[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po mniej więcej minucie Twilly powiedział Desie, żeby zawołała psa.Sam podszedł do miejsca,w którym labrador kopał, i czubkiem buta powiększył jamę.Potem pochylił się i podniósł perłową grudę zmiażdżonych ropuszek.- Proszę tu podejść, pani Stoat.- Nie, nie podejdę.- Chciała pani dowodu, prawda?Ale Desie już uciekała, a McGuinn biegł tuż za nią.Pózniej, już w samochodzie, Twilly powiedział jej, że nadszedł czas, aby wróciła do domu.Nie byłaprzygotowana na dalszą dyskusję.Wysadził ją na stacji benzynowej w Bronson i dał jej dwiepięćdziesiątki na śniadanie, ubrania i taksówkę do Gainesville.A żeby nie włóczyła się na wpół naga,kupił jej w automacie plastikową pelerynę.Płaszcz przeciwdeszczowy był jaskrawożółty i składał się wzawiniątko nie większe niż paczka cameli.Desie rozwinęła go i bez słowa założyła na siebie.Twilly podprowadził ją do budki telefonicznej i wsunął do jej prawej; dłoni ćwierćdolarówkę.- To ja już pojadę.- powiedział.- Czy nie mogę się pożegnać z Bood.to znaczy z McGuinnem?- %7łegnałaś się z nim już dwa razy.- Pamiętaj tę sztuczkę, którą ci pokazałam.Jak podawać mu pigułki.W rostbefach.Szczególnie lubisurowe.- Damy sobie radę - powiedział Twilly.- I nie pozwalaj mu wchodzić do wody, dopóki nie zagoją się szwy.- Nie martw się - rzekł.Desie dostrzegła swoje odbicie w pękniętych szklanych drzwiach budki telefonicznej.Zmiejąc sięniepewnie, powiedziała:  Boże, co za koszmar.Wyglądam jak utopiony kanarek".Grała na zwłokę, bonie mogła dojść do ładu ze swoimi uczuciami, bo nie chciała wracać do swojego bogatego potężnegomęża.Chciała pozostać z tym nerwowym młodym przestępcą, który włamał się do jej domu i porwałulubionego psa.No cóż, oczywiście, że tego chciała.Czyż jakakolwiek normalna, prowadzącaustabilizowane życie żona nie czułaby tego samego?- Mówiłeś o tym serio? - zapytała Twilly'ego.Popatrzył na nią z niedowierzaniem.- Widziałaś to, co ja.Do diabła, oczywiście, że myślę poważnie.- Ale pójdziesz do więzienia.- To się jeszcze okaże.- Nawet nie wiem, jak się nazywasz - powiedziała.- Owszem, wiesz - uśmiechnął się Twilly.- Moj e nazwisko jest wydrukowane na kwicie z agencjiwynajmu samochodów, na tym, który ubiegłej nocy w Fort Pierce świsnęłaś ze schowka na rękawiczki.Zarumieniła się.- Oops.Gdy Twilly się odwrócił, Desie dotknęła jego ręki.- Zanim wrócę do domu, chcę mieć pewność - odezwała się.- To nie był jakiś kawał? Zwiadomiezakopali wszystkie te nieszkodliwe małe.- Tak, właśnie tak zrobili.- Boże.Jacy ludzie mogliby postąpić w podobny sposób?- Zapytaj męża - rzekł Twilly, cofając rękę.Przyleciał po nią dwusilnikowy beech.Gdy Desie weszła do środka, pilot zapytał:- A gdzie pani przyjaciel?Desie zdenerwowała się.Pomyślała, że pytają o porywacza.- Pies - wyjaśnił pilot.- Pan Stoat powiedział, że podróżuje pani z psem.- Pomylił się.Jestem sama.Samolot wystartował i skręcił na zachód.Desie była zdziwiona, spodziewała się, że zawróci napołudnie.Mrużąc oczy przed rażącym słońcem, pochyliła się i spróbowała przekrzyczeć warkotsilników.- Dokąd lecimy?- Jeszcze jeden przystanek - odpowiedział pilot przez ramię. Panama City.- Po co? - spytała Desie, ale jej nie usłyszał.W czasie ponadgodzinnego lotu mocno trzęsło, Desie było niewygodnie i zanim dotarli na miejsce,gotowała się ze złości.Palmer powinien przylecieć, żeby ją odebrać, tak powinien postąpić mąż, któregożonę uwolnił porywacz.Albo przynajmniej powinien kazać pilotowi, żeby przywiózł ją bezpośrednio dodomu, on tymczasem zmuszał ją do odbycia tego pełnego podskoków dodatkowego lotu.Desieprzypuszczała, że Palmer wykorzystał wypożyczony samolot, aby zabrać jednego ze swoich ważnychkumpli i zaoszczędzić tym samym kilka zielonych na oddzielnym czarterze.Zastanawiała się, kto będziez nią leciał podczas powrotnego rejsu do Lauderdale, i miała nadzieję, że nie będzie to któryś z tych dupków -jakiś burmistrz albo senator.Niektórzy z klientów Palmera byli do zniesienia w niewielkichdawkach, ale Desie nie cierpiała polityków, z którymi jej mąż tak chętnie się bratał.Nawet Dick Artemus,niewątpliwie charyzmatyczny gubernator, potrafił podpaść Desie obrzydliwym etnicznym dowcipemzaledwie kilka minut po tym, jak ich sobie przedstawiono.Desie już miała zamiar chlusnąć mu margaritąw twarz, kiedy wtrącił się Palmer i odprowadził ją w jakiś kąt.Ale w Panama City do beechcrafta nie wsiadł żaden pasażer.Pilot wyszedł na chwilę z samolotu, wróciłz pudełkiem po butach Nike i poprosił Desie, by trzymała je w czasie lotu.- Co jest w środku? - zapytała.- Nie wiem, proszę pani, ale pan Stoat powiedział, żeby się tym szcze gólnie zaopiekować.Powiedział,że to coś naprawdę cennego.Przez okno Desie widziała cadillaca zaparkowanego na płycie lotnisl koło Terminalu Butlera.Przydrzwiach kierowcy stał Azjata w średnim wieku, ubrany w malinowy golf i lśniące brązowe spodnie.Mężczyzna liczył plik pieniędzy, który następnie włożył do portfela.Gdy samolot zaczął koło-1 wać,Azjata podniósł głowę i pomachał, zapewne do pilota.Desie poczekała, aż uniosą się w powietrze, i dopiero wtedy otworzyła j pudełko.W środku znajdowałsię matowy pojemnik wypełniony miałkim jasnym proszkiem.Gdyby nie dziwny piżmowy zapach, Desiezapewne uznałaby, że to jakiś dodatek do ciasta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki