do wampira, a instynkt walki lub ucieczki przeszywał jąjak błyskawica.Kilka metrów dalej poczuła bijący od wampira odór rozkładu.Zatrzymała się i głośnoprzełknęła ślinę.- Czego właściwie chcesz? - spytała.Wampir ani drgnął.Jego twarz zasłaniał gruby kołnierz płaszcza.Zrobiła kolejny krok naprzód.- Co mam robić?Smród stał się silniejszy.Skupiła uwagę na rękach wampira, chcąc dostrzec jakiś ruch, któryostrzegłby ją przed ewentualnym atakiem.Nic takiego nie nastąpiło.- Odpowiadaj! - zażądała.Podeszła i odsunęła mu kołnierz z twarzy.Zobaczyła zamglone oczy i kość sterczącą z szyi.W tymmomencie na jej twarzy zacisnęła się dłoń, która zwaliła ją z nóg.Próbowała sięgnąć za siebie i podrapać twarz napastnika, ale szarpnął nią w bok.Otworzyła usta dokrzyku i wtedy dwa jego palce wsunęły się jej do ust.Z całej siły zacisnęła zęby.Rozległ się krzyk i byławolna.Odwróciła się do napastnika, gotowa do walki, z jego odciętymi palcami wciąż w ustach.Wampir stał przed nią, trzymając się za krwawiącą dłoń.- Dziwka - powiedział.A potem się uśmiechnął.Przełknęła jego palce i syknęła:- Pierdol się, dupku.- Przykucnęła i przywołała go gestem.Wampir ciągle się uśmiechał.- Smak krwi wampira dodał ci odwagi, szczenię.Nie posuwaj się za daleko.Dłoń przestała mu krwawić, na jej oczach pokrywając się strupami.- Czego chcesz?Wampir spojrzał w niebo, które nabierało różowej barwy, grożąc zbliżającym się świtem.- W tej chwili chcę znalezć miejsce do spania - powiedział aż zbyt spokojnym głosem.Zerwał strupz palców i trysnął krwią jej w twarz.- Do następnego spotkania, moje kochanie.- Odwrócił się na pięcie iprzebiegł przez ulicę do zaułka.Jody stała, patrząc za nim i aż drżąc z woli walki.Odwróciła się i popatrzyła na martwego kloszarda -przynętę.Nie mogła go tu zostawić, bo ściągnąłby policję.Nie tak blisko mieszkania.Zerknęła na jaśniejące niebo, po czym wzięła trupa na plecy i weszła z powrotem na poddasze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki