[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamiast wydziwiać,skup się na mnie i facecie, z którym będęrozmawiać.Zależy mi głównie napodwójnym ujęciu, ale na mój znak możeszzrobić zbliżenie jego twarzy.Na przykładpodrapię się w głowę  może być? %7łebyzrobić zbliżenie, musisz. Wiem, jak obsługiwać betacam. To dobrze.Masz taśmy na godzinę ibaterii na dwie.Ale wszystko nie powinnopotrwać dłużej niż kwadrans.174 175  Mniej więcej tyle, co egzekucja.Jakieśostatnie życzenie?Runę uśmiechnęła się nerwowo. Tbmoja pierwsza główna rola. W takim razie trzymam kciuki zapewnił ją Stu.Sądziła, że może się nie pojawić.Potemprzyszło jej do głowy, że jeśli jednakprzyjdzie, usiądzie gdzieś na uboczu, żebymóc niepostrzeżenie sięgnąć po broń ztłumikiem, strzelić jej prosto w serce i uciec i żeby minęło przynajmniej pół godziny,zanim ktokolwiek zauważy, że nie ucięłasobie drzemki w palącym, sierpniowymsłońcu.Widziała taką scenę w jakimśstarym filmie, chyba z Peterem Lorrem.Ale Michael Schmidt ją zaskoczył.Jakbyidąc Runę na rękę, zajął miejsce przystoliku na środku restauracyjnego ogródkaotaczającego wielką fontannę w CentrumLincolna.Nerwowo rozglądał się wśród tłumu, ażwreszcie ją dostrzegł.Musiał ją rozpoznać,bo w spojrzeniu, jakie w nią wbił, błysnęłozrozumienie, a ułamek sekundy pózniej wściekłość.Runę zawahała się, wsunęłarękę do kieszeni i włączyła magnetofon.Schmidt zauważył jej gest i odchylił się nakrześle, najwidoczniej podejrzewając, żema przy sobie broń.Wyraznie się bał.Runępodeszła do jego stolika. To ty!  syknął producent. Byłaś umnie w teatrze.Runę usiadła. Okłamał mnie pan.Niepowiedział, że zaproponował Shelly rolę, apotem się z tego wycofał. I co z tego? Dlaczego miałbym cicokolwiek mówić? Przerwałaś mi ważnespotkanie.Mój umysł pracuje inaczej niż uzwykłych zjadaczy chleba.Nie pamiętam176 na zawołanie wszystkich nudnych szcze-gółów. Wiem też o waszej kłótni. Sprzeczam się z wieloma ludzmi.Jestem perfekcjonistą.Czego ty właściwieode mnie chcesz? Pieniędzy?  Jegowzrok ponownie przesunął się pootaczającym ich tłumie.Przypominałspłoszoną zwierzynę. Po prostu proszę odpowiedzieć.zaczęła, ale jej przerwał. Ile chcesz? Mów.Proszę. Dlaczego musiał ją pan zabić? spytała brutalnie.Schmidt nachylił się nad stolikiem.Skąd pomysł, że ją zabiłem? Bo próbowała pana szantażować, żebydał jej pan tę rolę.Schmidt mruknął gniewnie:  I cozamierzasz z tym zrobić? Pójdziesz napolicję?177 Zaniepokoił ją ruch jego rozbieganychoczu.Już dwukrotnie zerknął w stronęsąsiedniego stolika.Runę podążyła za jegospojrzeniem i zobaczyła dwóch mężczyznsiedzących nad nietkniętymi, bajeczniekolorowymi kanapkami.Jezu Chryste, płatni zabójcy!Schmidt musiał ich wynająć.Tenchudszy mógł być nawet facetem wczerwonej wiatrówce.Nie miało dla nichznaczenia, że znajdowali się w miejscupełnym ludzi  bez wahania sprzątną ją tui teraz.Albo będą ją śledzić i wykończą wjakiejś ciemnej uliczce, jak MarlonaBrando w Ojcu Chrzestnym.Schmidt jeszcze raz zerknął w bok, poczym spojrzał prosto na nią.Mężczyznilekko się poruszyli. Powiedz mi wreszcie, ile chcesz!Cholera.Koniec zabawy, pora stądzmykać.Runę podniosła się z krzesła.Schmidt patrzył teraz na kieszeń, gdzieukryła magnetofon.Jego oczy rozszerzyłysię.Głowy obu mężczyzn obróciły się w jejstronę.Naraz Schmidt rzucił się do tyłu i upadłna ziemię, wrzeszcząc:  Aapcie ją, łapcie!Wśród pozostałych gości rozeszło sięgłośne westchnienie przestrachu; zrywalisię od stolików, a niektórzy wręczprzykucali na chodniku.Wynajęci cyngle również się poderwali.Metalowe krzesła z hałasem upadły nabruk.W ich dłoniach błysnęła broń.Rozległy się krzyki; ludzie rzucali się nachodnik, tłukły się kieliszki, w powietrzulatały talerze.Na ziemię posypał się deszczsałaty, pomidorów i rogalików.178 Runę rzuciła się pędem w kierunku AleiKolumba i pognała na północ.W pewnejchwili obejrzała się; płatni zabójcy bylituż-tuż.Mieli niezłą kondycję.Debile, wokół są setki świadków! Cowam strzeliło do tych zakutych łbów?!Bolały ją nogi i kłuło w płucach.Alebiegła, ile tchu w piersiach.Na rogu Siedemdziesiątej Drugiejzerknęła przez ramię.Nigdzie nie było ichwidać.Zatrzymała się, oparła o ogrodzenieprzy jakiejś opuszczonej parceli izaciskając kurczowo palce na metalowejsiatce, usiłowała złapać oddech.Na pobliskim przystanku zatrzymał sięautobus.Runę ruszyła w jego stronę.179 W tym samym momencie zza furgonetkiwyskoczyli zaczajeni tam zabójcyRunę krzyknęła, rzuciła się na ziemię,przeturlała w kierunku ogrodzenia i przezdziurę w siatce wczołgała na teren parceli.Tam chwiejnie zerwała się na nogi ipomknęła w stronę wznoszącego się poprzeciwnej stronie działki budynku.Była toszkoła.Pusta szkoła.Podbiegła do drzwi.Zamknięte.Runę obejrzała się.Mężczyzni biegli wjej stronę, drobiąc niespiesznie i usiłując nierzucać się w oczy.Do boków przyciskalipistolety.Jedyną drogę ucieczki stanowiła długa iwąska uliczka.Po drugiej stronie musiałaznajdować się jakaś ulica, drzwi, okno,cokolwiek.Runę biegiem dopadła jej końca, aleuliczka okazała się ślepa.Zauważyłajednak rozchwierutane drzwi.Uderzyła wnie barkiem, ale drewno okazało sięsolidniejsze, niż sądziła.Runę odbiła się odgrubych, dębowych desek i upadła naziemię.Dotarło do niej, że to już koniec.Płatnizabójcy byli coraz bliżej.Rozglądali sięostrożnie na boki, nie próbując nawetukrywać broni.Runę uklękła i rozejrzała się wposzukiwaniu cegły, kamienia albo chociażjakiegoś kija.Na próżno.Akając, osunęłasię na ziemię. Nie, nie, nie.Mężczyzni byli tuż przy niej.Poczuła nakarku chłód lufy.Zakwiliła i objęła ramionami głowę.Nie.W tym samym momencie jeden znapastników powiedział:  Jesteś180 aresztowana.Masz prawo zachowaćmilczenie.Masz prawo do adwokata i maszprawo żądać, żeby był obecny przy twoimprzesłuchaniu.Jeżeli zrezygnujesz z prawado milczenia, wszystko, co powiesz, możebyć użyte przeciwko tobie w sądzie.Dwudziesty posterunek do złudzeniaprzypominał nowojorski pośre- dniak, tyleże nie było tam tak wielu  albo równiewielu  scenarzystów i aktorów.Ten samporysowany pleksiglas, tabliceogłoszeniowe zawieszone dziesiątkamizapisanych na maszynie świstków, to samotanie linoleum i świetlówki pod sufitem.Iten sam kłębiący się tłum interesantów.Wyjątek stanowili gliniarze, całe mrowierosłych gliniarzy.Kajdanki okazały się cięższe, niż sądziła,wcale nie jak bransoletki.Oparła dłonie napodołku i zastanawiała się, czy za rokwyjdzie z pudła.181 182 Jeden z  płatnych zabójców", detektywYalkowsky, posadził ją napomarańczowym krzesełku z włóknaszklanego, jednym z sześciu zbitych zesobą w jedną ławkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki